Billings został bardzo mile przywitany przez częstochowskich kibiców, którzy w trakcie pojedynku kilkukrotnie skandowali jego nazwisko. Przed pierwszym gwizdkiem sędziego, Amerykanin z rąk prezesa "Akademików", Konrada Pakosza otrzymał także pamiątkową koszulkę. - Kocham Częstochowę - rozpoczął rozmowę w języku polskim. - Bardzo miło było tu wrócić, chociażby ze względu na tych fantastycznych kibiców. Był to chyba jeden z moich ostatnich pobytów w Częstochowie, mam nadzieję jednak, że jeszcze nie ostatni w karierze - dodał.
28-letni gracz nie zostawił suchej nitki na grze swojego zespołu w środowym spotkaniu. Jego zdaniem Fenerbahce zasłużyło na porażkę. - Zagraliśmy bardzo słabo, praktycznie od początku do końca nic nam się nie układało. Zagraliśmy jak zespół z ligi akademickiej. Popełnialiśmy sporo błędów i niestety zasłużyliśmy na porażkę 3:0 - mówił wyraźnie przygaszony.
Zeszłoroczne sukcesy częstochowskiego zespołu, w których wydatny udział miał również Brook Billings, zakończyły pewną epokę klubu. Po odejściu wszystkich podstawowych graczy, częstochowscy działacze rozpoczęli budowę drużyny niemal od podstaw, stawiając w większości na młodych graczy, którzy stawiają dopiero swoje pierwsze kroki na europejskich, a często także krajowych salonach. Billings wierzy, że częstochowianie pokażą jeszcze klasę w Lidze Mistrzów. - Częstochowa to teraz bardzo młody, ale czyniący stałe postępy zespół. Mam nadzieję, że dobrze poradzą sobie w dalszej fazie - twierdzi Amerykanin.
Billings nie ma złudzeń, że częstochowski zespół stać na bardzo wiele i jeśli w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów podopieczni Radosława Panasa nie spuszczą z tonu i zagrają na podobnym poziomie, jak w pojedynku z mistrzami Turcji, nawet wyżej notowanego rywala mogą odprawić z kwitkiem. W kolejnej rundzie na częstochowian czeka już włoska, Copra Piacenza. - Nie wiem z kim częstochowianie zagrają dalej, ale jeśli zagrają podobnie, jak w tym meczu, to mogą sprawić niespodziankę - kończy Billings.