Karol Kłos, jako ostatni zawodnik, wznowił treningi z PGE Skrą Bełchatów. Środkowy reprezentacji Polski dołączył do drużyny w poniedziałek, kończąc tym samym urlop po występie z drużyną narodową na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. 27-letni zawodnik z wyniku sportowego osiągniętego w Brazylii nie mógł być zadowolony, choć sam w kilku meczach grupowych pokazał się z bardzo dobrej strony.
- Pierwsze mecze można określić mianem dobrze wykonanej pracy, oprócz może tego meczu z Rosją, który też mogliśmy wygrać. Dobrze zarówno jak, jak i cała drużyna, będziemy wspominać mecze z Iranem i Argentyną. Wszyscy czekali jednak na drugą część zmagań i wiedzieli, że trzeba będzie wygrać ćwierćfinał, jeżeli chce się walczyć o medale, bo myślę, że nikt nie zakładał, że nie wyjdziemy z grupy. Trafiliśmy na Stany Zjednoczone i niestety przyszła klęska - tak bym to chyba nazwał. Dziwne uczucie, bo bardzo dużo czasu zajęło nam zakwalifikowanie się na igrzyska olimpijskie, a później przychodzi taki mecz - pach, pach, pach i po sprawie - wyjaśnił Kłos przed kamerą SkraTV.
Mimo rozczarowującej porażki polski środkowy pozytywnie wspominać będzie występ w Rio de Janeiro. - Przede wszystkim bardzo się cieszyłem, że się tam znalazłem. Przez ostatnie dwa lata miałem dużo problemów ze zdrowiem. Nie zawsze byłem w takiej formie, w jakiej chciałem być. Nie zawsze grałem dobrze, a igrzyska będę miło wspominał. To jest niezły bagaż doświadczeń, fantastyczne przeżycia, niesamowite emocje, bardzo dużo adrenaliny i oczywiście ta otoczka - zaznaczył środkowy PGE Skry, który z optymizmem wyczekuje swojego siódmego już sezonu w bełchatowskim klubie.
ZOBACZ WIDEO: Kucharski: tej kadrze przyda się zimny prysznic (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)