Kiedy w ursynowskiej Arenie grają siatkarze Politechniki zazwyczaj brakuje miejsc. Inauguracyjny mecz 17. Kolejki PlusLigi nie przyciągnął jednak zbyt wielu kibiców. Trudno się dziwić. Fatalna pogoda, niezbyt ciekawy rywal, jednym słowem mecz nie zapowiadał się interesująco. - Zaczęliśmy już przygotowania do najważniejszych dla nas spotkań barażowych - mówił przed spotkaniem, nowy trener gdańskiego Trefla, Jerzy Strumiłło, ale od razu zastrzegł, że jego zawodnicy nie odpuszczą meczu z Politechniką. - Nam potrzebne jest zwycięstwo, które podbuduje psychicznie drużynę - twierdził.
Podobnie wypowiadali się także gospodarze. - Mam nadzieję, że chłopcy wrócą do gry jaką prezentowali pod koniec ubiegłego roku. Dziś liczę na zwycięstwo, które przypieczętuje nasz udział w play off - mówiła z nadzieją w głosie prezes stołecznych akademików, Jolanta Dolecka i to ona najbardziej cieszyła się po niesamowitym, pełnym emocji tie braku.
Tak, tak, Politechnika po raz siódmy w sezonie rozegrała pięciosetowy pojedynek. I co bardzo ważne po raz drugi wygrała tie break. Zanim jednak do niego doszło oba zespoły przez ponad dwie godziny prześcigały się w seryjnie popełnianych błędach i traciły punkty, by równie szybko odrabiać straty.
Gospodarze wyszli na parkiet osłabieni brakiem leczącego złamaną kość ogonową Roberta Milczarka, a goście zagrali bez Bojana Janica, z którym niedawno rozwiązano kontrakt. W pierwszej szóstce pojawił się natomiast Łukasz Kadziewicz który jednak niczym specjalnym nie zaimponował i przy bardzo i zupełnie sobie nie radził z dobrze grającymi środkowymi Politechniki.
Gdańszczanie rozpoczęli jednak mecz od prowadzenia, które po asie serwisowym Jakuba Bednaruka wynosiło nawet 4 punkty. Niestety, od stanu 10:6 dla Trefla, goście popełnili kilka kardynalnych błędów w ataku (Kadziewicz) i przyjęciu zagrywki, co pozwoliło Politechnice wyjść na prowadzenie 16:15. Gospodarze poszli za ciosem i zaczęli zdobywać punkty dzięki atakom Radosława Rybaka i dobrze ustawionemu blokowi. Ostatecznie wyżej notowani "Inżynierowie" wygrali pierwszą partię 25:21.
Mimo prowadzenia, trener Ireneusz Mazur miał do swojego zespołu wiele pretensji. Jego gracze psuli na potęgę zagrywki i nie zawsze radzili sobie z zagrywką rywali. Trefl nie załamał się przegraną i w drugim secie prowadził 8:6. Dwa punkty przewagi udało się gościom utrzymać aż do końcówki partii, w której dzięki błędom gospodarzy objął prowadzenie 24:20. Goście nie musieli się nawet specjalnie wysilać, by wygrać partię. Ostatni punkt podarował im, serwując w aut, Jurij Gladyr,.
W kolejnym secie wyrównana walka trwała do stanu 7:6. Wtedy kolejną piłkę zepsuł Łukasz Kadziewicz i zdenerwowany trener Strumiłło posadził "asa Trefl" na ławkę, a na plac gry desygnował doświadczonego Jarosława Stancelewskiego. Zmiana nie". Najpierw zdobyli trzy punkty z rzędu, a po chwili dorzucili kolejne trzy i po asie serwisowym Gladyra prowadzili już 15:11. Trefl nie poddał się i po przerwie technicznej, kiedy na zagrywkę powędrował Bruno Zanuto, goście odrobili straty i wyszli na prowadzenie 18:17. Co z tego, kiedy końcówka znowu należała do Politechniki. Trzy punktowe bloki pary Neroj, Gladyr, błąd gości i set skończył się zwycięstwem "Inżynierów" 25:22
- Gdybyśmy wygrali czwartą partię, to mielibyśmy trzy punkty - mówił po meczu młody środkowy Politechniki, Karol Kłos, który przy stanie 4:2 dla gospodarzy zaserwował dwa asy pod rząd. Po chwili kibice bili brawo Bartłomiejowi Nerojowi i Jurijowi Gladyrowi. Obaj byli bohaterami akcji meczu. Cztery razy atakował Zanuto i cztery razy był blokowany. Przy piątym bloku punkt zdobyli gospodarze. Po chwili znów na blok nadział się Brazylijczyk, a Radosław Rybak zdobył punkt bezpośredni z serwisu. Politechnika prowadziła wtedy 9:3 i wydawało się, że mecz skończy się w czerech setach. Nic z tego, Trefl zaczął mozolnie odrabiać straty i na drugą przerwę techniczną goście schodzili… prowadząc 16:13. Kibice z Warszawy ucichli, ale tylko na chwilę. Ich siatkarze dzięki trudnym zagrywkom Karola Kłosa i atakom Rybaka odzyskali prowadzenie. Tak ich to zdekoncentrowało, że znowu zaczęli oddawać gościom punkty za darmo. Trefl objął prowadzenie 19:18 i wygrał seta 25:22.
Po prawie dwóch godzinach walki znów o wszystkim decydował tie break. Gospodarze po raz siódmy w tym sezonie rozgrywali piątą partię. I nigdy nie wygrali tie breaka we własnej hali. Tym razem też zapowiadało się kiepsko. Trefl szybko zdobył prowadzenie 4:1 i trzy punkty przewagi utrzymywał do stanu 11:8. Później w polu zagrywki Politechniki pojawił się jednak Gladyr i dzięki jego atomowym serwom gospodarzenie zdobyli aż pięć punktów z kolei i wyszli na prowadzenie 13:11. Ten kto myślał, że emocje już się skończyły był w ogromnym błędzie. One dopiero się zaczęły! Od staniu14:13 Politechnika nie wykorzystała dwóch meczboli, a prowadzenie uzyskał Trefl. Kiedy na tabli" źle przyjęli zagrywkę , ale doświadczony Wojciech Serafin przestraszył się szansy i zamiast zaatakować "ile fabryka dała", próbował kiwać, co oczywiście skończyło się stratą punktu. Więcej szans gdańszczanie już nie dostali, bo do gry włączył się mistrz floatów, Karol Kłos. Pierwszy serwis i piłka zostaje w rękach Serafina, drugi serwis i wściekły Zanuto, też nie potrafi odbić piłki!. Politechnika wygrywa 18:16, a królem Areny zostaje 19-letni Karol Kłos!.
- Poświęcamy dużo czasu na trening zagrywki, ale dziś to raczej była kwestia szczęścia - tłumaczył skromnie środkowy Politechniki, trzymając w ręku statuetkę dla najlepszego zawodnika spotkania. Dzięki jego dwóm fantastycznym zagraniom Politechnika zapewniła sobie awans do ply off i ligowy byt. - Nie chcemy na tym poprzestać. Znam doskonale chłopaków i wiem, że chcą zajść jak najwyżej. A przeszkody, które po drodze napotykamy tylko nas wzmacniają - powiedziała szczęśliwa prezes Jolanta Dolecka.
J.W. Construction Osram AZS Politechnika Warszawska – Trefl Gdańsk 3:2 (25:21, 20:25, 25:22, 22:25, 18:16)
AZS Politechnika Warszawska: Neroj, Buszek, Gladyr, Kapelus, Kłos, Rybak, Wojtaszek (libero) oraz Kvasnicka, Położewicz, Gałązka, Skórski
Trefl Gdańsk: Bednaruk, Serafin, Kadziewicz, Zanuto, Szulik, Winnik, Samardzić (libero) oraz Kruk, Skoryj, Stancelewski, Świdyrowicz, Kocik
MVP: Karol Kłos