Bartosz Górski: Resovia musi być drużyną nie tylko na boisku

PAP /  PAP/Darek Delmanowicz
PAP / PAP/Darek Delmanowicz

Asseco Resovia Rzeszów znów ma słabszy okres. Mimo to, ekipa ze stolicy Podkarpacia wciąż może wiele ugrać. - Resovia musi być drużyną nie tylko na boisku, ale także poza nim - mówi Bartosz Górski, wiceprezes klubu.

WP SportoweFakty: W poprzednich latach w marcu Resovia była na fali, a rywale tracili siły. Czy śpi pan spokojnie myśląc o przyszłości?

Bartosz Górski: Śpię spokojnie, potrzebujemy teraz wszyscy dużo siły i wytrwałości. Na pewno jesteśmy rozczarowani ostatnimi wynikami i tym, że nasza forma nie jest taka, jaką byśmy sobie wymarzyli. Na szczęście nie wszystko jest stracone, bowiem PlusLiga w tym roku jest mocno zaskakująca. Będziemy do końca wierzyć, że uda się odbudować samą formę sportową, jak i pozytywne morale w drużynie. Tak, aby w każdym meczu walczyć, jak na mistrza Polski przystało.

Wydawało się że dyspozycja idzie w górę, ale przyszły dwa słabe spotkania wyjazdowe. Co zawiodło?

- Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, wydaje się, że każdy z elementów gry nieco zawodził. Popełnialiśmy bardzo dużo błędów własnych, brakowało spokoju w konstruowaniu pierwszej akcji i kontr. Nasza gra była niestabilna. Ale czasami tak jest, że ma się słabszy okres, człowiek się tym frustruje i nie wychodzi to tak, jak sobie wymarzył. Szkoda straconych punktów, ale ciągle jesteśmy w grze.

Jednym z największych problemów jest brak stabilizacji w składzie.

- Ja myślę, że trener szuka rozwiązań, aby ten skład ustabilizować i wydawało się, że było już blisko skonstruowania wyjściowej szóstki. Niestety, ale te plany pokrzyżowały na przykład kontuzje.

[b]

Ma pan na myśli uraz Juliena Lyneela w Lubinie?
[/b]
- Między innymi. Niestety, niefortunne zdarzenie na treningu uniemożliwiło Julienowi występ w tym meczu. On już trenuje, ale trochę gorzej u niego z mówieniem i przełykaniem (Lyneel po zderzeniu z Krzysztofem Ignaczakiem przyciął sobie język - przyp.red.), ale powinien być gotowy na starcie z Politechniką.

Sytuacja Andrzeja Kowala nie jest łatwa. Wybierze żelazną szóstkę i nie będzie wychodziło - kibic obwini o brak reakcji. Z kolei po nadmiernych zmianach pojawią się zarzuty o niepotrzebną rotację.

- Tak to już jest, że żadne rozwiązanie nie dogodzi wszystkim. Zdajemy sobie sprawę, jaką rolę i odpowiedzialność ma trener. W końcu to on wraz z całym sztabem odpowiada za wyniki końcowe. Wyruszamy do Warszawy, może od tego spotkania zaczniemy grać tak, jak pozwala nam nasz potencjał. Także mając na uwadze Final Four Ligi Mistrzów w Krakowie.

Andrzej Kowal jest wielkim orędownikiem talentu Nikołaja Penczewa. Czy mając w pamięci zamieszanie z jego kontraktem, Bułgar nie wybiega myślami zbyt daleko w przyszłość?

- Z czym Nikołaj wybiega w przyszłość, to najlepiej wie on sam. My od każdego zawodnika oczekujemy stuprocentowego zaangażowania. Tak wynika ze wzajemnych zobowiązań - z naszej strony finansowych i organizacyjnych, a ze strony zawodnika - sportowych i wizerunkowych. Oczywiście, trzeba pamiętać, że okres słabszej gry może przyjść zawsze. Wszyscy wierzymy, że Nikołaj zacznie pokazywać to, co w poprzednim sezonie. W szczególności to, co prezentował w pamiętnych spotkaniach z Lokomotiwem Nowosybirsk.

Zgodzi się pan z tezą, że zespół jest słaby mentalnie?

- Zespół jest złożony z ludzi, którzy są indywidualnościami i ludźmi ambitnymi. Są też zawodnikami, którzy osiągnęli już wiele sukcesów. Faktycznie, może się pojawić poirytowanie tym, że pojedyncze akcje, a w szczególności te decydujące o losach setów są przez nas przegrywane. Potem narasta podenerwowanie. Możliwe, że zawodnicy za bardzo chcą i brakuje dystansu. Konkretnie jego zbilansowania, czyli podejścia do gry odpowiedzialnej, ale z agresywnością na boisku. Tę presję zamiast kierować w swoją stronę, powinni kierować w stronę przeciwnika. O tym między innymi rozmawialiśmy z trenerem i zawodnikami. Będziemy szukać rozwiązania i wszyscy są do tego pozytywnie nastawieni. Chcemy znaleźć najlepsze wyjście, aby ponownie znaleźć się na ścieżce zwycięstw.[nextpage] Czy brakuje lidera mentalnego na boisku?

- Pozycja lidera w sportach zespołowych wynika nie tylko z cech wolicjonalnych, ale także z obecnej formy sportowej. Czasami jest tak, że niektórzy zawodnicy czują się silni mentalnie i mogą przejąć rolę lidera drużyny, ale brakuje im jednak sportowej formy, więc nie czują się na tyle mocni, aby stanąć i wstrząsnąć resztą. Mam nadzieję, że tacy liderzy w pewnym momencie podniosą resztę drużyny i zaczniemy wygrywać.

Dlaczego nie robili tego do tej pory?

- Trudno mi powiedzieć. Mieliśmy serię kilku zwycięstw, w drużynie panuje dobra atmosfera. Wystarczyły dwa słabsze spotkania i kibice oraz media zaczynają się zastanawiać, co się dzieje, dlaczego nie ma lidera i dlaczego brakuje charakteru. A to być może są dwa lub trzy słabsze spotkania i wszystko wróci do normy. Dajmy im spokojnie potrenować, być ze sobą. Muszą być drużyną nie tylko na boisku, ale także poza nim. Szatnia w niektórych momentach pozwala przechylać szalę zwycięstwa na drugą stronę. Mamy się wzajemnie wspierać, a każdy ma wracać po udanych akcjach do tego symbolicznego kółka na środku boiska. A jak idzie gorzej, to tym bardziej powinien wrócić po wsparcie. A potem dołożyć swoją cegiełkę w tych elementach, w których czuje się najlepiej.

[b]

O słabości mentalnej mówią zawodnicy i członkowie sztabu. Klub przymierza się do zatrudnienia osoby, która pomoże zawodnikom w tym aspekcie.
[/b]
- Klub nie może niczego wymuszać. Zaproponowaliśmy pewne rozwiązanie zawodnikom. Czy z tego skorzystają, zobaczymy. Niektórzy mieli już okazję pracować z psychologami i coachami. Od nich zależy, czy chcą takiej pomocy. Mają pełne wsparcie ze strony klubu i narzędzia do tego, aby im pomóc. Ale nie można ich do niczego zmusić, bo to przyniesie odwrotny skutek.

Czy atmosfera w zespole jest gorsza niż w poprzednim sezonie?

- A jak wygrywaliśmy to nie było całkiem sympatycznie?

Ale nie wygrywacie, a wtedy szuka się przyczyn.

- Zdaję sobie sprawę, że szuka się minusów, jak zespół jest w słabej formie. W tamtym sezonie też przegrywaliśmy, choć znacznie mniej. Teraz tych porażek jest sporo i nie ma co ukrywać - ten sezon w naszym wykonaniu nie jest najlepszy. Ten bilans można jednak znacząco poprawić.

A wracając do pytania?

- Specjalnie nie zauważam różnicy, jeśli chodzi o atmosferę. Są uśmiechy na treningach, może nie jakieś wielkie żarty, ale zadowolenie z dobrze wykonanych akcji, wzajemnie poklepywanie. Zawodnicy potrafią ze sobą rozmawiać, więc nie sądzę, aby wśród nich panowała negatywna atmosfera.

Jaki wpływ na dyspozycję fizyczną zawodników ma brak w sztabie Andrzeja Zahorskiego, specjalisty od przygotowania motorycznego? Andrzej Kowal wielokrotnie zachwalał współpracę z tym człowiekiem.

- Jesteśmy zadowoleni z pracy Łukasza Filipeckiego. Zarówno sztab szkoleniowy, jak i sami zawodnicy.

Czy liczy pan na powrót Piotra Nowakowskiego w tym sezonie?

- W przypadku tej kontuzji niczego nie będziemy przyspieszać. Jeśli będzie gotowy, to wróci. Jeśli nie, to nam nie pomoże. Ma uczestniczyć w normalnych zajęciach zespołu. Jest pod stałym monitoringiem naszych fizjoterapeutów, ale również konsultuje wszystko z lekarzami. Mamy czterech środkowych, a jego powrót do odpowiedniej formy sportowej może potrwać.

Czy planujecie specjalnie przygotowania do turnieju finałowego w Krakowie?

- Wszystko zależy do tego, jak zostaną poukładane nasze mecze w terminarzu PlusLigi. Jeśli wszystko zostanie ustalone, to będziemy mogli zaplanować tego typu działania. Na pewno chcemy, aby drużyna wcześniej przyjechała do Krakowa i mogła potrenować w hali. Krótki wyjazd przed Krakowem też był planowany, ale teraz trwają ustalenia z innymi klubami co do przesunięć terminów rozgrywania meczów w fazie zasadniczej.

Zamknięcie treningów to poszukiwanie spokoju czy nowych rozwiązań taktycznych?

- To pytanie do trenera. To była jego wyłączna decyzja. Myślę, że zawodnicy potrzebują spokoju. Muszą też mocniej pracować. Nowe rozwiązania taktyczne? Niech to pozostanie tajemnicą.

Rozmawiał Mateusz Lampart
Zobacz wideo: Sebastian Chmara: w Toruniu zapowiadają się wielkie emocje

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: