Drużyna stołeczna po pięciu kolejkach PlusLigi miała na koncie trzy zwycięstwa, a goście spod Jasnej Góry tylko jedno i to wymęczone w pięciosetowym pojedynku. Z tego powodu gospodarze byli faworytem, ale wiadomo było, że podopieczni Michała Bąkiewicza zrobią wszystko, żeby wreszcie uciec z ostatniego miejsca w ligowej tabeli.
Warszawiacy zaczęli spotkanie z dużym animuszem. Ostro zagrywali i skutecznie atakowali. Rywale nawet nie zdążyli się zorientować, że mecz się rozpoczął, a już przegrywali 2:6, a chwilę później 6:11. Do tego rezultatu gra podopiecznych trenera Jakuba Bednaruka była bardzo dobra w każdym elemencie, ale zaczęła coraz bardziej szwankować, zwłaszcza w zagrywce. Tymczasem rozegrali się również goście i coraz częściej punktowali, szczególnie w ataku Paweł Adamajtis i w polu serwisowym Konrad Buczek. Powoli odrabiali straty i doszli nawet na jeden punkt rywala (20:19). Jednak w samej końcówce to Inżynierowie zagrali bezbłędnie i wykorzystali błędy przeciwnika.
Drugą partię znacznie lepiej rozpoczęli goście. Dobre zagrywki Łukasza Polańskiego kolejny raz rozbijały przyjęcie warszawiaków. Jednak gra szybko się wyrównała i obie ekipy walczyły punkt za punkt do stanu po 14. Coraz gorzej wyglądała jednak gra gospodarzy, którzy bardziej gubili się we wszystkich elementach siatkówki. Nie tylko mieli problemy z przyjęciem, ale też z atakiem. Bednaruk zdecydował się wprowadzić na boisko Guillaume'a Samikę oraz Pawła Mikołajczaka. Liczba błędów po obu stronach była zastraszająca, ale obronną ręką z trudnych sytuacji wychodzili coraz częściej przyjezdni (18:22). Skutecznie atakowali i Rafał Szymura i Stanisław Wawrzyńczyk, a po drugiej stronie przyzwoity poziom utrzymywał tylko Łukasz Łapszyński. Dzięki świetnej grze obu warszawskich środkowych ich zespół zdołał doprowadzić do remisu (24:24), ale ostatecznie - po długiej i stojącej na bardzo niskim poziomie końcówce - drugi set padł łupem gości.
Trzecia odsłona meczu zgodnie z przewidywaniami rozpoczęła się zmasowanym atakiem Inżynierów. Zespół pozostał w zmienionym składzie z drugiego seta i wszyscy grali znacznie lepiej. Szybko zbudowali sobie kilkupunktową przewagę. I utrzymywali ją spokojnie do stanu 18:14, kiedy to na zagrywkę wszedł wyjątkowo dobrze tego dnia dysponowany Polański. Jego serwisy siały popłoch i spustoszenie po drugiej stronie siatki, a z każdym kolejnym straconym punktem ten popłoch narastał i pojawiały się błędy u gospodarzy (20:21). W wyrównanej końcówce serią fatalnych wystaw popisał się mający generalnie bardzo słaby dzień Paweł Zagumny, który walnie przyczynił się do zdobycia drugiego seta przez częstochowian.
W obliczu tak niespodziewanego wyniku trener Bednaruk zdecydował się na powrót Michała Filipa na boisko, zmienił także jednego ze środkowych na Przemysława Smolińskiego. Po drugiej stronie siatki został przyjmujący Mykoła Moroz. Tym razem żadna z ekip nie byłą w stanie zbudować przewagi i bardzo długo toczyła się walka punkt za punkt. Powiedzmy sobie szczerze, że nie było to porywające widowisko i lepiej wybrali ci kibice, którzy udali się sprzątać groby. W połowie seta stołeczny szkoleniowiec zdjął z boiska Zagumnego, a serią doskonałych zagrywek popisał się Tomasz Kowalski (15:21). Goście spokojnie utrzymali swoją przewagę do końca partii i dzięki temu odnieśli swoje pierwsze zwycięstwo za trzy punkty w tym sezonie.
[event_poll=70671]
ONICO AZS Politechnika Warszawska - AZS Częstochowa 1:3 (25:22, 29:31, 22:25, 21:25)
Warszawa: Kowalczyk, Zagumny, Łapszyński, Filip, Kwolek, Wrona, Olenderek (libero) oraz Samica, Mikołajczak, Smoliński.
Częstochowa: Polański, Buczek, Wawrzyńczyk, Adamajtis, Szymura, Szalacha, Kowalski A. (libero) oraz Kowalski T., Grebeniuk, Moroz.
MVP: Oleksandr Grebeniuk (AZS Częstochowa).