Domex Tytan AZS Częstochowa – ZAKSA Kędzierzyn- Koźle 3:2 (25:22, 16:25, 25:21, 17:25, 15:13)
AZS Częstochowa: Stelmach, Bartman, Nowakowski, Gradowski, Wiśniewski, Janeczek, Zatorski (libero) oraz Drzyzga, Mljakow, Wierzbowski, Gunia.
ZAKSA Kędzierzyn- Koźle: Masny, Ruciak, Szczerbaniuk, Kacprzak, Kaźmierczak, Novotny, Mierzejewski (libero) oraz Martin, Witczak, Lewis, Pilarz.
Środowe spotkanie było niezwykle wyrównane, a w każdym secie sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Pierwszą partię na swoją korzyść rozstrzygnęli częstochowianie, którzy chcieli z pewnością zmazać plamę po ostatnim słabym występie w Rzeszowie. Mając w perspektywie piątkowy pojedynek, którego stawką będą ligowe punkty, trener Radosław Panas zdecydował się na roszady w składzie, desygnując do gry w wyjściowej szóstce Bartosza Janeczka oraz Łukasza Wiśniewskiego, którzy z reguły poczynania swoich kolegów oglądają z perspektywy "kwadratu" dla rezerwowych. Zmiany w składzie nie przeszkodziły jednak częstochowianom, a wręcz przeciwnie. "Akademicy" od pierwszej piłki dyktowali warunki gry i już w pierwszych fragmentach spotkania wypracowali sobie kilkupunktową przewagę, którą sukcesywnie powiększali. Gra w ataku gospodarzy opierała się na niezawodnych Zbigniewie Bartmanie oraz Wojciechu Gradowskim, a "swoje" robił również zastępujący Smilena Mljakowa, Bartosz Janeczek. Miejscowi prowadzili już nawet 16:10 i wtedy powróciły "grzechy" z pojedynku w Rzeszowie. Szybko zdobyta przewaga wyraźnie uśpiła i zdekoncentrowała częstochowianom, którzy o mały włos, a nie roztrwoniliby ogromnej zaliczki. Kędzierzynianie rozkręcali się bowiem z każdą kolejną piłką i po udanych akcjach Jakuba Novotnego oraz Kamila Kacprzaka, który w wyjściowym składzie zastąpił Kanadyjczyka, Terenca Martina, zbliżyli się do rywali na odległość trzech punktów, 19:16. Końcówka należała jednak do częstochowian, a w zasadzie była festiwalem własnych błędów ekipy Krzysztofa Stelmacha. Kędzierzynianie razili nieskutecznością przede wszystkim w ataku. Sukces "Akademików" przypieczętował Smilen Mljakow, który przy wyniku 24:22 pojawił się na parkiecie i po chwili zrobił to, co do niego należało, skutecznie atakując po bloku rywali.
W drugiej partii role się odwróciły i to przyjezdni doszli do głosu. Podopieczni Krzysztofa Stelmacha wyraźnie poprawili grę blokiem i obronie co od razu przełożyło się na wynik. Na pierwszej przerwie technicznej po udanym ataku niezawodnego Jakuba Novotnego, kędzierzynianie prowadzili już 8:5. Po wznowieniu gry goście poszli za ciosem i powiększyli przewagę. Częstochowianie długo nie mogli znaleźć recepty na rywali, a każdą nadarzającą kontrę bezlitośnie na punkty zamieniali Michał Ruciak, Kamil Kacprzak, czy Jakub Novotny, który w ataku dwoił się i troił, gdyż często z jego usług korzystał Michal Masny. Pod koniec seta kędzierzynianie stracili jednak swojego "asa" i zarazem kapitana, Roberta Szczerbaniuka. Były zawodnik częstochowskiego klubu po jednej z akcji niefortunnie upadł i prawdopodobnie doznał skręcenia kostki, co wywołało spore problemy w kędzierzyńskim zespole. W meczowej kadrze zabrakło, bowiem trzeciego nominalnie środkowego, Sławomira Szczygła i Krzysztof Stelmach zmuszony był powołać pod broń Terenca Martina, który nieoczekiwanie zajął miejsce Szczerbaniuka na placu gry. Kanadyjczyk ku zdumieniu kibiców, znakomicie radził sobie na środku siatki i kilkoma efektownymi atakami pokazał, że pozycja środkowego również nie jest mu obca. Martin dostroił się do gry swoich kolegów i wraz z partnerami mógł cieszyć się z efektownego triumfu 25:16.
Gdy wydawało się, że z częstochowian uszło powietrze, w trzecim secie podopieczni Radosława Panasa przebudzili się z letargu. W trzeciej odsłonie na parkiecie długo toczyła się walka cios za cios i żadna z drużyn nie mogła wypracować sobie większej niż dwupunktowej przewagi. Obraz gry uległ zmianie w końcówce, gdy przy wyniku 17:17 w pole serwisowe powędrował Piotr Nowakowski. Kąśliwy serwis młodego częstochowianina sprawił wiele problemów ekipie z Kędzierzyna- Koźla. Najpierw przechodzącą piłkę z zimną krwią wykorzystał Łukasz Wiśniewski, a następnie w aut piłkę posłał Kacprzak. Dobre zagrywki Nowakowskiego poderwały częstochowian, którzy w końcówce zagrali koncertowo i po udanym bloku na Michale Ruciaku zwyciężyli 25:21.
Piękno siatkówki polega na tym, że każdy set ma swoją historię i niczego nie można być pewnym. Tak też stało się tym razem, gdyż czwarty set paradoksalnie należał do podopiecznych Krzysztofa Stelmacha. Kędzierzynianie już od początku rozdawali karty, a pierwszoplanową postacią obok niezwykle eksploatowanego w ataku Jakuba Novotnego, był Terence Martin, który w czwartym secie grał już na swojej nominalnej pozycji przyjmującego i szybko pokazał swoje nieprzeciętnie umiejętności. Znów mocną stroną ekipy Krzysztofa Stelmacha okazała się dodatkowo gra w kontrataku, które konsekwentnie zamieniali na punkty. W czwartym secie o swoich walorach w zagrywce przypomnieli także Michał Ruciak oraz Terence Martin, którego serwisy będą z pewnością śniły się po nocach częstochowskim zawodnikom. Końcowy wynik seta 25:17 mówi sam za siebie i w pełni odzwierciedla dominację wicelidera PlusLigi.
Wysoka wygrana w czwartym secie w tie-breaku przemawiała na korzyść gości i stawiała ekipę Krzysztofa Stelmacha w roli faworyta do wygranej. Nic jednak bardziej mylnego. Szybko do głosu doszli bowiem częstochowianie i po chwili zrobiło się 4:1, co zmusiło trenera Stelmacha do wzięcia czasu. Przerwa na niewiele się jednak zdała i w żadnym razie nie wybiła częstochowian z uderzenia, którzy kontynuowali swój koncert i przy zmianie stron prowadzili 8:3. Kędzierzynianie nie powiedzieli jednak ostatniego słowa i dzięki atakom Terenca Martina oraz Dominika Witczaka, który pod koniec czwartej partii pojawił się na parkiecie, doprowadzili do emocjonującej końcówki, w której emocje i dramaturgia sięgnęły zenitu. Przy stanie 13:12 w ataku nie zawiódł Zbigniew Bartman, jednak na jego udany atak odpowiedział Witczak i zrobiło się 14:13. W tym momencie wszystko było w rękach właśnie atakującego kędzierzyńskiego zespołu, który wprowadzał piłkę do gry. Witczak zaryzykował, jednak piłka po jego zagrywce ugrzęzła w siatce i w rezultacie to częstochowianie mogli cieszyć się z triumfu 15:13 i w całym meczu 3:2.
Tym samym, częstochowianie zrobili malutki krok w stronę awansu do finałowego turnieju, który rozegrany zostanie w Kielcach. Dwa sety zaliczki w kontekście rewanżu na własnym parkiecie w roli faworyta stawiają jednak kędzierzynian. - Na pewno trzeba wygrać u siebie. Mamy zaliczkę dwóch setów i na pewno rewanżowe spotkanie będziemy chcieli, jak najszybciej rozstrzygnąć na swoją korzyść. Walki było dużo i trochę szkoda tego tie- breaka, bo była szansa na wygranie. Stało się inaczej. Pojedziemy do siebie z zaliczką dwóch setów, a mogła być wygrana, no ale trudno - mówił po meczu Michał Ruciak.