Mateusz Mika: Jest piękna pogoda, a my... siedzimy w Spale

PAP
PAP

Przyjmujący reprezentacji Polski i Lotosu Trefla Gdańsk, Mateusz Mika, powraca do treningów na pełnych obrotach, choć wciąż jeszcze narzeka na kłopoty z kolanem.

Przed zawodnikiem i całą kadrą ostatnia prosta przygotowań do pierwszej części sezonu reprezentacyjnego, w której najpierw czeka ją Memoriał Huberta Jerzego Wagnera w Krakowie rozpoczynający się już w najbliższy wtorek, a następnie turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro, który odbędzie się w Tokio na przełomie maja i czerwca.

WP SportoweFakty: Tęsknił pan trochę za Spałą? Nie byliście tu prawie pół roku...

Mateusz Mika: Powiem tak: raczej spodziewałem się, że tu będę. Ostatnio mamy dużo siatkówki. Jest piękna pogoda, a my... siedzimy w Spale, więc jest jak jest. Ale wszyscy wiemy, po co tu jesteśmy i w jakim celu pracujemy. Na pewno czas tutaj spędzony nie jest czasem zmarnowanym. Przygotowujemy się pełną parą na tyle, na ile możemy, bo oczywiście czasu jest niewiele, do kwalifikacji w Tokio.

A ile ostatecznie było wolnego?

- No kilka dni.

ZOBACZ WIDEO Przez Spałę do Tokio. Kto będzie bił się o Rio? (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Karol Kłos żartował, że nie miał w co ręce włożyć, tyle tego było.

- To może Karol nie ma co zrobić z rękami. Ja bym wiedział, jak zagospodarować czas wolny. Ale to wszystko jest robione świadomie. My o tym wiemy, że dla drużyny i dla naszego poziomu to jest lepsze, bo to po prostu jest potrzebne, byśmy się wcześniej spotkali. Czasu do turnieju w Tokio nie ma zbyt wiele.

Za panem intensywny sezon klubowy, nie było chyba wystarczająco dużo czasu, by odpowiednio wypocząć.

- Oczywiście, że zmęczenie występuje, ale wszyscy mają taki sam poziom zmęczenia. Nie wiem, jak inne reprezentacje dokładnie kończyły ligi, ale też na pewno nie mieli wiele wakacji i też musieli szybko wrócić do hali do treningów, więc pod tym względem szanse dla wszystkich są takie same.

Wiemy, że ma pan problemy z kolanem. Jak zatem wyglądają pana treningi?

- Jeszcze nie trenowałem na pełnych obrotach, dopiero w środę zacząłem skakać na poważnie. Ale tu nie tylko chodzi o kolano, ale o ogólny poziom gry. Trenuję na razie na tyle, na ile mogę, a nie na tyle, na ile bym chciał. Chciałbym być w takiej dyspozycji, by pomóc reprezentacji. Ostateczna decyzja należeć będzie do trenera.

Choć przez Puchar Świata we wrześniu nie udało się awansować do Igrzysk Olimpijskich, mogliście się dobrze zapoznać z warunkami, w jakich będziecie grać, ale i mieszkać w Japonii. To pomoże przy tym turnieju w Tokio?

- Myślę, że tak. Na pewno jest to różnica, kiedy wraca się w jakieś miejsce, a kiedy jest się tam po raz pierwszy. Możemy się nastawić mniej więcej na to, jakie będzie jedzenie i jakie warunki pobytu, więc nic nie powinno nas zaskoczyć. Dzięki temu będziemy mogli w trakcie turnieju skoncentrować się na siatkówce, a nie zastanawiać się, czy nie ma gdzieś może jakiegoś steku pod stołem jeszcze schowanego.

Czyli macie jakieś szczególne wymagania żywieniowe na miejscu?

- Nie, ale ostatnim razem jedzenie w Japonii było, powiedzmy, specyficzne.

Na cały sezon reprezentacyjny trzeba będzie przygotować tak naprawdę dwa szczyty formy - na turniej w Tokio i, mamy też nadzieję, na Igrzyska w Rio. Czy wie pan, jak tego dokonać?

- Gdybym wiedział jak to zrobić, to mógłbym być świetnym trenerem. Ufam naszemu sztabowi szkoleniowemu, że on wie, jak to zrobić. Myślę, że na pewno będzie różnica pomiędzy naszym poziomem w Tokio i ewentualnie Rio de Janeiro. Jeśli uda nam się awansować na Igrzyska, spędzimy ze sobą więcej czasu w hali i podniesiemy na pewno swoje umiejętności. Do Tokio musimy zrobić tyle, ile możemy. Na treningach jesteśmy w niezłej dyspozycji, ale to na pewno nie będzie nasza optymalna dyspozycja, bo to jest niemożliwe, jeśli trenuje się ze sobą niecały miesiąc.

Z drugiej strony wszyscy będą w takiej sytuacji.

- Zgadza się, więc jeśli komuś uda się być w szczytowej formie, to czapki z głów. Takie są realia i takie są fakty, ale to jest niewykonalne, by po całym sezonie ligowym wszyscy się spotkali i grali tak jak w jego końcówce.

Wydaje się, że w Japonii najtrudniejszym rywalem będzie Francja i z tym nie ma co dyskutować. A kto, pana zdaniem, będzie drugim najtrudniejszym przeciwnikiem?

- Na pewno Iran będzie bardzo ciekawym rywalem. Grają bardzo dobrze w siatkówkę. Mam nadzieję, że nie potraktują tego turnieju w taki sposób, że drużyna azjatycka ma zapewniony awans jak tylko znajdzie się w pierwszej trójce. Na Pucharze Świata to trochę wyglądało tak, że z nami bardzo im się chciało grać i zrewanżować za porażkę z Ligi Światowej na ich terytorium, a z pozostałymi drużynami różnie to wyglądało. I akurat z nimi straciliśmy seta, który mógł zadecydować o awansie.

Rozmawiał Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki

Komentarze (0)