WP SportoweFakty: Luty był ogólnie udany dla pana zespołu, ale na koniec przydarzyła się porażka z PTPS-em Piła. Zwycięstwo nad ŁKS-em w Pucharze Polski jest pewną rehabilitacją za tamten wynik?
Jacek Skrok: No tak, wypadało się odbudować troszeczkę i odnieść jakieś zwycięstwo, udało nam się. Dla nas każdy mały sukces jest ważny, bo nie mamy ich zbyt wiele w tym sezonie. Chociaż w kolejnej rundzie z Chemikiem Police jesteśmy skazani na pożarcie, to cieszymy się, że rozegramy jeszcze jeden mecz więcej. Postaramy się oczywiście powalczyć, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteśmy faworytami.
Czy jest trochę prawdy w stwierdzeniu, ze "puchary rządzą się swoimi prawami"? Może nie ma tu takich murowanych faworytów jak w rozgrywkach ligowych?
- Trzymajmy się tego, bardzo mi się to podoba. Oczywiście, byłaby to sensacja, ale jak pokazuje liga i ostatnie wyniki... My pokonaliśmy Bielsko, a Bielsko pokonało mistrza i wicemistrza Polski, czyli coś w tej kobiecej siatkówce jest.
A wcześniej to ŁKS wyeliminował BKS Aluprof Profi Credit Bielsko-Biała z Pucharu Polski.
- Tak, to jeden z lepszych zespołów w I lidze. Graliśmy na ich terenie, ich piłkami. Nie zlekceważyliśmy rywala, przyjechaliśmy dzień wcześniej, a trzy ostatnie treningi graliśmy tymi piłkami, jest między nimi różnica. Uważam, że przejście na te I-ligowe piłki jest łatwiejsze. Gdyby to ŁKS miał grać naszymi piłkami, których używamy w Orlen Lidze, to byłoby trudniej.
Po wyniku chyba tego nie widać, ale łatwo wcale nie było?
- Gdyby nie ta nerwowość po obu stronach, między innymi z powodu sędziów, to były tutaj takie momenty, że graliśmy jak równy z równym. Dopiero w końcówkach udawało nam się wygrywać i robić przewagi. Nie było więc łatwo, a jeszcze mając świadomość, że gra się z przeciwnikiem z I ligi, to jest taki dreszczyk emocji.
Jednak ŁKS przez to, że liga jest zamknięta, z ekipami z Orlen Ligi może mierzyć się tylko w Pucharze Polski albo sparingach. Czy coś w systemie rozgrywek powinno się zmienić?
- Mówiąc o otwarciu ligi, a nie poszerzeniu - oczywiście. Już teraz widać, jaka jest ogromna różnica między czołowymi zespołami, a ogonem Orlen Ligi. Nie ma tylu zawodniczek, które mogłyby dostosować się do poziomu w lidze, w sensie sportowym, gdyby te rozgrywki poszerzono. Mocna I liga ze sponsorami jest dobrym miejscem do ogrywania się zawodniczek młodych. Jeśli cokolwiek robić, to tylko w I lidze. Można mieć różne pomysły, żeby te młode grały, żeby nie było siatkarek z zagranicy, ale i zrobić coś, żeby tych zawodniczek się znalazło, dochodziło i dogrywało więcej. W Orlen Lidze są siatkarki, które w niej grać nie powinny, a mimo to grają.
Przy okazji wszystkie kluby Orlen Ligi i I ligi miałyby większą motywację, bo zawsze grałyby o coś.
- Orlen Liga powinna być otwarta, sportowa rywalizacja - spadek i awans. Kiedy liga się po fazie zasadniczej dzieli, ktoś nie załapie się do ósemki, to właściwie już nie ma o co grać. Dla nas, staram się, żeby te emocje były, mamy z czego się wydźwignąć. Chcemy to dziewiąte miejsce zająć, ale być może na to nie zasłużymy. Jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy, nic więcej już nie musimy. Spadać nikt nie spada i jest święty spokój.
Wracając na koniec do Developresu, odkąd pan przejął obowiązki trenera, zespół zdaje się prezentować lepiej. Zadziałał efekt "nowej miotły"?
- Też. To, co nie funkcjonowało, a ja miałem się okazję temu przyjrzeć, zaczęliśmy pracować nad tym na treningach. Trzeba się skupić na prostych rzeczach, ale takich, które coś wnoszą do gry. Udało mi się dziewczyny przekonać do ciężkiej pracy. Na początku wygraliśmy sparing z Muszynianką, dobry mecz na dzień dobry z Impelem, gdzie przegraliśmy punkt na własne życzenie, ale później za to urwaliśmy punkt z Budowlanymi. Takie małe kroczki budują wiarę zespołu w to, co się robi na treningach, dzięki temu łatwiej się pracuje.
Rozmawiała Dominika Pawlik
Zobacz wideo: Davis Cup: kibice - najlepsza broń biało-czerwonych
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.