Wielkie transfery oczami Andrzeja Grzyba. "Najczęściej dzwonią po Szalpuka"

Andrzej Grzyb - były siatkarz, a aktualnie jeden z najbardziej znanych menadżerów w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o zbliżających się ruchach kadrowych polskich klubów oraz planach zawodników, z którymi współpracuje.

WP SportoweFakty: Czego należy spodziewać się po okienku transferowym w PlusLidze?

Andrzej Grzyb: Głośnych transferów nie będzie. Sytuacja finansowa klubów, które w 90 proc. oparte są na państwowych firmach, nie jest za wesoła. One jeszcze same nie wiedzą, co się będzie z nimi działo. Prywatnych klubów jest niewiele, jak między innymi Asseco Resovia. Będą ruchy transferowe, ale nie będą one spektakularne. W przyszłym sezonie będą przemieszczenia wewnątrz ligi, ale ściągania dużych nazwisk z zewnątrz nie należy się spodziewać.

Słychać, że w spółkach skarbu państwa ma dojść do ogromnych przetasowań na najwyższych stanowiskach. To wpłynie na siatkówkę?

- Bardzo wpłynie. Oficjalnie nie mogę o tym rozmawiać, ale na pewno będą duże przetasowania. Ludzie, którzy wejdą do gry będą jednak podtrzymywali dotychczasową sytuację. Krótko mówiąc, będą chcieli oni się pokazać poprzez siatkówkę.

Aktualnie często słychać od zawodników, że skupiają się na końcówce sezonu i nie chcą rozmawiać o przyszłości. Ile procent z nich wie już, gdzie zagra w przyszłym sezonie?

- Myślę, że większość zawodników. Oczywiście nic nie podpisujemy i nie rozmawiamy głośno, bo obowiązują kontrakty, w większości do 30 czerwca. To byłoby nieeleganckie ruszać z takimi tematami. Mimo tego, że zawodnicy są na kontraktach, to jako menadżer sam rozmawiam ze swoimi ludźmi. 90 proc. z nich już wie, gdzie będzie grało w przyszłym roku. Póki co trwa liga, a gracze muszą wypełnić swoje umowy.

Wydaje się, że zmiany nie ominą Asseco Resovii.

- Filozofia kompletowania składu przez rzeszowski klub jest mi obca. Ja bym inaczej widział politykę kontraktową w Resovii. Na koniec zawsze rozlicza się za wyniki. W mojej opinii popełniono błąd, jeśli chodzi o kompletowanie składu.

Na czym on polegał?

- Jeśli ma się pięciu przyjmujących i Aleksandra Śliwkę, który siedzi za bandą, to jest to kompletne nieporozumienie. Porównując grę Śliwki i Szalpuka, to Olek na ubiegłorocznych wakacjach był lepszy od Artura. Teraz Szalpuk jest w czołówkach rankingów, a Śliwki tam w ogóle nie ma. Zmarnowano kolejny talent. Daj Boże, żeby poszedł on do klubu, w którym może się rozwinąć i grać w szóstce. Takich przykładów można dać zresztą więcej. Zamiast szesnastu zawodników w składzie, ważniejszych jest dwunastu, wśród których będzie trzech supergwiazdorów. Oczywiście dałoby się to zrobić w tym samym budżecie.

Ściągnięto Kurka i on pokazał, jaka jest jego wartość. Zresztą media podały już, że Bartek wybiera się do Japonii. To jest kolejny błąd Resovii, że odpuszcza takiego zawodnika. Co prawda będzie Jochen Schoeps, ale on ma już trzydzieści kilka lat. Poziom Kurka z każdą akcją będzie wyższy, a Schoeps z każdą akcją będzie szedł w dół. Jeżeli Resovia nie zrobi wyniku, to będzie błąd szefostwa klubu. To jest jednak prywatny klub, więc możemy tylko dywagować, nie mamy na to żadnego wpływu. Szef klubu mówi, że jest dobrze, więc jest dobrze. On płaci i on wydaje ostateczną opinię.

Andrzej Grzyb i Karch Kiraly
Andrzej Grzyb i Karch Kiraly

Dlaczego klub miałby odpuścić Kurka?

- Resovię na niego stać. Widocznie coś wynikło, że go nie chcą. Nie znam sprawy od środka, ale ten chłopak robi z dnia na dzień ogromne postępy. Jeżeli do tego wiemy, że w Rzeszowie zostaje jako rozgrywający Fabian Drzyzga, z którym obaj się rozumieją bardzo dobrze, to na miejscu właścicieli klubu zatrzymałbym Kurka.

W ubiegłym roku doszło do zamieszania z Nikołajem Penczewem. Sprawia on wrażenie, jakby był trzymany w klubie na siłę. Zatrzymanie go w Rzeszowie było dobrą decyzją?

- To świetny zawodnik, ale w Resovii powinien być inaczej wykorzystywany.

Rok temu mówił pan, że Penczewowi najbliżej do Turcji, bo tam jego menadżer ma najlepsze powiązania. 

- Turcja będzie miała teraz problemy ze względu na problemy wojenno-polityczne z Rosją. Z tego co wiem, zawodnicy chcą uciekać z ligi tureckiej również ze względu na ataki terrorystyczne. Zwolni się więc miejsce dla takich ludzi jak Penczew. Bułgarzy i Turcy są bliskimi kulturowo narodami. Nie są im straszne wojny i partyzantki. Penczew pewnie pójdzie w tym kierunku. Zarobi lepiej niż w Resovii i nie będzie czuł się jak wyrobnik, tylko jak doceniany zawodnik.

W Rosji nie znajdzie klubu?

- Nie ma szans na to, żeby trafił do Superligi.

Jak na sytuację na rynku transferowym wpłyną nowości regulaminowe w lidze koreańskiej? Wprowadzono tam limity płacowe.

- Tamtejsza liga zrobiła 24 miejsca dla obcokrajowców. Wszyscy będą zarabiali 300 tysięcy dolarów. Każdy dokładnie tyle samo.

Czyli największe gwiazdy tam się nie wybiorą, bo gdzie indziej będą mogły zarobić więcej?

- Zgadza się. Prawdopodobnie zostaną w Europie. Planowaliśmy nawet, żeby na rok poolimpijski do Korei Południowej wybrał się Wilfredo Leon. Mieliśmy dogadany kontrakt na poziomie, który wielokrotnie przewyższa jego umowę w Kazaniu. W styczniu jednak zadzwoniono do nas, że przepisy ogólnokoreańskie to zablokują. Podpisaliśmy więc umowę z Zenitem Kazań na kolejne dwa lata. Wracając do Korei - do 15 kwietnia zakończy się ranking. W nim będzie 24 zawodników, a potem jest jeszcze lista rezerwowa. Następnie w maju gracze, którzy będą w rankingu i zgodzą się na warunki, polecą tam. Jeśli przejdą badania, to podpiszą kontrakty w lidze koreańskiej. Mam tam swoich dwóch zawodników, ale nazwisk nie podam.[nextpage]
Jak na sytuację finansową klubów rosyjskich wpłynie gospodarka tego kraju, bo nie jest z nią najlepiej?

- Mówi się, że to, co dla Rosjan jest złe, to dla nas jest super. Oczywiście ma to wpływ na to, że nie wszystkie kluby mogą wziąć samych Leonów i Andersonów, ale średni kontrakt w Rosji i tak jest trzy lub cztery razy wyższy od umowy europejskiej. W czasach kryzysu jest on wyższy dwukrotnie. Wszystko zależy od tego, czy ktoś chce tam grać. Bardzo dużo klubów pojawia się w syberyjskiej części tego kraju. Tam nadal mają gwiazdy, bo jest gaz i ropa.

Czy Biełogorie Biełgorod wróci do grona potentatów finansowych?

- To jest prywatny klub. Ostatnio rozmawiałem kilkakrotnie z jego właścicielem, bo interesował się Facundo Conte. Na pewno będzie grał tam Georg Grozer. Klub za jego wypożyczenie do Korei Południowej dostał milion dolarów - to pokazuje, o czym rozmawiamy, jeśli chodzi o Koreę. Biełogorie szuka obcokrajowca na przyjęcie. Prawdopodobnie nie są zadowoleni z Marko Ivovicia, ale chyba nie z powodu formy sportowej. On nie mógł się tam zaaklimatyzować. Jego jedynym kolegą w klubie był Andrzej Zahorski, z którym znał się z Resovii. Marko chce stamtąd wyjechać. Inni zawodnicy nie znają angielskiego, a do tego w większości są żonaci, więc nie ma żadnych imprez, żadnej integracji. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby oni mieli tam robić jakieś wielkie balangi. Widziałem się z Marko przy okazji jednego ze spotkań i bardzo miło wspominał pobyt w Rzeszowie. W Rosji niestety ma obok siebie samych obcych ludzi. Natomiast faktem jest, że Biełogorie chciałoby podpisać kontrakt z Conte.

Jakie pieniądze wchodzą w grę?

- Biełogorie zaproponuje mu umowę w granicach 250 - 300 tysięcy euro. Na pewno nie będzie to 500 tysięcy. Conte ma jeszcze kontrakt w Skrze i zarabia tam dobre pieniądze. Biełogorie nadal ma kasę i penetruje rynek, ale to jest klub prywatny. "Dziadzia" Szypulin decyduje tam tak samo, jak w Resovii Adam Góral.

Conte chce opuścić Skrę?

- Byłem na meczach Zenitu Kazań ze Skrą i rozmawiałem z zawodnikami z Bełchatowa. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że nastąpi tam zmiana trenera. Gracze mówili mi, że trener chce odejść, ale oni także. Według nich wpływ na kształtowanie klubu ma tylko prezes. Trener i zawodnicy nie chcą z nim współpracować. Sytuacja zmieniła się diametralnie po zmianie szkoleniowca, więc to jeszcze nic pewnego.

Biełogorie Biełgorod interesuje się Facundo Conte
Biełogorie Biełgorod interesuje się Facundo Conte

Ostatnio mówiło się o kryzysie w lidze włoskiej, ale tego zbytnio nie widać.

- Tam idzie wszystko do przodu. Przynajmniej dziesięć klubów jest stabilnych finansowo. Przez jakiś czas byłem przeciwnikiem ligi włoskiej, ale mam człowieka, który specjalizuje się w tym temacie, czyli Grzegorza Ziębę. Teraz wracamy do interesów we Włoszech. Tamtejsze kluby mocno stawiają na szkolenie młodzieży. W lidze włoskiej istnieje przepis, że każdy zawodnik do 23 lat może występować jako gracz krajowy, czyli nie ogranicza on limitu obcokrajowców. Mamy kilku zawodników, którzy tam są, a następnych chcemy tam skierować.

Jakie są zalety włoskiej ligi?

- Inna mentalność oraz dietetyka. Szczególnie dla gówniarzy, którzy chcą się czegoś nauczyć. Słowa "gówniarzy" używam celowo, bo zamiast chodzić do McDonald's, tam zjedliby zdrowo. Najważniejsze jest co innego - przygotowanie fizyczne. Zawodnik jest tam kształcony bez względu na to, gdzie trafi dalej. Na pewno każdy będzie miał za sobą szkołę indywidualnego treningu na siłowni. To są bardzo ważne sprawy.

Niestety, muszę powiedzieć głośno, że Asseco Resovia zaniedbała właśnie przygotowanie fizyczne. Chłopaki mogą się na mnie obrazić, ale takie są fakty. To, co robił Andrzej Zahorski, a to, co robi Łukasz Filipecki, to jest różnica klas. Nie docenia się w klubach osób, które robią bazę. Nie dotyczy to tylko Resovii, ale również paru innych klubów. Ludzie z nich dzwonią do nas, aby pomóc im w organizacji klubowej. Wszystkie nasze rozmowy zaczynają się od trenera przygotowania fizycznego i fizjoterapeuty. Jeśli zgadzają się na nasze propozycje, to wtedy współpracujemy i nie ma żadnego problemu z zawodnikami. Kluby patrzą tylko na graczy i ewentualnie pierwszych trenerów, a nie rozumieją, że buduje się od dołu.

Co dalej z Bartoszem Bućką?

- Ma umowę z Weroną na dwa lata, ale Andrea Giani chce go wypożyczyć do innego klubu, w którym miałby zagwarantowane granie. O szczegóły proszę pytać Grzegorza Ziębę, który zajmuje się tym tematem. Ja nie decyduję o wszystkim.

Pana zdaniem realne jest, aby ktoś wykupił kontrakt Michała Kubiaka z Halkbanku Ankara?

- Moim zdaniem tak. Byłoby to zresztą bardzo dobre dla rzeszowian. Mam kontakt z szefostwem Resovii, ale nie rozmawialiśmy o Kubiaku. Gdyby jednak trafił do Rzeszowa, byłby to znakomity ruch. To charakterny chłopak, o którym można mówić w samych superlatywach. On podniósłby ogromnie morale w zespole.

Kiedyś rozmawiałem z Piotrem Makowskim, kiedy Delecta Bydgoszcz zaczęła grać bardzo dobrze. Wtedy w składzie tej drużyny byli Michał Masny i Stephane Antiga. Zapytałem Piotrka, skąd u nich aż tak dobre wyniki. On odpowiedział: "Słuchaj, jak Masny i Antiga wchodzą na trening i zapierd*****, to inni przez tydzień tak nie zapierd*****". Wynika z tego, że jeżeli facet ma ponad trzydzieści lat i zapierd***, to każdy obok niego robi to samo.

Transfer Kubiaka do Resovii byłby wymarzony. To jest świetny zawodnik, a jak na PlusLigę to wręcz rewelacyjny. Podniesienie morale zespołu takim transferem byłoby bezcenne.

W sprawie którego z pana zawodników odbiera pan telefony najczęściej?

- Mamy kilku, którzy zmieniają menadżerów i mamy kilku młodych mistrzów świata. Największe zainteresowanie wzbudza Artur Szalpuk, ale również Mateusz Sacharewicz, Jakub Jarosz i Wojciech Żaliński. To są nazwiska, za którymi dzwoni po kilka klubów naraz. [nextpage]
Jakie są plany wobec Szalpuka?

- Przede wszystkim bardzo chce zostać w Polsce. Interesuje się nim Resovia. Dla nas nie jest najważniejszy aspekt finansowy. Artur nie patrzy na pieniądze. Dla nas najistotniejsza jest baza, jaka tam będzie. Czekamy na takie informacje z Resovii, ale również z innych klubów. Interesuje nas to, kto będzie trenerem oraz jaka będzie szansa na granie. Mogę zapewnić, że nie pójdziemy na taki układ, jaki ma Śliwka. Nie ma takiej opcji, że będzie pięciu przyjmujących, a Szalpuk znajdzie się za bandą. Interesują nas te kluby, w których Artur będzie grał w szóstce. Oczywiście nie na zasadzie takiej, że trener mu to zagwarantuje, bo zawodnik musi o nią walczyć. Interesuje nas bardziej schemat, gdzie będzie trzech mocnych zawodników i na przykład jeden junior.

Sacharewicz to największe odkrycie PlusLigi?

- Nie dla nas. Zaskoczyło to na pewno prezesów klubów, bo teraz zabijają się o niego. Mateusz to jest facet, który ma "czuja". Kiedyś był Robert Szczerbaniuk, który także skakał i wystawiał ręce w tym momencie, w którym trzeba. Mateusz to podobny gracz, choć może nie jest zawodnikiem na reprezentację.

A na czołowe kluby PlusLigi?

- Spośród zawodników aktualnie grających, porównałbym go do Russella Holmesa. To jest ten sam typ zawodnika.

Czyli przede wszystkim świetny w bloku.

- Tak, ale po co mu atak? Piłkę może skończyć każdy. W tym elemencie wszystko zależy od rozgrywającego. Przyjrzyjmy się Piotrowi Nowakowskiemu lub innym naszym kadrowiczom - ile oni mają bloków? W ataku ustawia grę rozgrywający. Skuteczność środkowego zależy od rozgrywacza. Blok zależy tylko i wyłącznie od blokującego.

Widać to po Mateuszu Bieńku, który ma braki w bloku.

- Oczywiście. Każdy z naszych kadrowiczów to jest przede wszystkim atak.

Za czasów, kiedy byłem dyrektorem SMS-u, w szkole miałem Grzegorza Szymańskiego. Podczas jednego z treningów poradziłem mu: "Może byś się Grzesiu położył z tyłu na boisku i piłka by Cię trafiła, albo byś coś zablokował?" A on na to: "Panie dyrektorze, dziewczyny patrzą tylko na atak". To było wszystko z jego strony, koniec dyskusji.

Na tym polega gra naszych kadrowiczów. Najistotniejszy dla zespołu jest jednak blok. W tym elemencie Sacharewicz jest numerem jeden w Polsce. W odróżnieniu od Paszyckiego z Resovii, jest bardzo odporny na mecze o stawkę. Dla niego nie ma znaczenia, czy gra z czołowym zespołem, czy z dołu tabeli. Proszę popatrzeć na statystyki Dmytro - on jest doskonały w starciach ze średniakami, drużynami z końca tabeli oraz w meczach nietelewizyjnych. Paszycki to super zawodnik, ale psychikę ma na poziomie przedszkola.

Mateusz Sacharewicz zalicza najlepszy sezon w swojej karierze
Mateusz Sacharewicz zalicza najlepszy sezon w swojej karierze

Kilka dni temu Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej miała podjąć decyzję w sprawie Wilfredo Leona. Czy są nowe informacje?

- Otrzymałem SMS-a od prezydenta amerykańskiej federacji, który jest w zarządzie FIVB. Temat był przełożony na czwartek, ale jest już informacja, że nie poruszono tej sprawy na zarządzie. Temat Wilfredo Leona został przesunięty do wydziału prawnego.

To gra na czas z ich strony?

- Nam to i tak nic nie zmienia, jeśli chodzi o naturalizację sportową. Mamy świadomość, że nie dadzą oni zgody na grę Leona w trakcie olimpiady. Nie ma decyzji, więc czekamy. Trzeba będzie robić lobbowanie z prawnikami, którzy są w FIVB. To jest już temat dla PZPS. Nie podniecamy się tym.

Co na to zawodnik?

- W styczniu w Rzeszowie byli rodzice Wilfredo. Dla mnie najważniejsza moralnie była opinia jego ojca. Przyszedł do mnie wtedy i powiedział: "Zrób wszystko, żeby Wilfredo zagrał w reprezentacji Polski". Wtedy poczułem, że ten temat jest istotny nie tylko dla Leona, ale również jego rodziny. To było dla mnie znacznie ważniejsze, niż wszystkie decyzje FIVB razem wzięte.

Razem z Effectorem Kielce trenują pana zawodnicy z Kuby - David Fiel i Leandro Macias.

- Poprosiliśmy klub, żeby mogli tam trenować, a przy okazji zostaną im zrobione badania wydolnościowe. Trener mówi, że wyglądają bardzo dobrze. Byłem tym nieco zaskoczony. Przyjechały takie dwa "ogóreczki" bez grama tłuszczu i bałem się, że trzeba im będzie robić rehabilitację fizyczną. Wygląda na to, że jednak są znakomicie przygotowani.

Jak wygląda ich sytuacja prawna?

- Oni grali na mistrzostwach świata w Polsce. Niedługo minie im dwa lata karencji.

Są do wzięcia?

- Tak. Znajdują się pod parasolem ochronnym FIVB. Fiel w Polsce grał jeszcze jako środkowy, ale wrócił na swoją poprzednią pozycję, czyli na atak. Tak chcemy go promować. Przyjechali do nas w ubiegłą niedzielę, a w poniedziałek załatwiliśmy tematy formalne i pojechali do Kielc. Jeśli chodzi o zainteresowanie, to czekamy na opinie z Effectora, jak dokładnie wyglądają sportowo i fizycznie. Nie podniecamy się tym, ale są to jednak szóstkowi gracze reprezentacji Kuby i bardzo dobrzy zawodnicy. Niestety, mają jedną wadę - 20 tys. franków szwajcarskich. Tyle musi zapłacić do FIVB każdy klub, który będzie chciał ich wziąć, przez co oczywiście o taką samą kwotę zmniejsza się ich kontrakt.

Czy Rolando Cepeda zostanie w PAOK-u Saloniki?

- To jest nasz zawodnik, ale poszedł do Grecji poprzez federację kubańską. Tu jest problem. Taki sam mamy zresztą z Osmanym Uriarte. Dopóki oni są transferowani przez federację kubańską, to nie mamy na nich wpływu. Obaj zarabiają 20 proc. tego, co mogliby dostawać. Jeżeli idą do klubów przez federację kubańską, to nie pozbawiają się szansy gry na olimpiadzie. Zależy im, żeby wystąpić na igrzyskach. Cepeda jest już dla nas stracony, bo on będzie zbyt wiekowy, żeby przejść wszystkie procedury. Co do Uriarte - to jest młody gracz, więc jego na pewno nie odpuścimy. Mamy z nim odpowiednio skonstruowaną umowę.

Rozmawiał Mateusz Lampart

Zobacz wideo: "Niepełnosprawni fanatycy" - reportaż

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: