Dawid Murek: Chcemy z Plińskim grać do czterdziestki. Ciekawe, kto pierwszy wymięknie?

Łuczniczka Bydgoszcz przegrała z Cerrad Czarnymi Radom 1:3. Doświadczony przyjmujący ocenił powody porażki, a także zdradził, jak czuje się w roli zmiennika, który ma pomóc drużynie w trudnych momentach.

WP SportoweFakty: Chcieliście się zrewanżować Cerrad Czarnym Radom za dotkliwą porażkę w pierwszej rundzie. Zaprezentowaliście się o wiele lepiej, ale komplet punktów został w Radomiu. Czego zabrakło?

Dawid Murek: Po pierwszych trzech setach można było powiedzieć, że mecz jest bardzo wyrównany, pełen walki. Żaden z zespołów nie chciał odpuścić, co było widoczne na parkiecie. Szkoda, że w końcówkach to radomianie zachowali więcej zimnej krwi, tego na pewno żałujemy. Mieliśmy swoje szanse, których nie wykorzystaliśmy, więc gdzieś to nas boli. Bo mecz mógł się potoczyć inaczej.

No właśnie, przegraliście 1:3, ale chyba zgodzi się pan, że widmo tie breaka nie było takie odległe?

- Niewiele zabrakło, żebyśmy wywieźli chociaż punkt. Ale tak to zwykle jest, że decyduje jedna czy dwie piłki. I tak faktycznie się wydarzyło w meczu z Cerrad Czarnymi Radom, te dwa punkty w trzecim secie zadecydowały o końcowym wyniku. Gospodarze wygrali zasłużenie, bo w czwartej partii mieli już wszystko pod kontrolą. My wiedzieliśmy, że przewaga jest zbyt duża i trudna do zniwelowania, więc niestety spuściliśmy głowy.

Mogliście się chyba spodziewać, że przeciwnicy zrobią wszystko, by wygrać. W końcu byli po serii pięciu porażek z rzędu.

- Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że radomianie tanio skóry nie sprzedadzą i będą się chcieli odbudować. Każdy zespół po tylu porażkach chce w końcu wygrać mecz. Zwłaszcza w przypadku Cerrad Czarnych, bo niektóre ze spotkań przegrali dość niefortunnie. Poza tym mieli naprawdę dobrych przeciwników, więc nie można mówić, ze przeżywają słabszy moment i wpadli w dołek. Na pewno ta seria ich zabolała, więc musieli sobie to wszystko poukładać w głowie. My natomiast cieszymy się ze swojej gry. Przez trzy sety sobotniego meczu naprawdę nie mieliśmy się czego wstydzić. Ale niestety punktów brakuje, więc co z tego, że zaprezentowaliśmy się dobrze, skoro do Bydgoszczy wracamy z zerowym dorobkiem. Porażka na pewno boli, ale nie załamujemy się, bo przed nami kolejne starcia, z rywalami, którzy są w naszym zasięgu.

Warto podkreślić, że w Radomiu dopingowało was dwóch kibiców.

- To jest bardzo miłe, że fani przyjeżdżają i są z nami, pomimo dużej odległości. Są z nami na dobre i na złe, to ważne i zawsze pomaga. Na pewno publiczności w Radomiu nie przekrzyczeli, bo się nie da tego zrobić. Ale pomiędzy setami czy w momencie, gdy kibice Czarnych mieli chwilę przerwy, dało się ich słyszeć. To na pewno daje nam pozytywnego kopa. Doping jest niezwykle ważny, ale komu jak komu, siatkarzom w Radomiu tego mówić nie trzeba. W tej hali jak kibic krzyknie, to od razu gospodarzom gra się lepiej.

- Gdy siatkarze mogą liczyć na doping kibiców, gra im się lepiej - mówi Dawid Murek
- Gdy siatkarze mogą liczyć na doping kibiców, gra im się lepiej - mówi Dawid Murek

Ale pan do atmosfery w radomskiej hali jest już chyba przyzwyczajony?

- Oczywiście, że tak. Ja do Radomia miałem okazję przyjeżdżać niejeden raz, jeszcze wcześniej, gdy grałem w Częstochowie. Już wówczas w tej hali zawsze grało się niezwykle ciężko i żaden faworyt nie mógł być pewny zwycięstwa. Każdy mecz tutaj był bardzo zacięty i niestety nie udawało nam się wygrywać. Chyba każdy zespół już się przekonał o sile radomskiej hali. Tylko gratulować Czarnym, że mają takich kibiców, bo to jest fajny zespół. No i nie można nie wspomnieć o osobie Raula Lozano - dobry trener, który tutaj wszystko poukładał. Nie pozostaje nic innego, jak się cieszyć, że takich wybitnych szkoleniowców mamy w PlusLidze, bo to podnosi poziom i sportowy, i trenerski.

W tym sezonie rzadko wychodzi pan w pierwszej "szóstce". Jak się pan odnajduje w roli zmiennika, który ma odmienić losy gry?

- Na pewno nie jest to komfortowa sytuacja, zwłaszcza, gdy przegrywamy sporą różnicą punktów. Wiadomo, że takie straty trudno odrobić. Staram się wejść na boisko i swoim doświadczeniem pomóc w zniwelowaniu przewagi przeciwnika. Mam nadzieję, że chłopaki gdzieś tam korzystają z rad starszego. Niekiedy to nie wychodzi, tak jak chociażby w meczu z Cerrad Czarnymi. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie będę wiodącym graczem, bo niestety taka jest rzeczywistość i tego się nie oszuka. Ale pomalutku się bawimy, jeszcze siatkówka sprawia mi przyjemność.

Jakiś czas temu założył się pan z Ryszardem Boskiem, że będzie pan grał do czterdziestki. Rozumiem, że zakład wciąż aktualny?

- Jak najbardziej! Zdrowotnie czuję się bardzo dobrze, więc mam nadzieję, że tak będzie jeszcze w następnym sezonie.

Daniel Pliński też powiedział, że chciałby pograć do czterdziestki. Kolejny zakład?

- Razem z Danielem będziemy się trzymać naszych postanowień. Zobaczymy, kto pierwszy wymięknie. Ale chyba już wystarczy tych zakładów (śmiech). Nie chodzi wcale o to, by coś komuś udowadniać. Po prostu fajnie, że siatkówka wciąż sprawia nam radochę.

Rozmawiała Agata Kołacz

Źródło artykułu: