Przypomnijmy, że Polacy zakończyli udział w Pucharze Świata na 3. miejscu, przegrywając awans olimpijski w ostatniej kolejce, po porażce 1:3 z Włochami. Naszym siatkarzom do wywalczenia promocji nie wystarczył bilans 10 zwycięstw i 1 porażki, a już około dwa tygodnie po zakończeniu zmagań w Japonii musieli oni rozpocząć rywalizację w mistrzostwach Europy. Po porażce 2:3 w ćwierćfinałowym boju ze Słowenią, pod zarzutem Stephane'a Antigi zaczęły padać zarzuty, że niektórzy siatkarze zostali przez niego zabrani na wakacje. Wiązały się one z tym, że szkoleniowiec, nawet w momentach wymagających natychmiastowej zmiany, dawał bardzo mało szans na grę niektórym zawodnikom, takim jak Marcin Możdżonek czy Artur Szalpuk.
- Z mojego doświadczenia, ilekroć spotykaliśmy się na zgrupowaniach reprezentacji, to nigdy nie było tak, że pojechaliśmy na jakąś imprezę w formie wakacji. I nie wydaje mi się, żeby teraz nasi zawodnicy tak do tego podeszli. Było po nich widać lekkie załamanie związane z udziałem w Pucharze Świata i bardziej poszedłbym w tym kierunku, że ten turniej ciągle siedział im z tyłu głowy. Z jednej strony może to wyzwolić dodatkową złość i mobilizację, ale z drugiej, tak jak to było w naszym przypadku, może ciążyć na zespole. Siatkarze gdzieś w głowie mieli także na pewno, że najważniejsze mecze czekają ich w styczniu w Berlinie (kontynentalny turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich - red.). Będą to takie mini mistrzostwa Europy, w okrojonym, ale bardzo mocnym składzie - skomentował Sebastian Świderski.
Podczas czempionatu Starego Kontynentu, Polacy mierzyli się ze Słoweńcami dwukrotnie. Pierwsze spotkanie obu ekip zakończyło się wygraną Biało-Czerwonych 3:1, choć już w nim można było dostrzec, że rywale są ekipą, której absolutnie nie można lekceważyć. Nie licząc bowiem czwartego seta (25:13 dla Polski), postawili oni naszym siatkarzom bardzo solidny opór. Były kapitan polskiej reprezentacji uważa jednak, że mecz pierwszej rundy nie był zwiastunem nieszczęścia Polaków w 1/4 finału.
- Ćwierćfinał był zupełnie odrębną historią. Przed wszystkim po Słoweńcach było widać, że spisywali się w nim zupełnie inaczej niż w meczu grupowym. W spotkaniu pierwszej rundy popełniali dużo prostych błędów, mylili się, nie mogli znaleźć odpowiedniego rytmu. Natomiast w 1/4 finału pozwoliliśmy im się rozegrać i przejąć kontrolę nad biegiem wydarzeń. Słowenia jest drużyną, która na arenie międzynarodowej nie osiągnęła niczego wielkiego, lecz spoglądając na nazwiska występujących w niej zawodników, ich przynależność klubową i osiągnięcia można stwierdzić, że pomimo młodego wieku są już doświadczeni. Jeśli pozwoli im się rozwinąć skrzydła, mogą być niebezpieczni dla każdego - skomentował świeżo upieczony prezes ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Słoweński zespół do wielkiego sukcesu doprowadził włoski trener Andrea Giani. 45-letni selekcjoner jest już prawdziwą siatkarską legendą, ponieważ jako zawodnik wywalczył między innymi trzy medale olimpijskie (srebrny w 1996 i 2004 oraz brązowy w 2000 roku) oraz trzy tytułu mistrza świata (1990, 1994, 1998). Z reprezentacją Słowenii pracuje zaledwie od siedmiu miesięcy, a już zdążył z nią wygrać Ligę Europejską (nie ponosząc po drodze żadnej porażki!) oraz awansować do półfinału mistrzostw Europy.
- Kilkakrotnie graliśmy przeciwko sobie, natomiast nie znam go jako człowieka, ani jego metod pracy jako trenera. Podczas grupowego meczu z Polską widzieliśmy akcję, w której bardzo zdenerwowany odbił piłkę i dostał za to żółtą kartkę. Było to dosyć impulsywne zachowanie, bo nie przypominam sobie, by wcześniej jako trener tak reagował. Możliwe jednak, że wyzwoliło ono u jego podopiecznych większą złość i koncentrację, ponieważ w momencie całego zajścia słoweński zespół grał dziwacznie, popełniając błędy i nie realizując taktyki. A nie chce mi się wierzyć, że w ciągu dwóch dni, między innymi podczas spotkania barażowego z Holandią, gra zespołu odmienia się o 180 stopni i zaczyna on nagle prezentować zupełnie inną siatkówkę, przede wszystkim bardzo efektywną. W ćwierćfinale z Polską, Słoweńcy mieli bowiem bardzo wysoką skuteczność i przeważnie to oni kończyli ważne, decydujące piłki. I właśnie ich wyższa skuteczność w ataku (49 procent, Polska 38 proc. - red.) zdecydowała chyba o końcowym wyniku tego pojedynku - spuentował Świderski.
Albania kupiła awans na Euro 2016? UEFA zbada mecz prowadzony przez polskiego arbitra
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Ciekawe ile jeszcze będzie jak będa tak rozpamiętywać!!!!