Pierwsze sukcesy odnosił z konstelacją gwiazd. Potrafi jednak wygrywać również bez nich

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Radostin Stojczew trenuje włoski Diatec Trentino od 2007 roku, z roczną przerwą na pracę w Halkbanku Ankara. Pod jego wodzą ekipa z Trydentu odniosła liczne sukcesy.

4 tytuły mistrza Włoch (2008, 2011, 2013, 2015), 3 złote medale Ligi Mistrzów (2009, 2010, 2011) oraz 3 triumfy w Klubowych Mistrzostwach Świata (2009, 2010, 2011) - oto zbiór największych osiągnięć 46-letniego Bułgara podczas pracy w Diatec Trentino.

Stojczew nie rozpoczynał jednak kariery szkoleniowca w Serie A. Po raz pierwszy wcielił się w tą rolę w 2003 roku, dwa lata po zakończeniu aktywnego uprawiania siatkówki. Jako zawodnik występował na pozycji rozgrywającego. Zanim objął stery w Trydencie, prowadził dwa kluby: Slavię Sofia (2003-2005) i Dynamo Moskwa (2005-2007).

Już w ekipie ze stolicy Bułgarii zetknął się z graczem, z którym przez kolejnych 11 lat łączyła go nieprzerwana więź. Tym siatkarzem był Matej Kazijski, nieprzerwanie występoujący w zespołach prowadzonych przez Stojczewa w latach 2004-2015. Oboje bez problemu potrafili rozdzielać jednak relacje prywatne od służbowych.

- Nie jest tajemnicą, że poza boiskiem się przyjaźnimy. W przeciwieństwie do treningów, podczas których zwykle jesteśmy wrogami. Wówczas znajduję się w grupie, która musi wykonywać wszystko, co Radostin powie. Nie jest to łatwe, ale taki jest jego styl trenowania - wyjaśniał uśmiechnięty Kazijski w rozmowie z naszym portalem.

W kwestionariuszu zamieszczonym na oficjalnej stronie internetowej Diatec Trentino, jako swoją największą zaletę Stojczew wskazał uczciwość. Jako wadę wymienił natomiast upartość oraz nadmierny perfekcjonizm.

Jego pracoholizm dostrzegł znany bułgarski atakujący Wladimir Nikołow. W jednej z wypowiedzi dla rodzimych mediów otwarcie zaznaczył, że szkoleniowiec pracuje około 18-20 godzin na dobę i poświęca całe życie siatkówce. Zdaniem siatkarza, aż za bardzo.

Miał on mu także za złe, że zrezygnował z prowadzenia reprezentacji Bułgarii niedługo przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich w Londynie. Sprawa ta odbiła się głośnym echem w całym kraju, a jej dokładne okoliczności do dziś pozostają nie do końca wyjaśnione.

- Zawsze chce wyglądać na prawdziwego patriotę. Tymczasem on nas po prostu porzucił w bardzo niefortunnym momencie. Skoro tak mu zależało na zespole, powinien pojechać z nami do Londynu, a innymi sprawami zająć się po igrzyskach - mówił Nikołow dla volleycountry.com.

Po całym zamieszaniu Stojczew skoncentrował się tylko na pracy w Trentino i wywalczył swoje trzecie scudetto. W 2013 roku nadszedł jednak czas na zmianę. Włoska drużyna wpadła w lekki kryzys finansowy, przez co właściwie cały trzon drużyny przeniósł się do jednego klubu - Halkbanku Ankara. Obok trenera, na taki ruch zdecydowali się Kazijski, Mitar Djuric, Osmany Juantorena oraz Raphael Vieira de Oliveira.

- Nigdy nie wiążę się z klubami dłużej niż na jeden sezon. Jeśli pojawi się możliwość powrotu do Trentino, uczynię to z chęcią - przyznawał jednak szkoleniowiec w rozmowie z volleyball.it. I rzeczywiście, w stolicy Turcji pracował jedynie przez rok, w którego trakcie zdobył wszystkie możliwe tytuły na krajowym podwórku (mistrzostwo, Puchar, Superpuchar) oraz wystąpił w finale Ligi Mistrzów.

Wrócił do Trydentu, lecz nie mógł już liczyć na pełen skład konstelacji gwiazd, którymi dysponował w poprzednich latach. W ślad za nim podążyli jedynie Kazijski oraz Djurić. Ten drugi dołączył jednak do zespołu dopiero na ostatnią część sezonu, po zakończeniu rozgrywek ligi koreańskiej.

Znacznie mniejszy potencjał kadrowy nie przeszkodził Stojczewowi w zanotowaniu spektakularnego osiągnięcia, jakim było wywalczenie mistrzostwa Włoch. Pod jego skrzydłami duży progres zanotował przyjmujący Filippo Lanza, jednak bardziej w pamięci utkwiła odważna decyzja, jaką Bułgar podjął w trakcie finałowej rywalizacji z Parmareggio Modeną.

Przy stanie 1:1 w meczach, od początku trzeciego spotkania postanowił desygnować do gry wówczas 18-letniego rozgrywającego Simone Giannelliego. Młodzieniec odpłacił mu się postawą godną starego wyjadacza. Trentino wygrało dwa kolejne pojedynki 3:0, a dla zawodnika był to początek regularnej gry na najwyższym poziomie.

Podczas Pucharu Świata został pierwszym rozgrywającym reprezentacji Włoch. Doprowadził ją na igrzyska olimpijskie. W obecnym sezonie jest bezapelacyjnie podstawowym kreatorem gry w klubie. Wystąpi z nim w Final Four Ligi Mistrzów. Jego postawa dowodzi, że Stojczew potrafi wykonywać doskonałą robotę nie tylko z już ukształtowanymi graczami, ale umie również promować mało znanych lub wcześniej niedocenianych siatkarzy.

Wiktor Gumiński

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)