Edward Skorek, złoty medalista igrzysk olimpijskich, mistrz świata, były selekcjoner Biało-Czerwonych, człowiek, który zjadł zęby na siatkówce. Wie o niej wszystko. W rozmowie z WP SportoweFakty nie bał się opowiedzieć o układzie, jaki obecnie panuje w światowym volleyu. Układzie, który niszczy tę dyscyplinę sportu.
WP SportoweFakty: Przegrane mistrzostwa Europy, brak awansu na igrzyska olimpijskie, słaby finał Ligi Światowej. Czy tak wyobrażał pan sobie wyniki polskich siatkarzy w pierwszym sezonie po zdobyciu mistrzostwa świata?
Edward Skorek: Napompowaliśmy balon do granic wytrzymałości. Nie tylko dziennikarze, również trenerzy, działacze, kibice. Całe środowisko. Zapomnieliśmy, że uciekło sporo "powietrza". Mam na myśli Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego, Pawła Zagumnego i Krzyśka Ignaczaka. Przecież to byli zawodnicy, którzy stanowili o sile naszej kadry. Pamiętam, jak za moich czasów zdobyliśmy tytuł mistrzów świata w 1974 roku. Rok później pojechaliśmy na mistrzostwa Europy jako faworyci...
… i zdobyliście srebrny medal. Teraz nasi siatkarze odpadli w ćwierćfinale. Słabe porównanie.
- Nie tak szybko. Nie upraszczajmy. Po pierwsze, u nas odszedł tylko jeden zawodnik z pierwszej szóstki, a nie trzech. Po drugie, nasze srebro było kiepskim wynikiem. Przegraliśmy z Rumunami, męczyliśmy się z Bułgarami, Związek Radziecki nas zmasakrował. To nie był występ na miarę najlepszej drużyny świata. Podobnie jak teraz.
Chce pan powiedzieć więc, że - używając słynnej przyśpiewki kibiców - nic się nie stało?
- Zawsze szukam w życiu pozytywów. W sezonie 2015 w reprezentacji kilka takich dostrzegłem. Świetny debiut Mateusza Bieńka, wejście w szeroki skład Artura Szalpuka, sprawdzenie Grzegorza Łomacza. To były naprawdę mądre i udane decyzje Stephane'a Antigi. Występ podczas Pucharu Świata był rewelacyjny. Widać, że francuscy szkoleniowcy idealnie trafili z formą. Zabrakło nam jedynie szczęścia. W każdym długim turnieju zdarza się jeden słabszy mecz. W naszym przypadku trafiło akurat na najważniejsze spotkanie - z Włochami. Pech.
Co dalej? Jak przygotować się do najważniejszego turnieju ostatnich lat, kwalifikacji w Berlinie?
- Normalnie. Teraz będziemy mieli ligę. Zacieram ręce, bo zapewne pojawi się kilku fajnych, młodych zawodników, którzy być może już w 2016 roku będą głośno pukali, a może nawet dobijali się do drzwi kadry. Potem krótki okres przygotowań i walka o Rio de Janeiro. Jestem spokojny. Duet Antiga-Blain odpowiednio nas przygotuje.
[b]
Mistrzostwa Europy to nie tylko rywalizacja sportowa. To również wybór nowego szefa CEV. Został nim Aleksandar Boricić. Człowiek mocno kontrowersyjny, o czym pisaliśmy na łamach WP SportoweFakty.[/b]
- Znam Aleksandara od lat. Z jak najlepszej strony. Z pewnością będzie lepszym szefem, niż Andre Meyer. Choć jego możliwości są mocno ograniczone.
Co pan ma na myśli?
- Nie ma żadnych szans, aby odwrócił niekorzystną dla Europy sytuację w światowej federacji. FIVB ma za nic przedstawicieli Starego Kontynentu. Rządzą ludzie z Ameryki Południowej, co jeszcze jestem w stanie zrozumieć ze względu na Brazylię i Argentynę, Afryki, NORCECA, czyli Ameryki Północnej, Środkowej oraz Karaibów i świata arabskiego. Działacze z krajów, które nie mają żadnych sukcesów, decydują o rozwoju siatkówki. Paranoja.
Te kraje na "salony" wprowadził Ruben Acosta.
- Nie do końca. Acosta był bardziej sprawiedliwy. Potrafił docenić wkład Polski w rozwój siatkówki na świecie. Przedstawiciele naszego kraju jeździli po całym świecie, obserwowali najważniejsze turnieje, od juniorów po mistrzostwa świata seniorów. Nie tylko obserwowali, podpowiadali, byli zaangażowani. Zbyszek Rusek, Andrzej Kiszczak, nawet moja skromna osoba - wszyscy czuliśmy, że FIVB nas potrzebuje. Staraliśmy się dobrze pracować, mieliśmy swój wkład w zmiany, których siatkówka potrzebuje. Odkąd na stanowisku szefa FIVB znalazł się Ary Graca, nastąpiła blokada. Teraz sędziami zarządza Egipcjanin, finanse trzyma jego rodak, wiceprezydent jest z Dominikany. No przecież to są jakieś żarty. Potem dochodzi do sytuacji, że podczas MŚ sędziują ludzie z krajów, które siatkówki na oczy nie widziały. Ci ludzie mają rozstrzygać sporne sytuacje między Wlazłym, a Rouzierem. To nawet nie jest śmieszne.
[b]
Dlaczego Graca tak forsuje "republiki bananowe"?[/b]
- Bo stworzył się układ. Układ, którego Boricić nie jest w stanie ruszyć. Europa nie jest w stanie ruszyć. Przed nami walka na wiele, wiele lat. Trzeba od dołu, powoli, szukać nowych koalicjantów, może na początek Azjatów i szykować zmiany. Bo Polska, Włochy, Rosja, Francja, muszą dojść do władzy FIVB. Te kraje wyznaczają trendy w siatkówce. Skupię się na naszym kraju. To my wprowadziliśmy wyjątkową oprawę w Lidze Światowej, to u nas urodziła się wideoweryfikacja, to my zorganizowaliśmy mecz otwarcia MŚ na Stadionie Narodowym. Nasz wkład jest niedoceniany.
Będzie miał okazję to zmienić były prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Mirosław Przedpełski. Jak pan przyjął informację, że startował w wyborach i znalazł się w gronie osób, które zostały oddelegowane do władz FIVB?
- No cóż, ze względu na zeszłoroczne wydarzenia wokół Przedpełskiego (chodzi o zatrzymanie przez CBA i kilkumiesięczny areszt - przyp. red.), to decyzja kontrowersyjna. Przypominam jednak, że w Polsce stosuje się zasadę domniemania niewinności. Dopóki więc były prezes nie jest skazany, a przynajmniej nie ma postawionych zarzutów, nie można mu niczego zabronić. Oczywiście dochodzenie w jego sprawie trwa i tym samym Przedpełski wziął na siebie ogromną odpowiedzialność. Bo jeżeli zostanie skazany, to w FIVB będziemy mieli skandal. Dziennikarze z całego świata napiszą, że członek zarządu światowej federacji wylądował w więzieniu. Tym samym Polska się skompromituje i na kolejne lata zostaniemy w FIVB persona non grata. Wierzę, że Mirek o tym pamięta i że wystartował, bo jest pewny swojej niewinności. W przeciwnym wypadku... Nie chcę kreślić czarnych wizji.
Jacek Kasprzyk: nikt nie chce zwalniać Stephana Antigi
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)