Minęły nieco ponad dwa miesiące od momentu, kiedy reprezentacja Francji przegrała w finale turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich. Mniej więcej za tyle samo czasu, Trójkolorowi zagrają w kolejnych zawodach, które będą dla nich ostatnią szansą na wywalczenie biletu do Rio. W tych samych rozgrywkach zagrają również Polacy, dla których mecz z Francuzami będzie kluczowym do wywalczenia awansu. Przekonajmy się więc, co opiekun naszego głównego rywala powiedział w obszernym wywiadzie dla francuskiej telewizji.
Laurent Tillie jest zwolennikiem pozostawiania swoim podopiecznym sporej autonomii, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy drużynie nie idzie. Jako przykład, że takie podejście się sprawdza, podał mecz półfinałowy zeszłorocznych mistrzostw Europy rozgrywanych w Sofii. - Wygraliśmy mistrzostwo Starego Kontynentu dzięki temu, że kiedy w półfinale przeciwko Bułgarii przegrywaliśmy 0:2 i byliśmy zupełnie ogłuszeni panującym w hali hałasem, moi zawodnicy dostali pewną swobodę w podejmowaniu decyzji. Dałem im z jedną, może dwie rady, żeby ich trochę uspokoić. Pewnie dużo z tego nie wyłapali, ale trzeba to zaakceptować. To oni są głównymi bohaterami meczu - podkreślił.
Trener Les Blues sam był w przeszłości bardzo dobrym zawodnikiem i wieloletnim reprezentantem swojego kraju. I chociaż prowadzona przez niego kadra znana jest z bardzo dobrej atmosfery, to nie tego zazdrości swoim podopiecznym. - Miałem okazję grać w drużynie bardzo podobnej, o takich samych cechach. Również było w nas pewne szaleństwo. Może nie aż takie jak w nich, ale dlatego ja to rozumiem. Sprawia mi dużo radości, jak na nich patrzę. Ale chciałbym mieć na koncie zdobyte przez nich tytuły i przede wszystkim taką przyszłość, jaką mają przed sobą - wyznał szkoleniowiec.
Jego zdaniem kibice Team Yavbou będą mieli jeszcze sporo okazji do cieszenia się z gry swoich faworytów. - Myślę, że w tym składzie ta drużyna pogra jeszcze przynajmniej pięć lat. Co więcej, do zespołu wdrażani są młodzi zawodnicy. Na razie za bardzo z nich nie korzystamy, śledzimy ich postępy. Za obecną reprezentacją podąża całkiem spora liczba utalentowanych graczy - uspokoił fanów Tillie.
Tyle o przyszłości reprezentacji Francji. O swojej powiedział krótko. - Kończy mi się kontrakt, trzeba będzie się zastanowić, co dalej. Ta praca wymaga dużo energii, ale daje też dużo satysfakcji. Trzeba mieć cel. Doszliśmy do tego wszystkiego, ponieważ go mieliśmy. Pierwszy trening zorganizowałem swoim zawodnikom w dniu otwarcia igrzysk olimpijskich w Londynie. Uwielbiam symbole. I powiedziałem im, że od teraz trenujemy do następnych igrzysk, w Rio - zdradził autor sukcesów francuskiej drużyny.
Najbliższym wyzwaniem dla jego zespołu, jak już wspominaliśmy, będzie majowy turniej interkontynentalny w Tokio. Francuzi marzą o tym, żeby po 12 latach przerwy, znów zagrać na najważniejszej imprezie czterolecia. Zwłaszcza, że po zeszłorocznych sukcesach, wydają się być jednym z pewniaków do wywalczenia kwalifikacji. Co jednak, jeśli w Rio nie zagrają? - To będzie oznaczało, że nie zrealizowaliśmy w pełni naszego marzenia. Ale będziemy mieć za sobą cudowną podróż. Często dążenie do celu jest równie piękne, jak sam cel. Będziemy wtedy bardzo sfrustrowani. Ale będziemy mieć też za sobą wspaniałe wspólne przeżycia - zakończył filozoficznie swoją wypowiedź Laurent Tillie.
Albo autorka nie zna zasad kwalifikacji z tego turnieju albo napisała Czytaj całość