Wojciech Potocki: Panie prezesie, porozmawiajmy trochę o pieniądzach w sporcie. Najnowsze rozporządzenie Ministra Skarbu Państwa będzie miało wpływ na zaangażowanie Zakładów Azotowych w finansowanie kędzierzyńskiej ZAKSY?
Krzysztof Jałosiński: Będzie miało, lecz w dalszym ciągu - w przypadku korzyści wizerunkowych - pozwala ono na nasze zaangażowanie. W rozporządzeniu jest mowa o tym, że do końca roku 2009 spółki z udziałem Skarbu Państwa powinny wycofać się z udziału kapitałowego w sportowych spółkach akcyjnych. Możliwe jest jednak dalsze wsparcie finansowe. Warunkiem koniecznym jest opracowanie przez zarząd własnych planów sponsoringowych. My zdecydowanie to zrobimy.
Jest to jednak obwarowane dodatkowym warunkiem…
- To fakt. Trzeba spełniać kilka kryteriów: przede wszystkim spółka musi być w dobrej kondycji finansowej oraz musi uzasadnić korzyści promocyjne wynikające z podejmowanej działalności sponsoringowej. Te warunki spełniamy. Nie mam żadnych wątpliwości, że sponsorowanie ZAKSY buduje pozytywny wizerunek i reputację naszej spółki, a także upowszechnia i wzmacnia markę ZAK. Działalność sponsoringowa jest elementem społecznej odpowiedzialności biznesu. Wsparcie kędzierzyńskiej siatkówki to również ukłon w stronę mieszkańców naszego regionu, którzy tłumnie przychodzą do hali podziwiać siatkarskie zmagania.
Jeśli jednak sprzedacie udziały, nie będziecie już mieli wpływu na to, co dzieje się w klubie prezesa Pietrzyka.
- To nie do końca tak wygląda. Prawdę mówiąc nas nie interesuje działalność ZAKSY. W kręgu naszych zainteresowań jest potencjał klubu w kreowaniu wizerunku ZAK i to jest najważniejsze z punktu widzenia firmy. Popatrzmy na taką wielką spółkę akcyjną jak Manchester United. Kto inny jest właścicielem akcji, a zupełnie kto inny płaci, i to niemałe pieniądze, za reklamę na stadionie, koszulkach, czy klubowych gadżetach.
Macie połowę akcji ZAKSY. Sprzedacie je, czy jeszcze trochę poczekacie?
- Ja jestem lojalny w stosunku do właściciela. Skoro życzy sobie, by te akcje sprzedać, to będziemy działać zgodnie z wymogami rozporządzenia.
Są chętni? Przy takiej grze siatkarzy powinni się chyba znaleźć?
- Myślę, że nie będzie z tym problemu. Na razie mamy czas do końca roku. Póki co, zaczynamy się rozglądać za potencjalnym kupcem. Chcielibyśmy nasze udziały sprzedać komuś, kto mocno zwiąże się z klubem i może nawet szerzej - miastem. W dalszym ciągu będziemy jednak kontynuować umowę, na mocy której, w zamian za określone środki pieniężne, klub będzie promował w kraju i zagranicą naszą firmę. To się na pewno się nie zmieni, tym bardziej, że te działania marketingowe przynoszą doskonałe efekty.
Teraz jest pan członkiem rady nadzorczej, ale za kilka miesięcy już nie będzie pan wiedział co dzieje się z pieniędzmi pompowanymi do klubu.
- Nie do końca. Ten, kto płaci ma prawo wymagać i zawsze ma wpływ na to, w jaki sposób są wydawane jego pieniądze. Jeśli klub nie będzie spełniał naszych oczekiwań, po prostu nie będzie mógł liczyć na nasze wsparcie. Chociaż na razie nie ma takiego niebezpieczeństwa. Jakby jednak nie patrzeć, zawsze będziemy musieli walczyć na rynku z naszymi konkurentami. Między innymi za pomocą coraz szerzej rozumianej reklamy. Musimy przecież stale docierać do naszych klientów.
Niektórzy mówią, że chemia nie potrzebuje aż tak bezpośredniej reklamy. Na mecze nie przychodzą wasi klienci.
- To nie prawda. Musimy być cały czas widoczni na rynku. Jak pan spojrzy na mapę Polski, albo nawet Europy, to doskonale widać, że konkurencja jest ogromna i jeśli nie będziemy dość agresywni w promowaniu zakładu, propagowaniu i wzmacnianiu marki naszych produktów, to inni nas z tego rynku po prostu wyprą. Sport jest tu doskonałym nośnikiem reklamowym.
Porozmawiajmy więc trochę o sporcie. Jest pan zadowolony z tego jak ulokował pan pieniądze?
- Absolutnie. Ja nawet dzisiaj, podczas posiedzenia rady nadzorczej, mówiłem o tym, że zebraliśmy wiele pochwał za to, że efekty reklamowe wielokrotnie przerosły nakłady na drużynę ZAKSY. Inni nie mają aż tak dobrych rezultatów.
Kibice jednak dalej krzyczą: "Mo-sto-stal"
- No właśnie. Dotknął pan wrażliwej sprawy. Rozmawiałem niedawno z członkami klubu kibica, którzy również mają nasze wsparcie i w oni podjęli pewne zobowiązania. Nie jestem na razie zadowolony z ich realizacji, ale tu będę naprawdę twardy. Chcielibyśmy, aby nasi kibice byli widoczni w całej Polsce i będziemy im w tym pomagać. Jeśli jednak nie będą realizowali naszych oczekiwań to po prostu skończymy tę współpracę. Ufam jednak, że znaleźliśmy płaszczyznę porozumienia i nasze oczekiwania będą zrealizowane.
A budżet ZAKSY? Będzie w przyszłym roku większy?
- Na razie jeszcze o tym dyskutujemy, a sprawa nabierze konkretnych kształtów za dwa, trzy tygodnie. Chcielibyśmy tak zwiększyć budżet, by zespół grał o najwyższe laury. Być może do klubu wejdą kolejni sponsorzy, z którymi prowadzimy rozmowy. Na razie mogę jedynie zdradzić, że wykazują bardzo poważne zainteresowanie sprawą.
Siatkówką zainteresował się pan dopiero w Kędzierzynie?
- Nie, już wcześniej jeździłem na mecze reprezentacji. Urzekła mnie atmosfera jaka panowała w katowickim Spodku podczas Pucharu Świata i tak to trwa do dziś. Ja zresztą jestem kibicem od… zawsze. Kilkanaście lat grałem w piłkę ręczną, a kiedy przestałem już biegać po boisku, zacząłem kibicować. Jestem jednak kibicem, który ma duże wymagania. Kibicuję tylko tym, którzy prezentują wysoki poziom i grają o najwyższe laury. Bardzo interesuje mnie Formuła 1 i przynajmniej raz w roku jeżdżę na któryś z wyścigów. Odkąd startuje Robert Kubica moje zainteresowanie tym sportem jeszcze wzrosło. Pasjonuje mnie każdy sport na odpowiednim poziomie. Ostatnio byłem w Norwegii na mistrzostwach Europy w piłce ręcznej. Staram się dotrzeć wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ciekawego w polskim sporcie. A wracając do siatkówki. To jest wyjątkowa dyscyplina i do tego świetny nośnik reklamowy dla naszych zakładów. Szczególnie wtedy, gdy zespół osiąga tak dobre wyniki.
Teraz warto "zaatakować" w europejskich pucharach.
- To jest zadanie, które chcemy postawić przed zarządem klubu. Trzeba zrobić wszystko, byśmy w przyszłym sezonie walczyli już o najwyższe cele.
Kędzierzyński sport to siatkarze w PlusLidze, badmintoniści w II lidze i nic poza tym. Nie myślał pan by pomóc na przykład piłkarzom "Chemika"?
- Nie. Kiedyś, gdy pracowałem w dużo mniejszej miejscowości niż Kędzierzyn - mam na myśli Jasło - nie sponsorowałem żadnych imprez, ani sekcji, aż w końcu zdecydowałem się wspomóc znakomitych chłopaków. Szachistów, którzy jako juniorzy wskoczyli do pierwszej ligi. Jeśli miałbym jeszcze cokolwiek wspierać w Kędzierzynie, to tylko coś, co będzie prezentowało wysoki poziom.
Jednym słowem - pokażcie co potraficie, a my wam pomożemy.
- Dokładnie tak! To musi być poziom naprawdę wysoki. Siatkarze te warunki spełniają i szczerze mówiąc nie widzę innego sportu w regionie, w który moglibyśmy się dziś zaangażować. Tak naprawdę to wcale nie musi być sport. Może imprezy kulturalne na wysokim poziomie? Wszyscy przecież pamiętają fantastyczny, prowadzony przez Bogusława Kaczyńskiego, "Koncert trzech tenorów". Tego typu imprezy zawsze mogą liczyć na nasze wsparcie. Chodzi przecież o to, by Zakłady Azotowe były synonimem najlepszej jakości i kojarzyły się z towarem z "najwyższej półki" - czymś co prezentuje określony, bardzo wysoki poziom.
A propos wysokiego poziomu. W PlusLidze zaczęły się play-offy. ZAKSA prowadzi 2:0 w rywalizacji z warszawską Politechniką. Myśli pan, że po paru chudych latach znów będzie medal?
- Raczej tak. To powinna być prosta konsekwencja pracy przez cały sezon. Jeśli nasz zespół ma wiele punktów przewagi nad czwartą drużyną ligi, to nie jest to przypadek. Na razie wydaje mi się, że poza konkurencją jest Skra Bełchatów. Nam udało się z nimi wygrać i jeśli na takim samym poziomie zagramy w play-offach to możemy powalczyć z każdym. Na razie jednak bądźmy skromni i patrzymy realnie. Myślę, że tytuł wicemistrzowski jest w zasięgu ZAKSY, ale po drodze jest jeszcze Resovia, którą trzeba pokonać… . I to jest właśnie piękno sportu! Nic do końca nie da się przewidzieć.
Kluby powoli zaczynają myśleć o przyszłym sezonie. Czy prezes Pietrzyk konsultuje z panem plany zakupu nowych graczy? A może ma wolną rękę?
- Jeśli już się w coś angażuję, to do końca. Byłoby to kuriozalne, gdyby rada nadzorcza nie miała wpływu na takie rzeczy jak transfery. Skoro finansujemy klub, to oczekujemy spełniania pewnych, wcześniej ustalonych, warunków. Chcemy też wiedzieć, w jaki sposób będą one realizowane. Nie znaczy to jednak, że prezes Pietrzyk ma jakieś ograniczenia. On to wszystko realizuje pod naszym czujnym okiem (śmiech). Chcemy jednak wzmocnić zespół i dlatego namawiamy do współpracy kolejnego dużego sponsora.
Nie wiem czy spotkał się pan z siatkarzami. Może zaproponuje im pan dodatkowe premie za medal?
- Nie, nie było ostatnio okazji do takiego spotkania, ale prezes Pietrzyk ma tu zielone światło i jeśli uzna za stosowne, to może użyć takiego "elementu motywacyjnego".