WP SportoweFakty: Jak pan ocenia inaugurację sezonu w wykonaniu Developresu SkyRes Rzeszów?
Rafał Mardoń: Nasz początek rozgrywek jest taki jak poprzedni, bo pierwsze mecze mamy z trudnymi przeciwnikami. Rok temu był Chemik Police, a teraz mieliśmy Atom. To bardzo mocny przeciwnik. Po cichu liczyliśmy na ugranie seta lub czegoś więcej. Dziewczyny pokazały się z niezłej strony, przynajmniej w drugim secie. Wtedy była walka punkt za punkt. Sopocianki musiały się mocno sprężyć, aby rozstrzygnąć go na swoją korzyść. Inauguracja wypadła dobrze.
Zespół ma za sobą kilkanaście sparingów, ale na boisku widać było brak zgrania.
- To u nas kulało. Nie da się ukryć, że pierwsza szóstka jest inna niż w zeszłym sezonie. Z meczu na mecz będzie lepiej. Według mnie najbardziej szwankowało przyjęcie. Jak mieliśmy dokładne, to walczyliśmy punkt za punkt. Niestety, traciliśmy punkty seriami przez błędy w odbiorze. To był nasz największy mankament w tym pojedynku.
Co może dziwić, bo Developres w poprzednim sezonie świetnie sobie radził w przyjęciu. Usprawiedliwieniem może być fakt, że brakuje Magdaleny Szabó, która gwarantowała spokój w tym elemencie.
- Zgadza się. W tamtym sezonie to była nasza bardzo mocna strona. Tutaj jest pole do poprawy. Dziewczyny zrobią postępy w przyjęciu, jestem o tym przekonany.
Przed Developresem trudny terminarz, kolejni rywale to: Muszynianka, Impel i MKS Dąbrowa Górnicza. Mariusz Wiktorowicz po czterech kolejkach będzie mógł spać spokojnie?
- Myślę, że tak. Patrzymy na to realnie. W tamtym sezonie było podobnie, bo mieliśmy same trudne mecze na starcie. Nie boimy się rywalek. Graliśmy z Muszynianką dwa sparingi i jeden z nich wygraliśmy. W środę ten zespół przyjeżdża na Podpromie, więc chcemy z nimi mocno powalczyć.
[b]
Jak wygląda współpraca z pierwszymi zagranicznymi siatkarkami w historii klubu?[/b]
- Na samym początku dziewczyny postawiły na naukę języka polskiego. Przez pierwszy miesiąc skupiły się na tym. Wszystkie pochodzą z krajów słowiańskich, więc mają ułatwione zadanie. Z porozumiewaniem się nie ma żadnego problemu. One szybko wkomponowały się w zespół. Nie widzę wielkiej różnicy we współpracy pomiędzy Polkami, a Bonczewą, Jelić i Otasević. One walczą i trenują jak pozostałe zawodniczki.
Przed sezonem deklarował pan podjęcie starań, aby kibice w większym stopniu zapełniali halę na Podpromiu. Jaki jest ich efekt?
- Jak na inaugurację, jesteśmy zadowoleni z frekwencji. Chcielibyśmy ją utrzymać przez cały sezon, bo w poprzednich rozgrywkach początek również był dobry, a potem kibiców było coraz mniej. W tamtym sezonie system rozgrywek był taki, że nie zachęcał do przychodzenia na mecze. Najlepszym magnesem dla fanów i tak są wyniki. Jeśli dziewczyny będą wygrywać, to kibice na pewno będą chcieli przychodzić na Developres.
W porównaniu z poprzednim sezonem, teraz udało się sprzedać więcej karnetów?
- Są to podobne liczby.
Jak na zainteresowanie kibiców danym meczem wpływa fakt, iż jest on transmitowany w telewizji?
- Jeśli ktoś lubi siatkówkę, przychodzi tak czy inaczej. Wielkiego wpływu to nie ma. Czasami decyduje za to pora dnia. U nas na meczach często można było spotkać wiele dzieci, szczególnie z akademii siatkarskich. W sobotę graliśmy o godzinie 20. Trudno oczekiwać na to, że ktoś przyprowadzi do nas dzieci na spotkanie o tej porze. Godzina rozpoczęcia na pewno ma znaczenie.
Z faktu transmisji na pewno bardzo zadowoleni są sponsorzy.
- Zdecydowanie. W telewizji można się pokazać na całą Polskę i reklama jest dużo szersza.