WP SportoweFakty: Blady strach padł na komentatorów, kiedy dowiedzieli się, że podpisał pan kontrakt z Effectorem Kielce.
Peter Wohlfahrtstätter: Dlatego od dwóch lat na mojej koszulce zamiast nazwiska widnieje tylko skrót "Wohlfi". Wcale mnie to nie dziwi, że w większości krajów trudno jest wymienić moje nazwisko, bo mają z tym problemy również Austriacy. Muszę powiedzieć w moim nowym klubie, aby przygotowali mi koszulki z pseudonimem. Na strojach meczowych moje nazwisko mieści się tylko bardzo małymi literami.
W Aich/Dob Posojilnica grał pan w drużynie ze Stanisławem Wawrzyńczykiem. Pamięta go pan?
- Pamiętam, miałem z nim kontakt także potem, kiedy odszedł do AZS-u Częstochowa. Mieszkaliśmy razem w Austrii. Nadal będziemy kolegami, z wyjątkiem dwóch meczów Effectora z AZS-em w przyszłym sezonie.
Do Posojilnicy w przyszłym sezonie dołączył Artur Pasiński. W Polsce nie mówi się o nim jako o wielkim talencie.
- Artur miał bardzo dobrą technikę, ale także jeden problem - borykał się z bólem kolana. Fizycznie nie był w dobrej formie. Jeśli będzie w pełni kontrolował swoje ciało, to może być dobrym zawodnikiem. Ma czucie, rozumie grę.
Rozmawiał pan z Wawrzyńczykiem lub Pasińskim o PlusLidze?
- Oczywiście. Kiedy miałem 18 lat to chciałem grać właśnie w takim kraju jak Polska. U was siatkówka jest niezwykle popularna, czuć tam prawdziwy sport. W Austrii nie jest z tym tak dobrze. Mamy dwie dobre drużyny, ale nikt nie zna pozostałych. Wiele razy rozmawiałem ze Stasiem na temat polskiej ligi. Zdarzyło nam się nawet wspólnie oglądać mecze.
Jakie?
- To było w sezonie, kiedy Mika przeszedł do Lotosu Trefla z Montpellier i miał świetną końcówkę rozgrywek. Głównie jestem podekscytowany tym, że w PlusLidze każde spotkanie jest niezwykle trudne i na bardzo dobrym poziomie. Siatkówka jest w Polsce tradycją, a takie podejście bardzo mi się podoba.
W Austrii zdarzyło się panu rozdać autograf poza halą?
- Poza halą jeszcze nigdy, ale ludzie mnie znają i czasami ze sobą rozmawiamy. Miasto, w którym grałem nie było zbyt duże. Tak naprawdę dla kibiców byłem ich znajomym.
W Bleiburgu siatkówka jest wiodącą dyscypliną?
- Tak. Bleiburg miał także drużynę piłkarską. Teraz jednak mecze siatkówki są dobrą okazją, aby udać się w weekend do hali.
Jak w ostatnich latach wygląda szkolenie w Austrii?
- W kadrze mamy teraz dziewięciu zawodników grających w ligach zagranicznych. Młodzież widzi, że jest możliwy rozwój w dobrej lidze. Oni mają świadomość, że robią to starsi koledzy i sami mogą zrobić to samo w przyszłości. Widzą, jak my jesteśmy w stanie poświęcić się dla siatkówki. Najważniejszą rzeczą dla nich jest to, żeby nie bali się wyjechać za granicę. Tylko tam można wskoczyć na wyższy poziom. My dajemy dobry przykład kolejnym pokoleniom.
Powiedział pan, że kiedyś na pewno wróci jeszcze do Aich/Dob.
- Bo traktowali mnie tam bardzo dobrze. Świetnie dogadywałem się z szefem klubu. Kibice mnie lubili, a ja ich również. Jedyne, co mi nie pasowało, to brak ciśnienia w lidze. Chcę poczuć presję wyniku, bo bez tego nie stanę się lepszym graczem.[nextpage]
Oglądając mecze kadry Austrii oraz Aich/Dob było widać, że atmosfera w obu zespołach jest znakomita. Jaki jest w tym pana udział?
- W reprezentacji jestem kapitanem, więc muszę się wykazywać wszystkimi cechami po trochu. Normalnie jestem wyluzowanym człowiekiem, ale kiedy stoję na boisku, to chcę walczyć o każdy punkt. Resztę motywacji w czasie pojedynków daje mi adrenalina.
Będzie pan pierwszym Austriakiem w historii PlusLigi. Wyróżnienie?
- To dowód na to, że w reprezentacji Austrii przez ostatnie lata wykonaliśmy dobrą pracę. Nie tylko ja znalazłem klub w silnej lidze, bo Alexander Berger podpisał kontrakt z Sir Safety Perugia. Gracze z Austrii są naprawdę coraz lepsi. Oczywiście jestem szczęśliwy z faktu, że w Polsce zagram jako pierwszy obywatel swojego kraju.
Czego dowiedział się pan już o Effectorze i samych Kielcach?
- Oczywiście pierwszą rzeczą był zespół piłki ręcznej, który wygrał Ligę Mistrzów. Kielce to miasto większe niż Bleiburg, ale również bardziej przemysłowe. Pierwsze, co zrobiłem, to wszedłem na stronę klubu. Obejrzałem zdjęcia, poczytałem trochę o zespole. Oprócz tego pobrałem na telefon kilka aplikacji, żeby nauczyć się podstawowych słów w języku polskim.
Zamierza się pan nauczyć polskiego?
- Na pewno podstaw, które umożliwią mi zrozumienie się na boisku z zawodnikami oraz trenerem. Potem zobaczymy, jak wiele uda mi się zapamiętać w ciągu roku. Byłem w szoku, kiedy zobaczyłem, jak po niemiecku mówi Robert Lewandowski. To stało się bardzo szybko. Jestem zawodnikiem, który interesuje się miejscem, w którym będzie żył.
Poprzedni środkowi Effectora zaliczyli sportowy awans - Mateusz Bieniek zagra w ZAKSIE, a Andreas Takvam w VfB Friedrichshafen.
- Nie czuję presji w związku z tym. Jestem pracownikiem, który zawsze daje z siebie wszystko. Jeśli to nie wystarczy, to będę musiał się z tym pogodzić. Jestem jednak przekonany, że wszystko wyjdzie dobrze.
Na boisku czuje się pan lepszy w ataku czy bloku?
- Jestem typem gracza nieco lepszego w ataku. Oczywiście stać mnie na kilka bloków w meczu, ale w Polsce to na pewno będzie dla mnie większym wyzwaniem niż gra w ataku. W Austrii często miałem do zablokowania jednego zawodnika. W Polsce będzie ich trzech lub czterech.
To prawda, że jest pan elektrykiem?
- W wieku 15-18 lat uczyłem się tego fachu i zakończyłem praktykę. Dzień później udałem się do Wiednia i zacząłem profesjonalnie grać w siatkówkę. Bycie elektrykiem nie przydaje mi się w życiu już do niczego od dziewięciu lat. Ale jestem z tego czasu zadowolony, bo mogłem się przekonać jak wygląda życie, kiedy trzeba pracować codziennie od rana do wieczora. Dzięki temu stałem się twardzielem.
Za wzór zawodnika uważa pan Luigiego Mastrangelo. Dlaczego?
- To było we wczesnych latach mojej przygody z siatkówką. Był to gracz z niezwykłymi emocjami i umiejętnościami, typ prawdziwego przywódcy. Teraz nie mam żadnego idola. Na Data Video oglądam większość środkowych z czołowych reprezentacji. Każdy z nich ma swoje zalety.
Rozważał pan inne oferty czy na pierwszym miejscu był Effector?
- Mogłem grać w Bundeslidze, ale to było dla mnie nieistotne, bo byłem szczęśliwy w Aich/Dob. Kiedy usłyszałem o zainteresowaniu Effectora, nie mogłem powiedzieć "nie". Miałem oferty z dwóch klubów niemieckich, ale chciałem występować w naprawdę dobrej lidze lub pozostać tam, gdzie było mi stabilnie.
Do Polski wybierze się pan sam czy z bliskimi?
- Będę mieszkał sam, ale moja dziewczyna będzie mnie odwiedzać. Ona specjalnie zmieniła miejsce pracy na Wiedeń, aby miała do mnie bliżej.
Rozmawiał Mateusz Lampart