Inżynierowie mierzą w czołową ósemkę. "Myślimy o tym bardzo intensywnie"

Po wygranej 3:0 z Effectorem Kielce, siatkarze Politechniki Warszawskiej wskoczyli na dziewiąte miejsce w plusligowej klasyfikacji. Jednak oni sami mierzą w jeszcze wyższe rejony tabeli.

AZS Politechnika Warszawska po raz pierwszy w tym roku kalendarzowym wygrał spotkanie w stosunku 3:0. W pierwszych dwóch setach meczu z Effectorem Kielce była jeszcze walka, ale potem kontuzji doznał atakujący Sławomir Jungiewicz i to właściwie przesądziło o wyniku konfrontacji. Chociaż od początku Akademicy byli lepsi od swojego rywala, co podkreślał Jakub Kowalczyk. - Można śmiało powiedzieć, że w sportowej walce byliśmy lepsi, bo prowadziliśmy 2:0 w meczu. Przy bloku Bartka Lemańskiego Jungiewicz skręcił sobie kostkę. Przykro, ale takie rzeczy się zdarzają - stwierdził.

Zawodnik AZS-u przypomniał także, że w poprzednim spotkaniu, to jego zespołu nie ominęły nieszczęścia. - Jak w zeszłej kolejce graliśmy z zespołem z Będzina, to u nas był pogrom spowodowany grypą. Chłopaki stali bladzi na boisku i czekali aż mecz się skończy. Taki jest sport. Tu nie ma co płakać. Rywale mieli dwunastu zawodników w składzie i mogli grać. Tak się ułożyło, że my wygraliśmy i bardzo się z tego cieszę - nie krył radości po zwycięstwie środkowy zespołu z Warszawy.

Po wygranej za trzy punkty Politechnika zrównała się w liczbie punktów z Łuczniczką Bydgoszcz i wskoczyła na dziewiąte miejsce w tabeli. Wciąż realne jest nawet zajęcie ósmej lokaty, do której warszawianie tracą siedem oczek. - Bardzo intensywnie myślimy o ósemce, to jest nasz cel. W tym tygodniu rozmawialiśmy o tym, że mierzymy w górę. Od tego momentu chcemy zdobywać punkty i celować w ósme miejsce. To jest teraz nasz priorytet. Będziemy po kolei ciułać punkty i może uda się je uzbierać - wyraził nadzieję siatkarz AZS-u.

Cel jest realny, ale trudny do zrealizowania. Następny mecz akademicy rozegrają z BBTS-em Bielsko-Biała, a potem czekają ich trzy spotkania z ubiegłorocznymi medalistami PlusLigi. Dopiero na sam koniec rozgrywek trafią z powrotem na drużyny w swoim zasięgu. Ale zdaniem środkowego warszawskiej drużyny, taki układ wcale nie musi być niekorzystny. - My lepiej gramy z tymi najlepszymi zespołami, niż mecze gdzie musimy wygrać. To potwierdza chociażby ostatnie spotkanie z MKS-em Będzin. Los nam nie pomógł, bo było w naszych szeregach trochę chorób i kontuzji, ale mogliśmy lepiej zagrać. Takie mecze z drużynami, z którymi powinnyśmy wygrywać, wychodzą nam najgorzej. Teraz więc trzeba trzymać kciuki, by w sobotę się udało - przyznał Jakub Kowalczyk.

Zobacz wideo: Jerzy Janowicz: Przygotowanie tenisowe uda mi się nadrobić

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: