LŚ 2016: krakowski Final Six pierwszym etapem USA ku powtórce z 2008 roku?

FIVB
FIVB

Drugą reprezentacją rundy interkontynentalnej tegorocznej Ligi Światowej była ekipa Stanów Zjednoczonych. W krakowskiej edycji Final Six przyjdzie jej się zmierzyć między innymi z Brazylią oraz Włochami.

W tym artykule dowiesz się o:

Zbliża się sądny dzień tegorocznej "Światówki". Po raz kolejny to reprezentacja Polski, Serbii, Francji, Brazylii, Włoch oraz USA zakwalifikowała się do decydujących rozstrzygnięć Ligi Światowej i tym razem w Krakowie powalczy o najwyższy laur zawodów.

Ostatnia z wymienionych ekip - reprezentacja USA, jest zarazem piąta drużyną w rankingu FIVB i podobnie jak Polska, w Lidze Światowej bierze udział po raz 18. Od lat mająca stałe miejsce  w elicie, ma na swoim koncie sześć medali tych prestiżowych zawodów, a dwa z nich są z najbardziej wartościowego kruszcu. Ostatni medal - brązowy, wywalczyła w ubiegłorocznej edycji, natomiast rok wcześniej we Florencji posmakowała złota. Pierwszy raz na najwyższym stopniu podium "Światówki" stanęła w wyjątkowym dla reprezentacji 2008 roku. Wtedy świetna dyspozycja w World League przełożyła się na triumf w najważniejszej z siatkarskich imprez jaką były igrzyska olimpijskie w Pekinie, a o sile drużyny decydowali tacy zawodnicy jak Lloy Ball czy Clayton Stanley. Teraz po ośmiu latach, Amerykanie znów stoją przed szansą powtórzenia tego wyczynu.

Wówczas zespół do zwycięstwa poprowadził Hugh McCutcheon, a teraz rolę szkoleniowca pełni jego były asystent - John Speraw i otwarcie deklaruje chęć powtórzenia osiągnięcia swojego wcześniejszego nauczyciela. Jednakże obecnie wiele wskazuje na to, że o sukces może być o wiele trudniej.

Takich wniosków można upatrywać właśnie w fazie grupowej World League. Dla Sperawa tegoroczna edycja Ligi Światowej jest równie wyjątkowa co dla pozostałych trenerów ekip biorących udział w sierpniowych igrzyskach olimpijskich, wartości nabiera głównie pod kątem szkoleniowym. Choć nikt nie spodziewał się fajerwerków i świetnej dyspozycji żadnej z drużyn, gra Amerykanów w fazie interkontynentalnej przypominała istny plac budowy, nieco odmienny od pozostałych reprezentacji. Wszystko za sprawą niespotykanej sytuacji w amerykańskich przygotowaniach olimpijskich, gdzie dopiero w roku imprezy klaruje się ostateczny skład i w przypadku USA jest po raz pierwszy zbudowany z tak młodych zawodników, bez olimpijskiego doświadczenia. Stąd trzy mini turnieje Ligi Światowej rozgrywane na zasadzie ciągłych rotacji były doskonałą okazją nie tyle do zbudowania nowej jakości gry, co odnalezienia wspólnego mianownika w drużynie.

Kibicuj Polakom podczas Final Six LŚ w Krakowie! Bilety są jeszcze dostępne

Analizując występy pod kątem wyników oraz rywali można dojść do wniosków, że USA jako jedna z nielicznych reprezentacji szybko złapała swój rytm gry, jednak nie do końca miało to potwierdzenie w rzeczywistości. Walczący nie tylko z rywalem co obciążeniami treningów amerykańscy siatkarze mimo tego, że wyniki tego nie odzwierciedlają grali przeciętnie, często walcząc sami ze sobą. Ich największymi mankamentami była defensywa i gra przez skrzydła. Podczas gdy libero - Erik Shoji rozgrywał świetne zawody i w obronie wyczyniał cuda, w przyjęciu nie miał wsparcia w swoich kolegach. Trener Speraw szukał różnych opcji w defensywie z Taylorem Sanderem, Aaronem Russellem czy doskonale znanym polskiej publiczności Thomasem Jaeschke w roli głównej, co często nie miało najlepszych efektów. W ich przypadku różnego rodzaju braki nie były uzupełniane techniką co często kończyło się ingerencją Williama Priddy'ego, który pełnił rolę tzw. "strażaka".

[nextpage]Pozostałe mankamenty zdają się nie być na tyle poważne, co te związane z przyjmującymi i pokrywają się z problemami innych drużyn biorących udział w Final Six. Jako przykład można wziąć słabą grę na skrzydłach. Jednakże mając na uwadze niestabilną postawę choćby Matthew Anderson, który słabo grając w dłuższym dystansie czasu, w decydujących etapach przeważnie nie zawodzi co dobitnie pokazał tegoroczny sezon rosyjskiej Superligi, nie powinno być to bolączką trenera Sperawa.

Natomiast pozytywów należy szukać na środku siatki gdzie królują tacy zawodnicy jak David Lee, Maxwell Holt i David Smith. Na szczególne pochwały zasługuje szczególnie ten ostatni - najstabilniejszy, który nie tyle doskonale rozumie się z rozgrywającym co sporo wnosi również w elemencie zagrywki. Wspominając o rozgrywającym - Micah Christensonie, faza interkontynentalna potwierdziła jego pozycję. 23-letni zawodnik po roku spędzonym we włoskiej Serie A w barwach Cucine Lube Banca Marche Civitanova nabrał pewności siebie zarówno w postawie na boisku, jak i poza nim. Idealnie dogaduje się ze swoimi środkowymi, a rozgrywane pipe, jak choćby te w meczu z Włochami są bliskie perfekcji.

Patrząc ogólnie na trzy tygodnie gry Amerykanów w Lidze Światowej można mieć nie najlepsze wrażenia, warto jednak zwrócić uwagę, że była ona przede wszystkim skuteczna i pozwalała odnosić kolejne zwycięstwa co jest dobrym prognostykiem dla podopiecznych Sperawa. Na 9 meczów tylko jeden zakończyli z niekorzystnym wynikiem. Przegrali z Brazylia 1:3, jak się później okazało jedyną drużyną, która wyprzedziła ich w klasyfikacji końcowej I dywizji.

Co prawda możliwości szukania analogii pomiędzy tegoroczną reprezentacją, a tą mistrzowską z 2008 roku, da dopiero końcowe rozstrzygnięcie Ligi Światowej, sami amerykańscy siatkarze coraz częściej podkreślają znacznie krakowskiego Final Six w kontekście sierpniowych igrzysk olimpijskich i to właśnie finały w Polsce mają dać przyszłą motywację i ostateczny obraz gry USA, w której jedynie David Lee, William Priddy i Matthew Anderson wiedzą co to olimpijskie emocje.

Zmagania w Krakowie rozpoczną w czwartek 14 lipca meczem z Włochami, dzień później zmierzą się z Brazylią. Do półfinałów awansują tylko dwie z drużyn.

Skład reprezentacji USA:

Rozgrywający: Micah Christenson, Kawika Shoji.

Atakujący: Matthew Anderson, Murphy Troy.

Środkowi: David Lee, Maxwell Holt, David Smith.

Przyjmujący: Taylor Sander, Aaron Russell, William Priddy, Thomas Jaeschke.

Libero: Erik Shoji.

Komentarze (0)