Choć mistrzynie Polski w Ergo Arenie odniosły zwycięstwo bez straty seta, środkowa ekipy z Polic przekonywała w rozmowie z portalem WP SportoweFakty, że nie było to spotkanie tak łatwe, jak mogło się wydawać z boku.
- Nie był lekki ten mecz. W ogóle było ciężko fizycznie i psychicznie. Jakby nie było, wiedziałyśmy, że wygrywamy 2:0 i jeśli wygramy ten mecz czwartkowy, zakończymy sezon. My bardzo chciałyśmy zwyciężyć, a Atom chciał zrobić wszystko, by przedłużyć tę rywalizację. Myślę, że to było najtrudniejsze ze wszystkich trzech spotkań finałowych - oceniła Katarzyna Gajgał-Anioł.
W ciągu całej finałowej batalii można było odnieść wrażenie, że nawet gdy to Atomówki były o kilka punktów z przodu, Chemiczki nie traciły kontroli nad przebiegiem boiskowych wydarzeń.
ZOBACZ WIDEO Przedolimpijskie testy Polaków w Hyeres jak w Rio (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Chciałyśmy trzymać kontrolę, bo wiedziałyśmy, że nawet jak tracimy 2-3 punkty, to jest wszystko do odrobienia. Czułyśmy się mocne, ale by tak było, musiałyśmy być bardzo skoncentrowane. Bardzo chciałyśmy to wygrać i zakończyć. Z drugiej strony widzieliśmy - jeden czy dwa punkty zdobywała ekipa z Sopotu i już robiła się nerwówka, ten trzeci set mógł zakończyć się różnie - oceniła zawodniczka.
W całym finale ogromną różnicę widać było w pojedynku środkowych. Gajgał-Anioł wraz ze Stefaną Veljković zdominowały środek siatki we wszystkich trzech meczach finałowych.
- To w tym momencie jest drugo- albo nawet trzecioplanowa rzecz. Najważniejsze jest to, co wisi u członków całego zespołu na szyi. Ta nasza ciężka praca. To, że miałyśmy różne momenty w tym sezonie, ale tworzyłyśmy zespół - zarówno my, jako zawodniczki, jak i sztab. Trzeba też docenić wsparcie naszego sponsora głównego, Grupy Azoty, które pomogło nam się tu znaleźć i świętować kolejne mistrzostwo Polski - przyznała środkowa Chemika Police.
Słowo "drużyna" bardzo pasuje do ekipy prowadzonej przez Jakuba Głuszaka. W tym sezonie do gry na kilku frontach przydawała się cała czternastka.
- Na pewno mamy taki zespół, że obojętnie która zawodniczka by nie grała, to poziom naszej gry się nie obniża. Każda wnosi coś innego, coś swojego. I to dobrze, bo każda czuje się potrzebna, nie ma nikogo, kto mógłby czuć się jakoś pominięty w tym sezonie. Grałyśmy wszystkie i nawet gdyby tak porównywać liczbę meczów, to chyba wyszłoby po równo - oznajmiła "Miśka".
Po raz kolejny Chemik do rozgrywek przystępował jako zespół, który jest faworytem w każdym ligowym meczu i musi wygrywać. Czy trudno gra się z taką presją?
- Nie gra się trudno. Myślę, że przychodząc do takiego zespołu, jakim jest Chemik Police, z takimi mocnymi sponsorami, człowiek wie, że przychodzi tu wygrywać oraz grać o najwyższe cele. Jeśli ktoś nie może sobie z tym psychicznie poradzić, to niestety nie może do takiego zespołu przychodzić. My grałyśmy wiele razy w różnych finałach, mamy bardzo doświadczony zespół. Całe nasze siatkarskie życie walczyłyśmy właśnie o te najwyższe cele. Jesteśmy z tym trochę oswojone, co nie znaczy, że się nie stresujemy - tłumaczyła siatkarka.
Tradycyjnie przy tego typu okazjach dziennikarze zaczynają rozmowy z bohaterami od pytania "jak pani czuje się po zwycięstwie w finale?". My postanowiliśmy zadać je... na końcu.
- Z jednej strony wielka radość, że mamy to złoto. Złoto, na które pracowałyśmy od 1 sierpnia. A z drugiej strony też radość, ale że już koniec i troszeczkę odpoczniemy, zajmiemy się swoimi rzeczami. A co teraz? Teraz się zdekoncentrujemy trochę - powiedziała z uśmiechem Gajgał-Anioł - Każda dostanie teraz zasłużony odpoczynek.