Dziesięć spotkań w lidze, siedem zwycięstw, piąta lokata w tabeli i awans do 1/8 Pucharu CEV - wydawałoby się, że dzięki tym osiągnięciom posada Daniela Castellaniego na stanowisku szkoleniowca Sir Safety Umbria Volley Perugia jest bezpieczna. Stało się inaczej, w dodatku tuż po efektownym zwycięstwie "Block Devils" z LPR Piacenza. - Myślę, że Daniel Castellani jest dobrym człowiekiem, profesjonalistą i jest bardzo dobrze przygotowany do swojego zawodu. Jednak piąte miejsce w lidze nie jest zgodne z naszymi planami i oczekiwaniami. Mieliśmy także na uwadze zbliżający się krajowy puchar i dlatego zdecydowaliśmy się na zmianę - mówił właściciel Perugii Gino Sirci, który szybko naznaczyła na następcę Argentyńczyka byłego selekcjonera kadry Iranu Slobodana Kovaca, który pracował w Perugii w latach 2010-2014 i wprowadził ten klub do włoskiej ekstraklasy.
Czy wszystko odbyło się w zgodzie ze sportową etyką? Argentyński dziennikarz Santiago Gabari ma poważne wątpliwości. Według jego informacji prezes Sir Safety Perugia był, jak określają złośliwie niektórzy kibice, beznadziejnie zakochany w Kovacu i kiedy z funkcji trenera zespołu został zwolniony Nikola Grbić, ekscentryczny Włoch robił wszystko, by autor niegdysiejszych sukcesów klubu wrócił do Perugii. Serb konsekwentnie odmawiał, jako że wciąż był związany z kadrą Iranu i to głównie zaważyło na zatrudnieniu Castellaniego. Prawdziwym zaskoczeniem jest z pewnością fakt, że po inauguracyjnej porażce kadry z Perugii w tym sezonie Serie A1 (0:3 z Calzedonią Verona) Sirci miał podpisać z Kovacem kontrakt obowiązujący... od sezonu 2016/2017.
Były selekcjoner Polaków od początku nie miał łatwo. Prezes klubu od początku dawał mu odczuć swoją niechęć: nie przychodził na mecze rozgrywane w PalaEvangelisti, ograniczył rozmowy z trenerem do minimum i wywierał ogromną presję na zawodnikach. Momentem kryzysowym była porażka 0:3 z Cucine Lube Bancą Marche Civitanova, ale Castellani zdołał podnieść morale drużyny, prosząc, by nie przejmowali się zamieszaniem związanym z jego osobą. To pomogło, ale Argentyńczyk nie ocalił posady. Nawet kibice skandujący nazwisko odchodzącego w przykrych okolicznościach trenera nie zdołali przekonać Sirciego, zapatrzonego w swojego ulubieńca.