Reprezentacja Francji ostatni swój mecz przegrała w lipcu 2015 z USA i od tamtego czasu była niepokonana. Aż do finału w Berlinie, gdzie pokonali ich Rosjanie 3:1. - Każda seria kiedyś się kończy. Nieszczęśliwie dla nas ta skończyła się akurat na bardzo ważnym meczu, finale, który mógł dać nam awans bezpośrednio do Rio. Ale, jeżeli to jest jakieś usprawiedliwienie, graliśmy przeciwko bardzo mocnemu przeciwnikowi. Podsumowując jednak cały nasz występ w Berlinie, myślę, że możemy być z siebie zadowoleni. Zagraliśmy pięć dobrych spotkań, świetną siatkówkę, ostatnie przegraliśmy po walce, sportowo po prostu - ocenił udział Francji w kwalifikacjach Benjamin Toniutti.
Rozgrywający przyznał, że on i jego koledzy nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w pojedynku z reprezentacją Rosji. - Rosjanie wygrali zasłużenie, byli zdecydowanie lepsi od nas. Wywarli na nas ogromną presję swoją zagrywką i dołożyli także świetnie ustawiony blok. Nie umieliśmy się im przeciwstawić i znaleźć odpowiedzi na ich grę. Myślę, że też nieco zabrakło nam formy fizycznej, bo jako jedyni spośród półfinalistów zagraliśmy pięć meczów z rzędu. To jest końska dawka wysiłku dla każdego. A zwłaszcza dla nas jest to pewien problem, bo my jesteśmy zespołem pozbawionym wielkich i silnych zawodników, nie gramy siłowo, tylko technicznie i to nas kosztuje dużo energii - podsumował kapitan drużyny Trójkolorowych.
Mistrzowie olimpijscy mają za sobą fatalny sezon, w którym osiągnęli najgorszy w historii wynik w Lidze Światowej oraz nie zbliżyli się nawet do obronienia tytułu mistrza Europy. Dlatego ich zwycięstwo w bardzo trudnym i mocno obsadzonym finale kwalifikacji można uznać za niespodziankę. - Nie jestem wcale zaskoczony tym, że Rosjanie doszli na tym turnieju do finału i go wygrali. Oni mają taki potencjał, że jak tylko chcą, to są w stanie pokonać każdego, zawsze i wszędzie. Kiedy są w dobrej dyspozycji, są piekielnie groźni, jak jakaś maszyna - śmiał się rozgrywający.
Podopieczni trenera Laurenta Tillie znani są z doskonałej atmosfery w drużynie i odporności mentalnej. W czasie październikowych mistrzostw kontynentu dwukrotnie podnieśli się z 0:2 i wygrali. - Przypominaliśmy sobie w trakcie meczu finałowego tamte spotkania z mistrzostw Europy, zwłaszcza półfinał z Bułgarią. Wtedy udało nam się z tego wyjść, to i teraz damy radę - tak sobie mówiliśmy, żeby się zmobilizować. Walczyliśmy do samego końca tego meczu, nie poddaliśmy się. Rywal był po prostu lepszy - wyjaśnił Toniutti.
W efekcie porażki w finale Francuzi będą musieli bić się dalej o awans na igrzyska. Razem z Polakami zagrają w turnieju interkontynentalnym ostatniej szansy w Tokio na przełomie maja i czerwca. - Myślę, że obecnie Polacy są znacznie szczęśliwsi niż my obecnie z awansu do tego turnieju, im bardzo niewiele brakowało, żeby w ogóle tam nie pojechać. My jednak liczyliśmy na bezpośredni awans. Sam turniej oczywiście będzie łatwiejszy niż ten berliński, przynajmniej taką mam nadzieję - uśmiechnął się rozgrywający lidera tabeli PlusLigi. - Tylko kalendarz jest po prostu szalony. Jeszcze dziś w nocy wracam do Kędzierzyna-Koźla, gdzie w środę gramy mecz ligowy, a następny trzy dni później i tak do maja. Jadąc do Tokio po całym sezonie ligowym na pewno będziemy zmęczeni, bardziej niż teraz. Ale termin majowy odpowiada drużynom azjatyckim, a z tego co widzę FIVB od dawna im sprzyja i pod nich układa kalendarz imprez międzynarodowych - gorzko podsumował Toniutti.
Ola Piskorska z Berlina