Miniony weekend nie był udany dla ekip, które w środowy wieczór rywalizować będą w grodzie nad Brdą. Łuczniczka Bydgoszcz w słabym stylu uległa Asseco Resovii Rzeszów, natomiast Lotos Trefl Gdańsk na własnym boisku przegrał 1:3 z Jastrzębskim Węglem. O ile w przypadku podopiecznych Piotra Makowskiego niepowodzenie było wkalkulowane w daleką wyprawę, to straty poniesione na własnym parkiecie mogą wicemistrzów Polski drogo kosztować. Mateusz Mika i spółka w dalszym ciągu muszą bowiem walczyć o miejsce w czołowej dwójce, pozwalającym wystąpić w wielkim finale PlusLigi.
- Jastrzębianie rozegrali znakomity mecz, czego nie można powiedzieć o naszym zespole. Po naszej stronie siatki nic nie funkcjonowało tak jak byśmy sobie tego życzyli. Odstawaliśmy od rywali praktycznie w każdym elemencie, co przełożyło się na porażkę i słabe wyniki w poszczególnych setach - powiedział po spotkaniu z Jastrzębskim Węglem Bartosz Gawryszewski.
Wypowiedź kapitana wicemistrzów Polski najlepiej obrazuje postawę ekipy znad morza w ostatnim starciu ligowym. Gdańszczanie nie zachwycili grą w przyjęciu i skutecznością w ataku, kompletnie rozczarowali natomiast w polu zagrywki i grze blokiem. W tej sytuacji trudno było myśleć o zdobyciu chociażby punktu w starciu z rewelacją rozgrywek. Jeżeli podopieczni Andrei Anastasiego nie poprawią swojej dyspozycji w tych elementach przed meczem w Bydgoszczy, także w starciu z Łuczniczką mogą mieć spore problemy.
Gospodarze do środowego meczu powinni przystąpić wypoczęci, bowiem z podróży do Rzeszowa wrócili w niedzielę nad ranem. Nastroje po tym pojedynku nie były najlepsze, bowiem Jakub Jarosz i jego koledzy w konfrontacji z mistrzami Polski nie zdołali poważniej zagrozić rywalom. - Patrząc na statystyki nie do końca widzę obraz zespołu, który jest na kolanach. Rywale bardzo dobrze serwowali i to znalazło odzwierciedlenie w ich grze. Sporo piłek po ich serwisach przechodziło na drugą stronę, część musieliśmy wystawiać wysoko. To wszystko napędzało przeciwnikowi grę i kontrataki. Przełamanie naszego przyjęcia było kluczem do zwycięstwa - przyznaje atakujący Łuczniczki Bartosz Krzysiek.
W ostatnich dniach gospodarze intensywnie pracowali nad elementami, które zawiodły w Rzeszowie. Jaki będzie efekt przygotowań okaże się w środowy wieczór. Presja bez wątpienia będzie po stronie gości. Miejscowi będą mieli za sobą atut własnej hali i publiczności, która wielokrotnie w tym sezonie podrywała drużynę do walki z najlepszymi. W konfrontacjach z PGE Skrą Bełchatów bydgoszczanie nie zdołali urwać seta, ale we wszystkich partiach do końca naciskali rywali. Nieco lepiej było w starciu z Asseco Resovią, które mało brakowało, a rozstrzygnęłoby się dopiero po tiebreaku. Tym razem ma być inaczej. Gospodarze po cichu liczą na to, że powiększą konto punktowe i zrewanżują się rywalom za wysoką porażkę w Ergo Arenie. - Będziemy się starali grać naszą grę i zwyciężyć. O tamtym spotkaniu już zapomnieliśmy. Myślę, że nie ma co do niego wracać. Mieliśmy wtedy swoje problemy, nasza dyspozycja też nie była najlepsza. Graliśmy po prostu fatalnie - przyznaje przed środowym spotkaniem Bartosz Krzysiek.
Łuczniczka Bydgoszcz - Lotos Trefl Gdańsk środa, 24 luty 2016 r. godz. 18.00