W styczniu na turnieju w Berlinie, reprezentacje Polski i Francji zmierzyły się po raz pierwszy w walce o olimpijskie przepustki. Wówczas górą byli Trójkolorowi. Mimo że konfrontacja zakończyła się po zaledwie trzech setach, media jednogłośnie okrzyknęły to spotkanie mianem "Kosmicznego meczu". Czy w niedzielę Biało-Czerwoni i Trójkolorowi swoją postawą ponownie zachwycą siatkarski świat?
W sobotę oba zespoły miały okazję po raz pierwszy sprawdzić swoje siły na azjatyckim gruncie. Więcej powodów do zadowolenia miał Laurent Tillie, którego podopieczni sięgnęli po komplet punktów w starciu z dużo niżej notowanymi Chińczykami. Wygrana nie przyszła jednak łatwo. Szkoleniowiec mistrzów Europy, który niedawno przedłużył kontrakt do 2020 roku, postanowił bowiem nieco oszczędzić siły swoich czołowych graczy na niedzielne starcie i w trakcie trzeciej partii posadził na ławkę lidera drużyny Earvina Ngapetha.
- Zdecydowałem się zmienić Earvina Ngapetha, ponieważ mamy w drużynie również innych znakomitych siatkarzy - tłumaczył Laurent Tillie po zakończeniu sobotniego starcia. - Cieszę się, że wygraliśmy 3:1, choć muszę przyznać, że postawa Chińczyków była dla mnie zaskoczeniem.
ZOBACZ WIDEO Karol Kłos: Ciężko nadążyć za Kanadyjczykami (Źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Więcej emocji było w konfrontacji Biało-Czerwonych z Kanadyjczykami. Zgodnie z wcześniejszymi prognozami, zespół spod znaku Klonowego Liścia wysoko zawiesił poprzeczkę Polakom. W efekcie, podopieczni Stephane'a Antigi potrzebowali aż pięć setów, aby udowodnić swoją wyższość nad przeciwnikiem.
- Było naprawdę trudno, ale nie byliśmy zaskoczeni. Wiedzieliśmy jak grają Kanadyjczycy, znamy ich i oczekiwaliśmy, że mogą się tak zaprezentować. Oczywiście to nie był nasz najlepszy mecz, ale kilka rzeczy było pozytywnych - mówił po zwycięskim starciu selekcjoner polskiej ekipy.
Lider Biało-Czerwonych, Bartosz Kurek, wygraną nad Kanadyjczykami również przyjął z dużym spokojem. Atakujący polskiej ekipy przyznał też, że może ona zaprocentować w kolejnych meczach. - To był taki mecz, w którym każdy musiał dołożyć od siebie cegiełkę. Kanadyjczycy zagrali bardzo dobrze, ale trochę się tego spodziewaliśmy i obawialiśmy. Tak to wyglądało, że do samego końca musieliśmy wyszarpać to zwycięstwo. Mecz był trudny, ale nas bardzo dobrze nastroi przed całą imprezą - powiedział wychowanek Stali AZS PWSZ Nysa.
O tym, czy słowa polskiego atakującego znajdą potwierdzenie w rzeczywistości, będziemy mogli przekonać się już w niedzielę, kiedy po przeciwnej stronie siatki staną mistrzowie Europy. Reprezentacja Francji to zdecydowany faworyt do triumfu w całym turnieju, jednak w szeregach mistrzów świata nie widać specjalnego respektu przed rywalem.
- Znamy ich bardzo dobrze, spotykamy się często. Cały czas na tej siatkarskiej mapie świata jesteśmy mocnymi graczami. Nie zaskoczą nas niczym nowym - mówił po pierwszym meczu Bartosz Kurek. Marcin Możdżonek dodał natomiast, że będzie to dobra okazja do rewanżu za turniej w Berlinie. - To będzie taka nasza mała wojna i okazja do rewanżu.
Faworytem niedzielnego meczu trudno okrzyknąć Polaków, choć historia spotkań przemawia ma korzyść naszych zawodników. W konfrontacji dwóch szkoleniowców, Stephane'a Antigi - Laurenta Tillie, górą zazwyczaj był opiekun Les Bleus. Odkąd 52-latek prowadzi Trójkolorowych, jego zawodnicy tylko raz przegrali z Biało-Czerwonymi. Miało to miejsce na mundialu w 2014 roku, po pięciosetowym pojedynku. Rok później doszło do rewanżu Trójkolorowych w Lidze Światowej. Swoja wyższość Earvin Ngapeth i spółka potwierdzili kilka miesięcy później, zwyciężając w półfinale turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk olimpijskich rozgrywanego w Berlinie. W niedzielę w Tokio Biało-Czerwoni będą więc mieli okazję wyrównać rachunki za 2016 rok.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)