Oskar Kaczmarczyk: Benjamin Toniutti zagrał prawie wszystko inaczej niż zakładaliśmy

Reprezentacja Polski przegrała z Francją w półfinale kwalifikacji do IO w Berlinie i zagra o 3. miejsce z Niemcami. - Benjamin Toniutti z premedytacją zagrał prawie wszystko odwrotnie niż sobie założyliśmy - przyznał statystyk Biało-Czerwonych.

Ola Piskorska
Ola Piskorska
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski

WP SportoweFakty: Czego zabrakło w meczu półfinałowym? Dwa sety były wspaniałe, ale w trzecim już dominował rywal.

Oskar Kaczmarczyk: W trzecim secie już pękliśmy po prostu. Na pewno zabrakło nam szczęścia. Przegraliśmy wszystkie challenge i kiedy wydawało się, że już ich przełamaliśmy i będzie setowa dla nas, to zawsze się coś okazywało na naszą niekorzyść. Poza tym popełniliśmy za dużo błędów na zagrywce w drugim secie. W pierwszym jeszcze to było w normie, a w drugim zdecydowanie za dużo.

A jak z naszym blokiem?

- W czasie kiedy trener Niemców prowokacyjnie pytał "gdzie jest polski blok?" na Twitterze, to my mieliśmy na koncie dwa bloki, a Francuzi tylko jeden. Uczciwie trzeba przyznać, że element bloku jest naszym stałym problemem na tym turnieju, można powiedzieć, że w bloku jesteśmy, ale nas nie ma. Poza tym ten mecz był doskonały w ataku i zarówno Ben Toniutti jak i Grzesiek Łomacz zagrali fantastyczne zawody. Wszędzie słyszę zachwyty nad Benem, on to jest już uznana marka na świecie, ale warto też docenić grę Grześka w tym półfinale. Tak grając niedługo dołączy do tych uznanych marek. Zrealizował idealnie wszystkie założenia przedmeczowe i to jest też jego zasługa, że Francuzi mieli tak mało bloków.

Wracając do Bena, zrobił z premedytacją wszystko prawie dokładnie na odwrót w stosunku do naszych założeń. Kilkakrotnie patrzył się na mnie porozumiewawczo, on wiedział, że go rozpisaliśmy i czego się po nim spodziewaliśmy. Ten pojedynek, uczciwie muszę przyznać, on wygrał. Co na pewno ułatwiło mu jeszcze pracę, to doskonałe przyjęcie w drużynie. My podejmowaliśmy naprawdę duże ryzyko na zagrywce, a na nich nie robiło to wrażenia.

Sporo serwisów szło w Kevina Tillie, a on akurat przyjmował dziś wręcz perfekcyjnie. Może trzeba było go omijać?

- W tym było jeszcze kilka innych ukrytych celów, nie chodziło tylko o trafianie w Kevina, ale również o zagrywkę do konkretnej strefy. Mieliśmy do wyboru serwować w Tillie, Grebennikowa i Ngapetha, to nie jest łatwy wybór, w takiej sytuacji trzeba ryzykować. Nie wyszło nam to do końca.

Dwa pierwsze sety to były najlepsze kiedykolwiek w wykonaniu tej reprezentacji?

- Najlepsze to są te, które się wygrywa. Nikt nam nie doda punktów za ładną grę i wartości artystyczne.

Pod koniec trzeciego seta po polskiej stronie było już sporo rezerwowych na boisku. Jeden z nich, Wojtek Żaliński, miał piękną serię w polu serwisowym i odrobiliśmy wtedy sporo część straty do Francuzów. Może te zmiany powinny nastąpić wcześniej, może rezerwowi wnieśliby nową energię?

- Teraz możemy już tylko gdybać. Na pewno zmiennicy dali z siebie wszystko i nawet przy przedostatniej piłce walczyli jeszcze do upadłego, choć nikt już nie wierzył w odwrócenie meczu. Z drugiej strony wtedy też Francuzi się mocno rozluźnili, prowadząc z wysoką przewagą i zaczęli podawać nam rękę. Może trzeba było zmienić zawodników wcześniej, ale dwa pierwsze sety zagrali wręcz kosmicznie. Możdżonek świetnie blokuje, ale obecni na boisku środkowi byli nie do zatrzymania w ataku, co było ogromnym atutem, szkoda było ich zdejmować. Tego rodzaju decyzje są zawsze trudne, mają swoje plusy i minusy. No cóż, stało się i nic tego już nie zmieni.

To może przejdźmy do tego, co się jeszcze nie stało. Czy mecz w niedzielę może być podobny do pierwszego seta z piątkowego meczu fazy grupowej pomiędzy Polską a Niemcami, kiedy obie drużyny wyszły podstawowym składem?

- Tak, to może bardzo podobnie wyglądać.

A wtedy byliśmy od nich znacznie lepsi, dominowaliśmy w tym secie.

- To prawda, zawsze można znaleźć kilka kwestii do poprawy, ale generalnie byliśmy od nich znacznie lepsi. Graliśmy dobrze, zresztą jak na całym tym turnieju. Pech spowodował, ze trafiliśmy na Francję, która gra jeszcze lepiej. Najważniejsze w tym momencie jest zresetować się, przespać i wyjść na mecz z Niemcami z przekonaniem, że gramy dobrze i z wiarą, że się uda.

Będziecie analizować mecz półfinałowy, żeby zobaczyć, jak Rosja pokonała Niemców i użyć podobnej broni?

- Zawsze oglądamy wszystkie mecze rywala, więc oczywiście. Ja nawet przed półfinałem oglądałem jedyny w całym 2015 mecz przegrany przez reprezentację Francji, z Ligi Światowej, żeby zobaczyć, jak wtedy USA ich pokonało. Z drugiej strony my mamy Kubiaka, a nie Kliukę i musimy grać swoją siatkówkę.

Co będzie najważniejsze, żeby ich pokonać?

- Generalnie w siatkówce najważniejsze jest przejście, czyli wykorzystywanie swojej pierwszej akcji. My na tym turnieju z tym akurat nie mamy problemu. I musimy to utrzymać i czekać, aż oni pękną. A Niemcy akurat pękają.

Czy to jest dobry znak dla nas, że Gyorgy Grozer zagrał tak słabe spotkanie z Rosją w półfinale?

- Z jednej strony jutro wyjdzie wściekły i raczej drugi raz nie zagra tak samo źle. Z drugiej strony zastanawiam się, czy on nie ma jakichś problemów fizycznych, bo ewidentnie nie grał na sto procent swoich możliwości w półfinale.

Gramy przeciwko gospodarzowi, ale to chyba nie ma tutaj dużego znaczenia? Challenge ogranicza ewentualne błędy sędziowskie, a kibiców jest na trybunach więcej polskich niż niemieckich.

- Był już taki jeden pan z chorągiewką, co się trzy razy pomylił na korzyść Niemców, a z challengem można czasem się zagapić i nie skorzystać. Jednak ściany zawsze pomagają gospodarzom. Ale my się czujemy tutaj dobrze, tak samo jak w Japonii czy Wenezueli. Nie ma takiego kraju na świecie, gdzie nie byłoby Polaków na trybunach, kiedy gramy. Wszędzie jest dobrze.

W Berlinie rozmawiała Ola Piskorska

Robert Lewandowski najlepszym polskim sportowcem
Źródło: TVP
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×