Dzięki byciu elektrykiem stał się twardzielem. Pierwszy Austriak szykuje się na PlusLigę

Peter Wohlfahrtstätter w najbliższym sezonie zagra w Effectorze Kielce. Środkowy w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o przenosinach do PlusLigi, siatkówce w Austrii oraz o czasach, w których zajmował się elektryką.

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart
WP SportoweFakty / Katarzyna Antczak

WP SportoweFakty: Blady strach padł na komentatorów, kiedy dowiedzieli się, że podpisał pan kontrakt z Effectorem Kielce.

Peter Wohlfahrtstätter: Dlatego od dwóch lat na mojej koszulce zamiast nazwiska widnieje tylko skrót "Wohlfi". Wcale mnie to nie dziwi, że w większości krajów trudno jest wymienić moje nazwisko, bo mają z tym problemy również Austriacy. Muszę powiedzieć w moim nowym klubie, aby przygotowali mi koszulki z pseudonimem. Na strojach meczowych moje nazwisko mieści się tylko bardzo małymi literami.

W Aich/Dob Posojilnica grał pan w drużynie ze Stanisławem Wawrzyńczykiem. Pamięta go pan?

- Pamiętam, miałem z nim kontakt także potem, kiedy odszedł do AZS-u Częstochowa. Mieszkaliśmy razem w Austrii. Nadal będziemy kolegami, z wyjątkiem dwóch meczów Effectora z AZS-em w przyszłym sezonie.

Do Posojilnicy w przyszłym sezonie dołączył Artur Pasiński. W Polsce nie mówi się o nim jako o wielkim talencie.

- Artur miał bardzo dobrą technikę, ale także jeden problem - borykał się z bólem kolana. Fizycznie nie był w dobrej formie. Jeśli będzie w pełni kontrolował swoje ciało, to może być dobrym zawodnikiem. Ma czucie, rozumie grę.

Rozmawiał pan z Wawrzyńczykiem lub Pasińskim o PlusLidze?

- Oczywiście. Kiedy miałem 18 lat to chciałem grać właśnie w takim kraju jak Polska. U was siatkówka jest niezwykle popularna, czuć tam prawdziwy sport. W Austrii nie jest z tym tak dobrze. Mamy dwie dobre drużyny, ale nikt nie zna pozostałych. Wiele razy rozmawiałem ze Stasiem na temat polskiej ligi. Zdarzyło nam się nawet wspólnie oglądać mecze.

Jakie?

- To było w sezonie, kiedy Mika przeszedł do Lotosu Trefla z Montpellier i miał świetną końcówkę rozgrywek. Głównie jestem podekscytowany tym, że w PlusLidze każde spotkanie jest niezwykle trudne i na bardzo dobrym poziomie. Siatkówka jest w Polsce tradycją, a takie podejście bardzo mi się podoba.

W Austrii zdarzyło się panu rozdać autograf poza halą?

- Poza halą jeszcze nigdy, ale ludzie mnie znają i czasami ze sobą rozmawiamy. Miasto, w którym grałem nie było zbyt duże. Tak naprawdę dla kibiców byłem ich znajomym.

W Bleiburgu siatkówka jest wiodącą dyscypliną?

- Tak. Bleiburg miał także drużynę piłkarską. Teraz jednak mecze siatkówki są dobrą okazją, aby udać się w weekend do hali.

Jak w ostatnich latach wygląda szkolenie w Austrii?

- W kadrze mamy teraz dziewięciu zawodników grających w ligach zagranicznych. Młodzież widzi, że jest możliwy rozwój w dobrej lidze. Oni mają świadomość, że robią to starsi koledzy i sami mogą zrobić to samo w przyszłości. Widzą, jak my jesteśmy w stanie poświęcić się dla siatkówki. Najważniejszą rzeczą dla nich jest to, żeby nie bali się wyjechać za granicę. Tylko tam można wskoczyć na wyższy poziom. My dajemy dobry przykład kolejnym pokoleniom.

Powiedział pan, że kiedyś na pewno wróci jeszcze do Aich/Dob.

- Bo traktowali mnie tam bardzo dobrze. Świetnie dogadywałem się z szefem klubu. Kibice mnie lubili, a ja ich również. Jedyne, co mi nie pasowało, to brak ciśnienia w lidze. Chcę poczuć presję wyniku, bo bez tego nie stanę się lepszym graczem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×