Katarzyna Zaroślińska nie jest pewna występu w Ankarze
Podstawowa atakująca PGE Atomu Trefla Sopot może być dumna z formy swojej drużyny w ostatnim meczu Ligi Mistrzyń. Z drugiej strony "Smoku" wciąż walczy o dojście do pełnej sprawności fizycznej.
Radość ze zwycięstwa u etatowej kadrowiczki z pewnością mącił jej stan zdrowia, który wciąż daleki jest od ideału. "Smoku" podczas meczu w Novarze musiała zejść z parkietu w drugim secie. - We Włoszech nie dawałam sobie zbyt dobrze rady na boisku, ale to wynika z wcześniej odniesionego urazu. W pierwszym meczu z Novarą nabawiłam się kontuzji kręgosłupa, miałam około tygodnia przerwy od treningów. Mój występ w meczu z PTPS wynikał z ustaleń z trenerem: było to dla nas jedno z najważniejszych spotkań tej rundy, po którym miałyśmy zachować pozycję wicelidera. Zdecydowałam się walczyć i z Piłą, i z doskwierającym coraz mocniej bólem. Mecz z KSZO opuściłam, nie trenowałam też w pełni, bo kręgosłup uniemożliwia mi trening z większym obciążeniem. Nie ma więc mowy o budowaniu formy, ciężko też zbudować siłę. Podobnie było w Novarze, gdzie chciałam pomóc zespołowi, ale bez pełnego przygotowania jest to po prostu niemożliwe - powiedziała atakująca.
Siatkarka, powołana przez Jacka Nawrockiego do polskiej kadry otwarcie powiedziała, że nie jest pewna swojego udziału w kluczowym dla Biało-Czerwonych turnieju. - Tak naprawdę wszyscy walczymy teraz trochę z czasem. Jak widać, kondycji nie da się oszukać. Bariery czasowej też nie można przeskoczyć. W tej chwili, co pokazał mecz z Novarą, nie czuję się na siłach pomóc zespołowi - obojętnie, czy to mój klub, czy reprezentacja Polski. Rozmawiałam z selekcjonerem kadry, więc wie, w jakiej znajdujemy się sytuacji. Gra w reprezentacji jest dla mnie zawsze dużą nobilitacją, ale jeżeli nie będę gotowa do gry, nie będę chciała zajmować miejsca komuś, kto może pomóc wprowadzić zespół do igrzysk olimpijskich - podsumowała zawodniczka sopockiego Atomu.