Ezequiel Palacios: Gitara jest moim psychologiem

Kiedy miał 9 lat, spakował swoje rzeczy, zarzucił gitarę na ramię i wyruszył w wielki świat. Ten szybko się o niego upomniał. Mowa o Ezequielu Palaciosie, reprezentancie Argentyny i nowym przyjmującym Indykpolu AZS Olsztyn.

 Redakcja
Redakcja
WP SportoweFakty / Katarzyna Piasecka

WP SportoweFakty: Wygląda pan jeszcze na nieco zmęczonego. Różnice czasowe dają w kość?

Ezequiel Palacios: Aż tak dobrze to widać? Wciąż ciężko mi przestawić zegarek, bo różnica czasowa między Polską i Argentyną to przecież 5 godzin. W moim rodzinnym kraju jest środek nocy, a tu już trzeba wstawać i iść na trening.

Co panu pomaga w przystosowaniu się do nowych warunków? Czy może to największy bagaż, jaki przywiózł pan do Polski, czyli gitara?

- Można powiedzieć, że gitara to mój psycholog. Jest dla mnie bardzo ważna, bo pomaga mi przestać myśleć o problemach. To dźwięki muzyki dają mi chęć do dalszego grania w siatkówkę. Nie mam problemów z palcami, więc nie mam wymówek - ani od ciężkiej pracy na treningach, ani od rozmowy z tym moim "psychologiem".

O czym najczęściej rozmawiacie - mam na myśli to, jaki ma pan repertuar?

- W tym wypadku muszę odpowiedzieć, że jesteśmy bardzo skupieni na sobie, bo gram tradycyjną, argentyńską muzykę. Jednak wiadomo, że upodobania się zmieniają, więc może za kilka miesięcy będę z psychologiem rozmawiał również po polsku.

Przenieśmy się jeszcze na chwilę do Rio. Jak z perspektywy czasu ocenia pan występ reprezentacji Argentyny?

- Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Miesiące przygotowań nie poszły na marne. Jednak Brazylijczycy zagrali lepiej od nas, nie da się ukryć. W ćwierćfinale urwaliśmy im tylko jednego seta. Zresztą sport nigdy nie jest sprawiedliwy. Oczywiście czujemy niedosyt, ale udało nam się zająć całkiem dobre piąte miejsce w ogólnej klasyfikacji. Ostatnie dwa lata po objęciu sterów przez Julio Velasco udowodniły, że dobry trener jest trzonem reprezentacji. Rzeczywiście zaczęliśmy odnosić coraz lepsze rezultaty w międzynarodowych turniejach. Zespół rośnie w siłę i widać duży postęp.

Ma pan dużą tremę przed grą w Europie?

- Trochę tak. Wszystko jest teraz dla mnie nowe, bo nigdy nie miałem międzynarodowego, klubowego doświadczenia. Drzemie we mnie mieszkanka wielu uczuć - jestem trochę zdenerwowany, stremowany i wycofany, ale jednocześnie spokojny. Postaram się opanować sytuację.

Czy według pana polska liga bardzo różni się od tej argentyńskiej, w której grał pan przez ostatnie 8 lat?

- Zawodnicy dysponują zupełnie innymi warunkami fizycznymi. Siatkarze z mojego kraju są niżsi niż Polacy, a to przekłada się np. na to, że w lidze argentyńskiej piłka przemieszcza się z inną prędkością, znaczy o wiele wolniej. Gra w PlusLidze jest też bardziej wymagająca pod względem fizycznym. Trzeba być bardzo silnym i wytrzymałym.

Jaki jest pana przepis na sukces?

- Jest dość prosty. To dużo poświęcenia, ważna jest też dyscyplina i regularne treningi. Siatkówka jest moja pasją, ale również pracą, za to dostaję pieniądze i staram się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej.

Nic nie jest kwestią szczęścia?

- Moim zdaniem nic.

Twardo stąpa pan po ziemi. Mówi się, że to trudne dzieciństwo ukształtowało pana mocną psychikę.

- Pochodzę z bardzo małego miasteczka w prowincji Formosa, przy granicy z Paragwajem. Mieszka tam zaledwie jakieś 5 tysięcy osób. Nie było tam prosto cokolwiek zacząć, dlatego zawsze walczyłem o swoje i już w wieku 9 lat wyprowadziłem się od rodziców do babci, do stolicy prowincji (Formosy – przyp. red.), gdzie zacząłem interesować się sportem. Dlatego teraz tak łatwo jest mi rzucić wszystko z dnia na dzień i dostosować się do nowych warunków.

Jak wyglądały pana sportowe początki?

- W domu nie było co robić, więc dzieci całymi dniami grały w piłkę nożną. Kopałem i ja, nawet całkiem dobrze, bo w wieku 12 lat grałem w dość dobrym zespole. Chciałem się rozwijać dalej, jednak nie powołano mnie do, powiedzmy, "kadry" na jakiś lokalny turniej. Zrezygnowałem i miałem rok przerwy od sportu. Wtedy przez przypadek poszedłem na spotkanie z siatkarzami z mojej prowincji. To oni zarazili mnie miłością do tej dyscypliny i tak zaczęła się moja przygoda.

Jaką radę dałby pan młodym ludziom, którzy w przyszłości marzą o sportowej karierze, a w domu się nie przelewa i nie ma pieniędzy, żeby tę pasję realizować?

- Zawsze mówię, że jeżeli chcesz cokolwiek osiągnąć, musisz wiele rzeczy poświęcić. Ze swoją rodziną nie mieszkam prawie od 15 lat. To duże wyrzeczenie. Trzeba być też wytrwałym i nie oglądać się na innych, wkładać dużo pracy w swoją pasję. To chyba uniwersalny przepis na sukces.

rozmawiała Katarzyna Piasecka

ZOBACZ WIDEO: Ostatnia próba Majewskiego w karierze (wideo) (źródło TVP)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×