AZS AWF Poznań o krok od niespodzianki (relacja)

Piast Szczecin wygrał dopiero w tie-breaku z outsiderem pierwszej ligi kobiet, AZS AWF Poznań. Niewątpliwie bohaterką tego spotkania była, wybrana MVP, Edyta Rzenno, która swoją zagrywką siała popłoch w szeregach rywalek. - Zwycięstwo w takich okolicznościach jest cenniejsze niż gładkie za trzy punkty. W takich meczach kształtuje się charakter zawodnika. Im więcej będziemy mieć takich sytuacji teraz, tym w tych najważniejszych spotkaniach sezonu będzie to procentować i dziewczyny będą wygrywać - powiedział po meczu Marek Mierzwiński.

Piast Szczecin - AZS AWF Poznań 3:2 (25:12, 23:25, 21:25, 25:12, 15:6)

Składy:

Piast Szczecin: Anna Szydełko, Edyta Rzenno, Malwina Konkolewska, Justyna Sachmacińska, Paulina Chojnacka, Marta Szymańska, Marta Siwka (libero) oraz Irina Archangielskaja.

AZS AWF Poznań: Olga Owczynnikowa, Daria Paszek, Aneta Duda, Marianna Łakomy, Urszula Bejga, Magdalena Jagodzińska, Natalia Narożna (libero) oraz Martyna Wardak, Justyna Filipowicz, Monika Weder, Marta Salamon.

Pojedynek Dawida z Goliatem - tak w skrócie można było powiedzieć o tym meczu przed jego rozpoczęciem. Pierwsza partia okazała się być potwierdzeniem tego stwierdzenia, bo już na początku, gdy na zagrywkę weszła Edyta Rzenno i serią zagrywek postraszyła przeciwniczki na tablicy wyników było 8:1 i trener Wojciech Lalek wykorzystał już dwie przysługujące mu przerwy. Nic one nie pomogły, bo ta seria serwisów szczecińskiej siatkarki została przerwana gdy ona sama posłała piłkę w siatkę. - Nie poradziliśmy sobie z przyjęciem zagrywki Edyty Rzenno. Straciliśmy w tej partii zbyt dużo punktów w jednym ustawieniu żeby myśleć o wygranej. Odpuściłem, praktycznie wymieniłem całą szóstkę, chciałem żeby dziewczyny się trochę uspokoiły i zebrały na kolejną partię - powiedział Wojciech Lalek, trener AZS AWF Poznań. Zmiana niemal całej szóstki nic jednak nie pomogła. Piast grał swoje i zwycięstwo w tej partii było tylko kwestią czasu. Przyjezdne nie mogły nic zrobić. Bardzo ciężko przychodziło im zdobywanie punktów. W przeciągu całego seta, po własnych akcjach poznanianki zdobyły cztery punkty, a resztę inkasowały za sprawą błędów gospodyń, na które, przy rosnącej przewadze, mogły sobie na nie pozwolić. Tym sposobem Piast wygrał pierwszego seta 25:12.

Po pierwszej odsłonie wszyscy zgromadzeni w hali byli niemal pewni, że miejscowe gładko rozprawią się z przeciwniczkami. Jak się jednak okazało w praktyce, dostosowały się do nich poziomem i spotkanie bardzo się wyrównało. - Po raz kolejny zbyt nerwowo podchodzimy do meczów z drużynami dolnej części tabeli - żalił się po meczu Marek Mierzwiński , szkoleniowiec Pro Kon Stal Piasta Szczecin. - Wiadomo, że spotkanie samo się nie wygra. Przeciwnik, który jest niżej notowany ma margines popełnianych błędów, dzięki temu może grać na pełnym ryzyku. W zasadzie nikt od takiego zespołu nie wymaga zbyt wiele, a jak czasami to ryzyko się opłaci, to na teoretycznie lepszym przeciwniku zdobywają punkty. Gra punkt za punkt toczyła się przez całą partię, a jak już jedna drużyna starała się stworzyć jakąś przewagę to przeciwniczki szybko ją niwelowały. Jednak to dalej mogła być droga do kompletu punktów dla szczecinianek. Było już 23:22 dla Piasta, ale najpierw skutecznie zaatakowała Marianna Łakomy, a później miejscowe niedokładnie przyjmowały zagrywkę. Prezent w postaci przechodzących piłek wykorzystały Aneta Duda i Urszula Bejga. Tym sposobem AZS AWF Poznań doprowadził do remisu 1:1.

Trzeci set rozpoczął się od wybuchu śmiechu na trybunach. W roli głównej wystąpiła Olga Owczynnikowa, która próbowała zaskoczyć przeciwniczki efektowną kiwką, a trafiła… w środek siatki. Jednak szybko o tym niefortunnym zdarzeniu zapomniała i rozgrywała na tyle dobrze, że AZS mógł toczyć zacięty bój z rywalkami do samej końcówki seta. Nie bez winy jest też sam Piast, którego gra wyglądała bardzo słabo - Mieliśmy ogromne problemy z obroną, graliśmy bardzo nerwowo. Piłki, które dostawaliśmy za darmo dogrywaliśmy na 3-4 metr, więc siłą rzeczy skrzydłowe cały czas atakowały na podwójnym bloku - tłumaczył Mierzwiński i dodał - Natomiast jak przeciwnik atakował bądź mijał blok, no niby dużo piłek podbiliśmy, ale leciały one albo bezpośrednio na drugą stronę, albo na takie wysokości, że rozgrywająca nie mogła nic z niej zrobić. Czasami nie wyprowadzaliśmy kontr, a to zawsze kończyło się źle. Widziałem, że w pewnym momencie dziewczynom opadły ręce. Opadły one na tyle, że skończyło się to dla nich tragicznie. Przy stanie 22:21 dla przyjezdnych skutecznie zaatakowała Bejga, a szczecinianki kolejne dwa punkty, potrzebne do zakończenia partii, podarowały przeciwniczkom popełniając błędy. - Dziewczyny w trudnych końcówkach muszą się odnajdywać na boisku i radzić sobie - mówił Mierzwiński. W tym momencie z przewidywanych, pewnych trzech punktów dla Piasta zrobiła się szansa na trzy punkty dla AZSu, co byłoby ogromną niespodzianką.

Czwarta partia rozpoczęła się niepozornie. Najpierw Piast wyszedł na prowadzenie 5:3, ale chwilę później usnął na boisku i stracił cztery z rzędu. Trener Mierzwiński musiał wziąć czas żeby jego zawodniczki zaczęły reagować, na to co się dzieje na boisku. Pomogło to na tyle, że punkt po ataku zdobyła Paulina Chojnacka. Dzięki temu w pole zagrywki mogła wejść Edyta Rzenno, która już w pierwszym secie popisała się nieprzeciętną zagrywką. Tak było też tym razem. Za sprawą jej serwisu Piast zdobył dziesięć punktów w jednym ustawieniu, a środkową gospodyń nie wybiły z rytmu nawet dwie przerwy wzięte przez trenera gości. Później już wszystko potoczyło się tak jak w pierwszym secie. Na szczęście Edyta Rzenno w porę wzięła się w garść, pociągnęła tą serię zagrywek i to zasiało iskierkę nadziei w sercach koleżanek. Dzięki temu doprowadziliśmy do tie-breaka - mówił z ulgą w głosie Mierzwiński. Nie ma co ukrywać, gdyby nie Rzenno, to Piast pewnie przegrałby ten mecz,a tak wyszedł z tego pojedynku z twarzą, choć przed szczeciniankami był jeszcze piąty set. Natomiast AZS Poznań nawet nie próbował gonić wyniku. - Moje zawodniczki muszą się uczyć odpowiedzialności, dzięki której będą mogły pociągnąć grę. To są fantastyczne zawodniczki i twierdze, że jeżeli się utrzymamy to w przyszłym roku możemy być mocną drużyną. Warunki fizyczne i możliwości tych siatkarek są ogromne, brakuje tylko doświadczenia i mądrości siatkarskiej - tłumaczył swoje siatkarki Wojciech Lalek.

Widać było, że tie-breaka zawodniczki Piasta rozpoczęły jeszcze na fali poprzedniej partii. Dzięki temu na samym początku było już 5:0 i dopiero po drugiej przerwie wziętej przez Lalka jego zespół zaczął zdobywać punkty. Jednak po zdobyciu trzech oczek z rzędu i czasie, tym razem dla Mierzwińskiego, wszystko wróciło do normy. Tie-break to taki koszmarny set, w którym wszystko się może zdarzyć. Równie dobrze dwie pierwsze piłki mogły paść naszym łupem i gra zupełnie inaczej by się potoczyła. Piąty set jest bardzo psychologiczny. Moje zawodniczki są bardzo młode i mało wierzące w siebie, a bierze się to stąd, że mało spotkań wygrały. Jeżeli się dużo przegrywa, to ma się wątpliwości czy się uda przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ręka się waha w momentach decydujących o losach meczu - mówił po meczu Lalek. Może dlatego jego zawodniczki zdołały zdobyć zaledwie trzy oczka, podczas gry Piast miał już piłkę meczową w górze (14:6). Szczecinianki na zakończenie tej rywalizacji popisały się efektownym blokiem i tym samym mogły przypisać do swojego konta tylko albo może i aż dwa punkty.

Źródło artykułu: