WP Sportowe Fakty: W tym roku szykują się spektakularne transfery do Orlen Ligi czy będzie dochodziło głównie do przetasowań wewnętrznych?
Jakub Dolata: To zależy głównie od tego, jakie budżety będą miały kluby w przyszłym sezonie. Nie spodziewam się jakichś spektakularnych ruchów na plus. Co najwyżej odpływ znanych nazwisk.
[b]
Nawet w Policach? Tam mówi się o konkretnych, bardzo ciekawych postaciach.[/b]
- Poczekajmy do końca okresu transferowego. O ile w poprzednich sezonach do naszej ligi przychodziły zawodniczki o znanych nazwiskach, w tym roku może być to trudne i to z kilku powodów. Zdecydowana większość klubów ograniczyła swoje budżety, w przypadku klubów finansowanych przez spółki skarbu państwa dochodzi kwestia nowej władzy i decyzji, jakie będą podejmowane w najbliższym czasie przez nowych prezesów tych spółek. Kluby są ostrożne i według mnie to dobrze; wolę, żeby budżety były niższe, ale budowane odpowiedzialnie, niż żeby w styczniu czy lutym ktoś miałby się martwić, z czego ma płacić zawodniczkom.
ZOBACZ WIDEO Operacja Rio ruszyła, czyli przychodzi siatkarz do lekarza (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Kto może być królem transferowego polowania? Ponoć Polski Cukier Muszynianka Enea Muszyna dzięki nowemu sponsorowi może poważnie liczyć się w stawce.
- Na dziś klub z Muszyny jest jedynym w naszej ekstraklasie, który właściwie zakończył budowanie składu i ma w miarę stabilną dwunastkę graczy. Pozostałe kluby jeszcze tworzą swoje kadry i minie trochę czasu, zanim zakończą rozglądanie się po rynku i pracę nad kształtem swoich zespołów. Wszystko jest jeszcze bardzo mobilne, sporo rzeczy się zmienia i może jeszcze się zmienić po drodze.
Jak przez lata zmienia się świadomość siatkarek w kwestii współpracy z menadżerem i kierowania swoją przyszłością?
- Pamiętam czasy sprzed kilku lat, kiedy mnie i moim kolegom trudno było z wejściem na rynek, zdecydowana większość zawodniczek nie miała menadżerów. Wtedy to prezesi klubów mieli największy wpływ na drogę kariery zawodnika i kwestie związane z transferami. Zaczęło się to zmieniać, teraz w siatkówce na tym wyższym poziomie, zarówno w Polsce, jak i na świecie, bardzo trudno znaleźć dobrego zawodnika, który nie jest reprezentowany przez menadżera. Siatkarki mają świadomość tego, że trudno jest działać w obecnych czasach zupełnie samemu. To nie jest łatwe w pojedynkę dzwonić i szukać pracy, dlatego pojawiliśmy się na rynku w tym celu, by pośredniczyć w działaniach między klubem a zawodnikiem i jak najlepiej doradzać tym drugim.
Nie jest łatwe, a czy jest w ogóle możliwe?
- Promocja działań menadżerskich poszła wzorem piłki nożnej i rozprzestrzeniła się na inne dyscypliny, także siatkówkę, w której prym wiodą Włosi, u nich zawód agenta siatkarskiego istnieje od ponad dwudziestu lat. Tam niemal wszyscy gracze byli z kimś związani; nie wyobrażam sobie sytuacji, w której zawodniczka podpisałaby kontrakt w Turcji czy Azerbejdżanie bez pomocy agenta. Przecież to byłoby niebezpieczne! Trzeba mieć kogoś w nowym kraju, kto zabezpieczy wszystkie kwestie prawne i rozwiąże ewentualne problemy związane z pobytem. Dobrze, że pojawiła się taka forma doradztwa, natomiast pamiętajmy, że ostateczna decyzja zawsze należy do zawodniczki. To ona ma przed sobą jakieś możliwości wyboru – mniejsze, większe w zależności od tego, jak potoczył się jej poprzedni sezon. W końcu jeśli ona nie grała albo grała bardzo źle, to nie wyczarujemy jej jak czarnoksiężnicy doskonałego kontraktu w dobrym klubie. Zdarzają się spektakularne ruchy, ale nie za często, w końcu wszyscy wszystkich obserwują.
[b]
Mówiło się sporo o zawodniczkach, które wybierają nieco więcej pieniędzy w jednym klubie i przyspawanie do kwadratu rezerwowych zamiast możliwości grania gdzie indziej. To podejście się zmienia?[/b]
- To już indywidualna kwestia siatkarki. Mogę jej przy takim wyborze doradzić, powiedzieć, co o tym myślę, ale w żadnym wypadku nie kierować jej życiem. Jeżeli ona ma potrzebę zarobienia większej ilości pieniędzy, także z powodów prywatnych, to nie mogę jej od tego odciągać. Pamiętajmy o jednej rzeczy: życie sportowca, w odróżnieniu od zwykłego człowieka, który idzie na emeryturę w wieku 67 lat, to nie jest 40 lat pracy zawodowej, tylko 10, czasami 15 i podczas nich zawodniczka musi zarobić na utrzymanie swoje i rodziny. Do tego poświęcają one w ten sposób edukację i rzadko kiedy mogą odłożyć zarobione pieniądze na emeryturę; na przykład z zagranicznego kontraktu nic nie da się na nią odłożyć, bo nie jest on objęty świadczeniem ZUS-owskim. Mało jest w Polsce siatkarek, które na tyle ustawiły się finansowo, że mogłyby już nic nie robić po zakończeniu kariery. Do tego jeszcze dochodzi przestawienie się na życie po karierze, z pozycji sportowca zarabiającego dobre pieniądze do życia zwykłych ludzi zarabiających przez 40 lat średnią krajową.
Dość nietypowy był transfer Malwiny Smarzek do Chemika Police, bo rzadko się zdarza, by kwota uzyskana ze sprzedaży siatkarki pomogła przetrwać jej dawnemu klubowi przez resztę sezonu.
- Jednemu klubowi zależało na tym, by otrzymać pieniądze, które pozwoliłyby mu na dalsza egzystencję, drugiemu na zakontraktowaniu zawodniczki o niezwykle perspektywicznej przyszłości. Do tego swoją zgodę musiała wyrazić także Malwina i jeżeli ją wyraziła, to jest to sukces każdej strony tej operacji. Nie wiemy do końca, jak będzie wyglądała przyszłość Malwiny, czy będzie kontynuowała karierę w Policach, czy może zostanie wypożyczona, ale Chemik na pewno będzie miał z niej pociechę. O tym już będzie decydował nowy prezes mistrza Polski. Jest to transfer motywujący młode siatkarki w naszym kraju i dobrze, że doszło właśnie do takiej transakcji. Całe szczęście znalazł się ktoś, kto mógł wyłożyć takie pieniądze i pomóc innemu zespołowi w potrzebie. Mam nadzieję, że taka pomoc między klubami będzie się odbywała na innych polach.
Dobry przykład do naśladowania.
- Tylko na to trzeba mieć środki, a nie wszyscy je mają. W obliczu różnych problemów z szukaniem sponsora w naszym kraju to bardzo cenne zachowanie. Przecież Chemik mógł przeznaczyć te pieniądze na coś zupełnie innego.
Rozmawiał Michał Kaczmarczyk