Wojciech Żaliński: Toniutti jest artystą siatkówki

 / WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa
/ WP SportoweFakty / Iza Zgrzywa

W 14. kolejce PlusLigi Cerrad Czarni Radom ulegli ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle 0:3. Wojciech Żaliński nie ukrywał po meczu rozgoryczenia, gdyż była to dla jego drużyny piąta porażka z rzędu. Chwali on natomiast rozgrywającego rywali Benjamina Toniuttiego.

WP Sportowe Fakty: Drugie spotkanie Czarnych z ZAKSĄ w tym sezonie, zupełnie nie przypominało tego z pierwszej rundy. Co się stało?

Wojciech Żaliński: Da się to łatwo zauważyć i my już chyba nie uciekniemy od krytycznych opinii, z którymi musimy się zgodzić. Od pięciu kolejek nie jesteśmy tą samą drużyną z początku sezonu. To była nasza piąta porażka z rzędu, do tego w bardzo słabym stylu. Nie mieliśmy żadnych szans na walkę z ZAKSĄ, która zdominowała totalnie każdy moment tego meczu. Każdy z zawodników ZAKSY zasłużył na jak największe uznanie, ale Toniutti jest artystą siatkówki. Przyjemnie się gra przeciw takiemu zespołowi, ale wynik mógłby być dla nas korzystniejszy.

Poprzedni sezon również zaczynaliście dość przyzwoicie, a ostatecznie rywalizację zakończyliście na 9. miejscu. Jest w tym jakaś analogia?

- Głęboko wierzę, że nie jest to koniec tej drużyny. Obecnie czekają na nas przeciwnicy, z którymi w pierwszej rundzie dosyć zdecydowanie wygrywaliśmy. Po porażce z ZAKSĄ na początku ligi, następnie trafiła nam się seria ośmiu zwycięstw z rzędu, więc mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że za chwilę dojdziemy do normalnej dyspozycji i ponownie będziemy wygrywać. Nie szukałbym natomiast analogii do poprzedniego sezonu, ponieważ uważam, że jesteśmy lepszą drużyną, niż rok temu. Pragnę obiecać, że udowodnimy to już niedługo.

Największą zmianą w Radomiu było sprowadzenie na pozycję pierwszego szkoleniowca utytułowanego Raula Lozano. Czego możecie nauczyć się od fachowego duetu Lozano-Prygiel?

- Myślę, że pod ich batutą możemy grać najlepiej, jak tylko każdy z nas potrafi. Raul nam powiedział przed sezonem, że chciałby, aby każdy z nas zrobił przeskok choć o kilka procent, a wtedy jako drużyna poczynimy ogromny progres. Myślę, że to jest droga, którą powinniśmy podążać, nasz cel, założenie i mam nadzieję, że po sezonie będziemy mogli powiedzieć, że każdy z nas grał o kilka procent lepiej niż poprzednio, a to spowoduje, że jako zawodnicy zyskamy na wartości.

Na początku kariery występował pan także jako atakujący. Można powiedzieć, że ma pan w sobie kreatywność Dominika Witczaka?

- Przyznam, że porównanie do Dominika Witczaka bardzo mi schlebia. Niezwykle szanuję i cenię tego siatkarza. Jeżeli widzi pani między nami jakąś analogię to cenię sobie tę uwagę. Mam doświadczenie na innej pozycji, ale to był jedynie epizod w moim życiu, do którego na pewno nie wrócę.

W ćwierćfinale Pucharu Polski gracie z Lotosem Treflem Gdańsk - drużyną, w której spędził pan kawałek swojego życia. Ale boisko nie zna sentymentów...

- Na tę chwilę uważam, że Lotos nie musi się nas obawiać. Oni kilka dni temu pokonali Modenę, a my nie potrafiliśmy podjąć walki z ZAKSĄ. Chcielibyśmy powalczyć z Gdańskiem i zrobić taką niespodziankę, jaką oni zrobili z Modeną, ale musimy być w zdecydowanie lepszej dyspozycji.

Gdyby się jednak udało, w następnym pojedynku traficie na Jastrzębski Węgiel, albo właśnie na ZAKSĘ.

- Musimy pozostać na ziemi. W tej chwili skupiamy się na powrocie do formy, a nie na tym żeby bić Lotos, czy ZAKSĘ w Pucharze Polski.

Kilka lat temu mówił pan, że na grę w reprezentacji trzeba sobie solidnie zapracować. Minęło trochę czasu i pański wysiłek został doceniony przez Stephane'a Antigę. 

- Myślę, że solidnie zapracowałem na to, żeby trener mnie powołał. Takie rzeczy nie biorą się z przypadku. Musiał mnie długo obserwować. Nie jestem już młodym zawodnikiem, nikt mnie nie powołał za potencjał, tylko za formę, jaką prezentowałem w pierwszej części sezonu. W tej chwili zaczynam się martwić, bo przed reprezentacją wielkie wyzwanie i bardzo chciałbym być częścią tej drużyny, ale jeśli będę w takiej dyspozycji, jaką prezentuję obecnie, trener nawet nie spojrzy w moim kierunku. Więc jak najszybciej muszę odbudować formę i udowodnić w lidze, że mogę się jeszcze Antidze przydać.

Jakby pan podsumował wasz występ na turnieju w Berlinie?

- Na temat tego turnieju wiele się powiedziało i chyba już wszystko. Po prostu Polska awansowała do rozgrywek w Tokio, nie był to cel, jaki reprezentacja miała wcześniej założony - celem był bezpośredni awans do Rio, ale chyba nikt w tej chwili nie narzeka, nikt nie płacze. Był to wyniszczający turniej i pokazaliśmy się jako drużyna z bardzo dobrej strony. Cieszymy się, że lecimy do Tokio, a tam będzie o wiele łatwiej powalczyć o awans do Rio.

Mówił pan, że podziwia Bena Toniuttiego. A co według pana ma w sobie reprezentacja Francji, że pokazuje tak niesamowity poziom?

- Oni są genialnymi siatkarzami o niewyobrażalnych predyspozycjach. Ich ogromne umiejętności siatkarskie powodują, że doskonale grają w siatkówkę. A sukcesy rodzą dodatkowo fajną atmosferę w drużynie.

Tak się złożyło, że po waszym spotkaniu z ZAKSĄ [23.01. - red.] polscy szczypiorniści grają przeciwko Norwegii. Będziecie ten mecz śledzić w autokarze?

- Oczywiście. Jak cały kraj żyjemy drużyną szczypiornistów. Na pewno obejrzymy ten mecz, jak i kolejne. Będziemy kibicować Polakom.

Komentarze (0)