W okresie przedsezonowym Effector spisywał się bardzo słabo. Siatkarze z Kielc mieli 12 okazji do sprawdzenia swojej dyspozycji przed startem nadchodzącego sezonu. Obronną ręką wyszli tylko z jednego sparingu (4:1 z białoruskim Szachtiorem Soligorsk). Wszystko wskazywało na to, że w Gdańsku nie postawią wysoko poprzeczki faworyzowanemu Lotosowi Trefl.
Tymczasem podopieczni Dariusza Daszkiewicza mocno dali się we znaki gdańskiej drużynie. Byli o krok od zdobycia chociażby jednego punktu. W premierowej partii kielczanie wygrali 25:21 i w drugiej odsłonie kontynuowali dobrą grę. Prowadzili nawet 15:11. Od tego stanu do pracy wzięli się gracze Andrei Anastasiego, którzy stopniowo odrabiali straty, by wygrać seta do 22.
W trzecim secie kielczanie znów zbudowali cztery punkty przewagi, ale nie potrafili dowieźć jej do samego końca. Lotos Trefl wygrał do 21. Czwartą partię gdańszczanie kontrolowali i zwyciężyli do 23. Tym samym gospodarze triumfowali za trzy punkty.
- Uważam, że zagraliśmy bardzo dobre zawody w Gdańsku. O braku zdobycia chociażby jednego punktu w tym meczu zadecydowały detale, 1-2 zagrania w danym secie. Szkoda, że tak się stało, aczkolwiek jesteśmy zadowoleni z naszej gry. Zespół z Gdańska musiał się napocić, by sięgnąć po komplet punktów - podkreśla szkoleniowiec Effectora.
ZOBACZ WIDEO: KSW 36: Gamrot błyszczy i chce walki w Japonii
Grę zespołu z Kielc chwalą także gdańszczanie, którzy spodziewali się znacznie łatwiejszej przeprawy na inaugurację PlusLigi.
- Byliśmy pod wrażeniem ich gry w obronie. Podbili strasznie dużo ataków, mimo że Dmytro Paszycki uderzył z dużą siłą. Co więcej, potrafili wyprowadzić z tego skuteczne kontrataki. Duży szacunek należy się rywalom - zauważa Bartosz Pietruczuk, przyjmujący Lotosu Trefla Gdańsk.