Siatkarze Asseco Resovi Rzeszów po dwóch kolejnych porażkach, w meczu 21. kolejki wygrali na wyjeździe 3:1 z AZS Politechniką Warszawską. Gospodarze sprawili rywalom nieco problemów, ale to podopieczni Andrzeja Kowala dopisali do swojego dorobku bezcenne trzy punkty. - Dla nas to są bardzo ważne punkty. Nasza gra w tym spotkaniu nieco falowała, ale cieszymy się z wygranej. Wiadomo, że wolę brzydko wygrywać niż pięknie przegrywać. My w tej konfrontacji brzydko wygraliśmy, ale myślę, że za dwa dni nikt o tym nie będzie pamiętał - skomentował zaraz po zwycięstwie Krzysztof Ignaczak, libero rzeszowskiej drużyny.
Wygrana w stolicy dla siatkarzy z Podkarpacia ma duże znaczenie, gdyż dzięki niej nadal są w grze o mistrzostwo. Awansowali bowiem z czwartego na trzecie miejsce w tabeli. - Tutaj robi się już bardzo ciasno dla nas. Każda porażka będzie nas odsuwać, a każda wygrana przybliżać do tego, by zagrać w ścisłym finale ligi. Każdy myśli o tym drugim miejscu, marzy o nim i chciałby się na nim znaleźć, ale przed nami jeszcze długa i wyboista droga. Przed nami ciężkie spotkania, także przed pozostałymi zespołami, które aspirują do drugiego miejsca, więc liga nabrała kolorytu. Dzieją się tutaj zresztą różne dziwne rzeczy. Nie wiem, czy to jest związane z kryzysem czy słabszą dyspozycją niektórych zespołów, ale padają dziwne wyniki - analizował ligowe wydarzenia zawodnik Resovi.
Również jego zespołu nie ominęły wspomniane wyżej wahania formy, po wyraźnym dołku pod koniec roku, rzeszowianie wrócili do zwycięskiej passy. Jednak przed meczem w Warszawie ponieśli dwie porażki, w tym dosyć niespodziewanie przegrali 0:3 z Cuprum Lubin. - Cuprum pokazał, że ta wygrana nie była przypadkiem, skroił tyłek również zespołowi z Gdańska, tak więc potwierdził swoją dobrą grę. To nowe ustawienie, którym nas uraczył trener Cretu, zadziałało po raz kolejny i mam nadzieję, że zabiorą jeszcze innym potentatom do drugiego miejsca kilka punktów. Każdy jednak musi teraz walczyć dla siebie i starać się realizować tę taktykę, którą zakłada się na mecz i wygrywać jak najwięcej, tracąc przy tym jak najmniej punktów. Każdy ma teraz swój los we własnych rękach, więc trzeba ścisnąć pośladki i grać - stwierdził popularny Igła.
Na falującą dyspozycję siatkarzy z Rzeszowa wpływ na pewno miały w tym sezonie kontuzje. Los ich pod tym względem nie rozpieszczał, bowiem na stałe z gry wypadło dwóch zawodników, a pozostali zaliczali krótsze lub dłuższe przerwy w grze. - To piękno zawodowego sportu i na to musimy być przygotowani, że niestety ludzki organizm nie jest maszyną i nie da się go czasami oszukać. Terminarz jest napięty. Liczba rozgrywanych spotkań zarówno w reprezentacji, jak i w klubie, jest zatrważająca i tutaj mógłby się ktoś zastanowić, że jednak te ludzkie organizmy nie są przygotowane na taką dawkę grania. Mam tutaj na myśli przede wszystkim kadrowiczów, którzy praktycznie grają bez ustanku cały rok. Polska liga jest dosyć atrakcyjna, na bardzo wysokim poziomie, występuje w niej wielu reprezentantów różnych narodowości. Stąd też się biorą te urazy, bo ci zawodnicy bywają zmęczeni - tłumaczył libero Asseco.
Mistrzowie Polski i tak mogą być zadowoleni, jeżeli chodzi o terminarz, bo dzięki przyznaniu organizacji turnieju finałowego Ligi Mistrzów, mieli przynajmniej dwa spotkania mniej do rozegrania. - To pozwoliło nam potrenować trochę więcej i tutaj upatrujemy naszej szansy, że jeszcze odzyskamy ten nasz rezon i będziemy grać do końca coraz to lepszą siatkówkę. Na treningach wygląda to już bardzo dobrze, teraz te treningi musimy jeszcze przełożyć na mecze, bo nie do końca ta gra wyglądała w spotkaniu z Politechniką tak, jak byśmy sobie życzyli - przyznał siatkarz rzeszowskiej drużyny.
Bilety na turniej finałowy już trafiły do sprzedaży i cieszą się ogromnym powodzeniem. W połowie kwietnia w Krakowie szykuje się więc wielkie siatkarskie święto. - Można powiedzieć, że Polska siatkówką stoi, jest wśród fanów mocno zakorzeniona. Jeżeli chodzi o wszystkie inne kraje, gdzie uprawia się ten sport, to w tym momencie u nas jest najbardziej popularna. Co za tym idzie, jeżeli kibice chcą zobaczyć najlepszych klubowych sportowców tej dyscypliny, to myślę, że Final Four jest taką okazją. Obiekt jest niesamowity, hala w Krakowie jest naprawdę bardzo dobrze przystosowana do każdej dużej imprezy. Mam nadzieję, że frekwencja dopisze, kibice będą nas mocno wspierać, a my poziomem sportowym uatrakcyjnimy te rozgrywki i będziemy się bić o to trofeum, czego nam się nie udało osiągnąć w zeszłym roku - wyraził nadzieję Krzysztof Ignaczak.
Zobacz wideo: Dębowski: FIVB już kiedyś pomogła Rosjanom
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.