Marco Falaschi: Drabinka Pucharu Polski nie wygląda na sprzyjającą

Ekipa Lotosu Trefla Gdańsk w niedzielę pokonała Effectora Kielce 3:1, zaś w czwartek wyleciała do Wrocławia na turniej finałowy Pucharu Polski.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki

Marco Falaschi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty przyznał, że to głównie jego zespół przyczynił się do tego, że niedzielne spotkanie z drużyną z Kielc trwało cztery sety.

- Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że tak będzie. To prawda, że kielczanie zagrali świetne mecze z Asseco Resovią i PGE Skrą, ale uważam, że to zależało od nas. Tego dnia mieliśmy problemy ze stabilnym przyjęciem, gubiliśmy trochę koncentrację, nie do końca rozumiem dlaczego. Z takich meczów najważniejsze są trzy punkty i już - przyznał rozgrywający Lotosu Trefla Gdańsk.

W tym meczu z powodu kontuzji nie mógł jeszcze wystąpić Mateusz Mika. Jednak włoski zawodnik nie chce tym faktem usprawiedliwiać słabszej postawy w odbiorze zagrywki.

- Tym składem przecież wygraliśmy z Modeną. Od trzeciego seta na boisku byli dokładnie ci sami zawodnicy, którzy grali w tym meczu. Seba (Schwarz -przyp. red.) wrócił dopiero w poprzednim tygodniu. Wiemy, że nie jest jeszcze w najlepszej formie, ale dążymy do tego, by zarówno on jak i Mateusz Mika mogli zagrać we Wrocławiu - powiedział Falaschi.

Gdańszczan czeka teraz rywalizacja w Pucharze Polski. Przed rokiem udało im się zdobyć to trofeum, choć nasz rozmówca jest dość ostrożny przy prognozie występu w tym turnieju.

- Jeśli dojdziemy do finału, to będziemy po solidnym dwumeczowym maratonie. Nie wiemy, co wydarzy się we Wrocławiu. To będzie naprawdę zacięta rywalizacja, szczególnie dla nas, bo drabinka nie wygląda na sprzyjającą - przyznał Włoch.
Marco Falaschi przypomina o tym, jak istotny w sporcie jest wpływ kibiców Marco Falaschi przypomina o tym, jak istotny w sporcie jest wpływ kibiców
Rozgrywający Lotosu Trefla odrzuca argument, że w Pucharze Polski nie ma o co grać. Przypomina pozytywne chwile z ubiegłorocznej edycji.

- Ja bym na to jednak tak nie patrzył. W zeszłym roku wygraliśmy go u nas, w Gdańsku i sprawiliśmy naszym kibicom mnóstwo radości. Teraz też chcemy to zrobić, choć już nie u nas w domu - zapowiedział.

Choć dla wicemistrzów Polski terminarz w najbliższych tygodniach będzie dosyć napięty, Falaschi znajduje światełko w tunelu, bowiem wraz z kolegami z drużyny znacznie częściej występować będą na własnym boisku.

- Najważniejsze mecze drugiej rundy - z PGE Skrą, ZAKSĄ i Asseco Resovią zagramy właśnie w Ergo Arenie. Liczymy na to, że kibice przyjdą tłumnie i będą nas wspierać. Chcemy, żeby przychodziło na nasze mecze jeszcze więcej widzów, bo przecież w tej hali spokojnie się wszyscy zmieszczą - zachęcał włoski rozgrywający.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×