WGP. Michał Kaczmarczyk: Warneńska gruba kreska (komentarz)

Skończyło się jak zawsze? Przynajmniej możemy być "tylko" smutni, a nie zawstydzeni występem polskich siatkarek w finałach World Grand Prix. Reszta przyjdzie z czasem.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Materiały prasowe / FIVB

Z prostego, nieuznającego półcieni, punktu widzenia kibica sytuacja jest jasna: trzeci raz graliśmy o elitę i trzeci raz było "w plecy". Czyli stagnacja, brak pomysłu, nadziei, punktu odbicia. Trudno się dziwić frustracji i poczuciu zmarnowania szansy, kiedy upragnione boje z Brazylią czy USA były odległe zaledwie o 25 punktów. W Koszalinie reprezentacja Polski kobiet zebrała lanie od Belgii i Portoryko, w Lublinie nie pozwoliły jej dojść do głosu niesamowite Holenderki, tymczasem w Warnie po dwóch wygranych setach i coraz mniej pewnych zagraniach Dominikanek można było mieć nadzieję, że sezon kadrowy zacznie się dla siatkarek Jacka Nawrockiego od mocnego uderzenia.

Tak się nie stało i trudno się temu dziwić, skoro Anna Grejman, podstawowa przyjmująca i najpewniejsza siatkarka na lewym skrzydle kadry kończy 3 z 23 ataków, a przez to cała kibicowska wiara musiała modlić się o to, by potężne rywalki z Karaibów nie zdusiły swoim blokiem Emilii Muchy. Wyraźnie widać było, że po dwóch wyszarpanych w znoju i trudzie partiach, brakowało sił, by punktować tak samo silne, co średnio skoordynowane rywalki.

Problemy doskwierające przez cały tegoroczny cykl World Grand Prix kłuły w oczy aż nadto: brak sensownej opcji na przyjęciu obok Grejman, niedostateczne wykorzystanie środka, a przede wszystkim wyraźne ustępowanie w mocy skrzydłowych; nadrabiane co prawda i zagrywką, i blokami duetu Ganszczyk-Kąkolewska, ale nie zawsze na tyle, by plusy zasłaniały oczywiste minusy.

ZOBACZ WIDEO Po akcji Lewandowskiego... Maciej Iwański spadł z krzesła (źródło TVP)

Ale może dość mówienia o brakach, powtarzanie jak mantra zdań typu "Berenika Tomsia nie jest Skowrońską", "dużo brakuje do gry z dawnych lat", "czemu nie jest tak, jak było" niczego nie zmieni ani w niczym nie pomoże. Jak mówił podczas jednej z przerw niedzielnego meczu selekcjoner - nie ma poprzedniej akcji, nie ma kolejnej, gramy tu i teraz. A teraźniejszość jest nieco bardziej optymistyczna niż niedzielny finał w Warnie.

Paradoksalnie w tych wszystkich latach bezskutecznego dobijania się do pierwszej dywizji, najwięcej pozytywnych emocji dostarczyła nam reprezentacja budowania niemalże od zera, będąca autorskim projektem trenera niekoniecznie uwielbianego przez grono zainteresowanych. Coś w tym jest, że Nawrocki nie zawsze odnajduje się w tyglu ambicji i emocji tzw. wielkich nazwisk, a całkiem nieźle sprawdza się w kreowaniu wielkości tych mniejszych.

Kto by się spodziewał, że będziemy tak ochoczo oklaskiwać Grejman, którą jeszcze niedawno stawiano jako wzorcowy przykład zmarnowanego potencjału? Że biało-czerwone barwy nie będą krępowały dopiero pracujących na większe zainteresowanie Muchy czy Pleśnierowicz, że dzięki organizacji gry w obronie Polki będą w stanie śmiało stawać w szranki z bardzo niewygodnymi rywalami zza Atlantyku?

Owszem, temu zespołowi brakuje bardzo wiele do najlepszych na świecie, ale dla drużyny pod wodzą Nawrockiego liczy się tylko konsekwentne stawianie kolejnych kroków do przodu.

Oddzielamy szlachetną przeszłość grubą kreską i pracujemy na swoje konto, żeby i o nas ktoś za kilka, kilkanaście lat mógł powiedzieć parę ciepłych słów. Taki pomysł na siebie ma ta ekipa i wydaje się, że przy wszystkich ograniczeniach jest to całkiem obiecująca koncepcja. Oby do przodu.

Michał Kaczmarczyk  

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×