Ola Piskorska: Najgorsze igrzyska XXI wieku dla reprezentacji europejskich. Zamęczeni przez Ary'ego Gracę? (komentarz)

 / Flaga olimpijska
/ Flaga olimpijska

Plan został wykonany: siatkarska reprezentacja Brazylii zdobyła w Rio de Janeiro złoty medal olimpijski. Może również dlatego, że wcześniej wymyślono system eliminujący silne reprezentacje ze Starego Kontynentu. Zadziałał prawie idealnie.

Zanim przejdziemy do twardych danych i wniosków z nich płynących, warto zrobić jedno zastrzeżenie. Brazylia na to złoto w pełni zasłużyła swoim występem na turnieju olimpijskim. Dla nich faza pucharowa zaczęła się o mecz wcześniej, bo przecież z Francją w grupie już grali o przetrwanie i we wszystkich tych najtrudniejszych spotkaniach grali dobrze, pewnie i z chłodną głową oraz koncentracją. W czterech meczach o wszystko oddali zaledwie dwa sety. Ze wszystkich drużyn znajdujących się w Rio to oni grali najlepszą siatkówkę i zasłużyli najbardziej na złote medale.

Po tym zastrzeżeniu spójrzmy na statystyki ostatnich pięciu turniejów olimpijskich (które za każdym razem przebiegały według tego samego regulaminu).

20002004200820122016
Liczba zakwalifikowanych reprezentacji z Europy 5 7 6 6 4
Liczba reprezentacji z Europy w 1/4 4 5 5 5 3
Liczba reprezentacji z Europy w 1/2 3 2 2 3 2
Liczba reprezentacji z Europy z medalami 3 2 1 2 1

Igrzyska w Rio de Janeiro to najsłabszy występ reprezentacji europejskich w tym wieku, jeżeli spojrzy się na liczbę uczestników i liczbę ćwierćfinalistów. Czy Stary Kontynent jest taki słaby?

ZOBACZ WIDEO Tomasz Majewski zdradził, co będzie robił po zakończeniu kariery

{"id":"","title":""}

Problem polega na tym, że wręcz przeciwnie - jest bardzo mocny. W pierwszej dwudziestce światowego rankingu FIVB jest dziewięć ekip stamtąd, z czego trzy w pierwszej piątce. Liga rosyjska, włoska czy polska są na bardzo wysokim poziomie i można naliczyć minimum sześć europejskich drużyn narodowych, które byłyby w stanie powalczyć o medale.

Prowadzone przez dobrych trenerów i złożone z zawodników grających na co dzień w mocnych klubach potrafią prezentować siatkówkę na najwyższym poziomie. Na igrzyskach liczą się detale i przy łucie szczęścia można sobie spokojnie wyobrazić i w Rio podium podobne do tego z Sydney, kiedy stały na nim wyłącznie reprezentacje ze Starego Kontynentu.

Ale tylko wyobrazić, bowiem w rzeczywistości Europejczycy na igrzyskach w Brazylii prawie nie zaistnieli poza odwiecznie mocnymi Włochami i Rosją. Nawet ta Rosja to był niedźwiedź mocno bezzębny i osłabiony.

Trudno nazwać to przypadkiem, jeżeli popatrzy się na system kwalifikacji do igrzysk, zmieniony w porównaniu z poprzednimi latami. Już na wstępie był skonstruowany tak, aby maksymalnie tylko pięć drużyn z Europy mogło zagrać w Rio (2 z Pucharu Świata, 1 z Berlina i 2 z Tokio), a minimalnie mogła to być nawet jedna (z Berlina). To już z góry eliminowało kilka mocnych zespołów. Po Pucharze Świata było już jasne, że do Brazylii pojadą najwyżej cztery ekipy z naszego kontynentu.

Dalej nastąpiły wyniszczające kwalifikacje. Najpierw styczniowe bratobójcze, brutalne eliminacje w Berlinie, gdzie dawali z siebie wszystko siatkarze wyrwani na dwa tygodnie ze swoich klubów, a na koniec dwutygodniowy maraton w Tokio pod koniec maja, gdzie po raz kolejny trzeba było walczyć o przetrwanie w każdym meczu.

Jeżeli ktoś powie, że nie miało to znaczenia, to wystarczy spojrzeć na wyniki europejskich zespołów w Rio. Najdalej zaszli Włosi zdobywając srebrny medal. Oni mieli kwalifikację na igrzyska już we wrześniu, zdobytą na Pucharze Świata i nie musieli jechać do Berlina ani do Tokio. Nieco gorzej wypadli Rosjanie, którzy jak rzadko zakończyli turniej olimpijski bez medalu, ale dotarli do półfinałów. Oni awansem cieszyli się od stycznia i ominął ich wyjazd w maju do Tokio. Najgorzej - Polacy i Francuzi, którzy nie byli pewni udziału w igrzyskach jeszcze dwa miesiące przed ich rozpoczęciem. Notabene pozostałe dwa medale poza Włochami zdobyli: Brazylia, która w ogóle nie musiała się kwalifikować i USA, które tak jak Włosi wygrało awans na Pucharze Świata.

Wiele osób mówiło, że "nie ma co narzekać, bo wszyscy mają takie same warunki". Otóż nie, nie mają. Zawodnicy reprezentacji europejskich grają w najlepszych klubach, gdzie często rywalizują na trzech polach i non stop poddawani są ogromnej presji oraz ponoszą ogromny wysiłek fizyczny. Wykończony cień samego siebie czyli Mateusz Mika, Aleksandar Atanasijević ze zmęczeniowym złamaniem kości czy nawet Matthew Anderson z epizodami depresyjnymi to doskonałe przykłady na to, że nawet bez igrzysk gra cały rok na okrągło w wyjściowym składzie mocnego klubu i reprezentacji niesie ogromne koszty.

I nie są to koszty czysto fizyczne, znacznie gorsze są koszty emocjonalne. Ile razy w ciągu jednego roku zawodnik może zagrać "mecz o życie", "mecz o być albo nie być", mecz, w którym walczy o bardzo ważny cel i maksymalnie skoncentrowany musi dać z siebie wszystko? To teraz proszę sobie wyobrazić siatkarza, który w ciągu jednego roku z klubem grał o mistrza kraju, puchar kraju oraz medal Ligi Mistrzów, a do tego w drużynie narodowej musiał stoczyć 11 spotkań w Pucharze Świata, kilka na mistrzostwach Europy, 5 w Berlinie, 7 w Tokio i na koniec kilka na też przecież niemniej ważnych igrzyskach. A każdy z tych pojedynków był o wszystko. Mentalnie to jest przerażający wysiłek i trudno się dziwić, że najlepiej zaprezentowali się Włosi, którym odpadły dwa z tych turniejów.

System kwalifikacji zmieniono na tak wykańczający i wyjątkowo nieżyczliwy mocnym reprezentacjom europejskim akurat na igrzyska w Brazylii, gdzie od początku było jasne, że podopieczni trenera Bernardo Rezende po prostu muszą odzyskać złoto olimpijskie przed własną publicznością. W połączeniu z faktem, że prezydentem FIVB jest Brazylijczyk Ary Graca, trudno nie mieć przekonania, że zostało to zrobione z premedytacją.

Choć na pewno dodatkowym argumentem było też pozyskiwanie głosów wyborczych z innych federacji niż europejska, bowiem pan Graca szykował się do reelekcji na kolejną kadencję. I został wybrany przytłaczającą większością głosów, a dla jego zwycięstwa poświęcono marzenia europejskich zawodników.

A ponieważ żadne najbliższe igrzyska letnie nie odbywają się w Brazylii, to można podejrzewać, że wkrótce zasady kwalifikacji olimpijskich zostaną ponownie zmienione na bardziej sprawiedliwe (albo takie jak były) i zostanie to przedstawione przez władze światowej siatkówki jako "wspaniała reforma". Tylko dla niektórych będzie już za późno.

Ola Piskorska

[color=black]

[/color]

Komentarze (15)
avatar
vanhorne
27.08.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
zgadzam sie z opinia ze mistrzostwa europy powinny byc co 4 lata, a liga swiatowa powinna byc zawieszona w roku olimpijskim, do tego kwalifikacje powinno sie przeprowadzic w roku poprzedzajacym Czytaj całość
avatar
vanhorne
27.08.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
taka drobna uwaga, rok 2000 to wciaz XX wiek 
avatar
Ace
26.08.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Nie tłumaczy to wszystkiego, nie mniej jednak jest to jeden z głównych czynników niepowodzenia. I nie tylko w kontekście Igrzysk. Liga Światowa, Puchar Świata, Mistrzostwa Europy, dwa turnieje Czytaj całość
Alekssandra
26.08.2016
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Smutna prawda o niszczeniu europejskiej siatkówki. 
avatar
Małgorzata
26.08.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
O tym, że system kwalifikacji na IO był kuriozalny mówiono już przed Olimpiadą. Dobrze jednak, że taki "podsumowujący" artykuł ukazał się teraz, bo może ochłodzi to trochę głowy tych, którzy ch Czytaj całość