Laurent Tillie: Jestem trochę bardziej nerwowy

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski

Dotąd siatkarscy kibice znali go wyłącznie z pracy z siatkarzami. Od początku bieżącego sezonu trener Laurent Tillie jest również pierwszym szkoleniowcem dwudziestokrotnego mistrza Francji kobiet, RC Cannes.

W RC Cannes nastała nowa epoka. W poprzednim sezonie siatkarki z miasta festiwalu filmowego przegrały finał ligi francuskiej z Saint Raphael Volley i po raz pierwszy od 19 lat nie zdobyły mistrzostwa kraju. To spowodowało wiele zmian w klubie na czele z podpisaniem kontraktu z nowym trenerem. Został nim Laurent Tillie, aktualny selekcjoner męskiej reprezentacji Francji.

W 1/8 finału Pucharu CEV los skojarzył ze sobą Grot Budowlanych Łódź właśnie z drużyną z Cannes. W sezonie 2010/2011 w fazie grupowej Ligi Mistrzyń ekipa z Ligue A nie dała łodziankom żadnych szans. Sześć sezonów później w pierwszym meczu drugich co do ważności europejskich rozgrywek to siatkarki z miasta Włókniarzy są faworytkami i wygrały pierwsze spotkanie bez straty seta.

WP SportoweFakty: Pewnie nie tak wyobrażał pan sobie spotkanie z Grot Budowlanymi w Łodzi. Porażka 0:3 sprawia, że przed rewanżem jesteście w bardzo trudnej sytuacji.

Laurent Tillie: Według mnie pierwsze dwa sety rozegraliśmy całkiem dobrze. Łodzianki miały chyba problem z wejściem w mecz. Dobrze broniliśmy i serwowaliśmy, ale zabrakło nam siły ognia w ataku i bloku. Nie da się wygrać, jeśli w całym meczu zdobywa się zaledwie dwa punkty blokiem, a rywalki zdobywają ponad dziesięć oczek w ten sposób.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy

Co stało się w drugim secie? Prowadziliście 22:17 i przegraliście tę partię.

- Zrobiliśmy dwa błędy, a potem spuściliśmy głowy. Nie mieliśmy wystarczająco dużo wiary w sobie, by dobić przeciwniczki. Brzmi to trochę dyletancko, ale takie coś nie powinno się zdarzać na tym poziomie. Ze słabszym zespołem spadki koncentracji czasem się przytrafiają, ale tutaj zupełnie się pogubiliśmy.

Potrzebujecie teraz wygrać cztery sety w rewanżu, by awansować do ćwierćfinału.

- To bardzo trudne zadanie. We Francji mamy takie powiedzenie: "nadzieja daje życie" [l'espoir fait vivre]. Szkoda tego meczu, bo kilka ostatnich rozegraliśmy całkiem nieźle pod kątem skuteczności w ataku, a w Łodzi chyba się zestresowaliśmy. Przestraszyliśmy się łódzkiego bloku. Byliśmy trochę sfrustrowani, wyszliśmy na to spotkanie bez wiary w siebie. Należy jednak pamiętać, że mierzymy się z bardzo dobrym zespołem.

Gdy rozmawialiśmy latem, mówił pan, że nie może się doczekać nowego wyzwania, czyli rozpoczęcia pracy z zespołem kobiecym. Jakie są pana zdaniem różnice między trenowaniem mężczyzn i kobiet?

- Różnica jest przede wszystkim pod kątem fizycznym. To sprawia, że mamy do czynienia z zupełnie inną siatkówką. Siatkówka męska jest bardziej wertykalna i siłowa, zaś kobieca bardziej horyzontalna i nastawiona na defensywę. Trzeba więcej pracować nad koncentracją na piłce, by popełniać jak najmniej błędów.

Jest jeszcze różnica w sferze mentalnej, siatkarze inaczej reagują na wydarzenia boiskowe niż siatkarki. Panowie mają też w sobie więcej autoironii. U pań to już zależy od ich humoru, a z tym, jak wiemy, bywa bardzo różnie. To trochę inny dyskurs, który trzeba wyczuć z czasem.
[nextpage]
Potrzeba pewnie też więcej cierpliwości.

- Możliwe, bo mam wrażenie, że więcej się teraz denerwuję. Musimy znaleźć wspólny język. Chciałbym zaadaptować swoją filozofię prowadzenia zespołu oraz zobaczyć, że zawodniczki ją rozumieją.

I jak to wszystko przebiega?

- Myślę, że z każdym kolejnym występem coraz lepiej. Widoczną poprawę widać było w ciągu ostatniego miesiąca, bo za nią szły też wyniki. A to właśnie z nich jesteśmy wszyscy rozliczani na koniec.

Jest jeszcze jedna ważna kwestia. Gdy pracuje się z siatkarzami, mogę być cały czas przy zespole, także na przykład w szatni. Dzięki temu lepiej rozumiem grupę, z którą pracuję. Przy prowadzeniu drużyny kobiecej nie mam aż takiej styczności z zawodniczkami z wiadomych względów.

Nie ma co ukrywać, że obecna drużyna Cannes to już nie ta sama, która przez lata dominowała w lidze francuskiej. Możemy mówić o nowej epoce w dziejach klubu?

- Zdecydowanie tak. Ten okres przejściowy na pewno wymaga poświęceń, bo w klubie nie ma aż takich zasobów ludzkich, jak jeszcze kilka lat temu. Przyzwyczaić się do tego muszą wszyscy - od zawodniczek, przez sztab, po kibiców. Dla każdego to nowe doświadczenie.

Ma pan w swojej drużynie mnóstwo siatkarek zagranicznych. Czy to stwarza dodatkowe komplikacje?

- Przede wszystkim językowe. Wszystko musimy robić po angielsku. Część zawodniczek zrobiła już postępy jeśli chodzi o francuski, ale zdaję sobie sprawę, że to trudniejszy język od angielskiego.

Z drugiej strony w kadrze meczowej na mecz w Łodzi znalazły się tylko dwie Francuzki. To chyba nie jest dobra informacja w kontekście chociażby reprezentacji.

- Tu dochodzimy do jeszcze jednej kwestii. W Ligue A jest sporo zawodniczek spoza Francji, ale grających już w tym kraju od lat. Moim zdaniem kluby w lidze francuskiej powinny stawiać większy nacisk na krajowe siatkarki. A to ma wpływ na poziom rozgrywek i gry kadry narodowej, który na razie jest po prostu katastrofalny. Mamy kilka niezłych siatkarek, ale "niezłych" jak na nasze warunki. Gdy przyjechaliśmy do Polski, mogliśmy się przekonać, co to znaczy być "na niezłym poziomie". Niestety, chwilami jest to poziom jest poza naszym zasięgiem.

Jak czuje się pan jako najbardziej rozpoznawalna postać swojego zespołu?

- To trochę dziwne uczucie, zwłaszcza, że znany mogę być dotąd ze świata siatkówki męskiej, a nie kobiecej. Na szczęście to nie jest najważniejsze w tej drużynie.

Ma pan czas na śledzenie swoich podopiecznych jako selekcjoner męskiej reprezentacji Francji?

- Nie mam czasu, żeby pojechać na mecze i oglądać je na żywo, ale mam pod ręką wszelkie możliwości, by obejrzeć spotkania z ligi polskiej, włoskiej czy tureckiej. Oglądam wiele z nich z odtworzenia. W Cannes jest też zespół męski, więc gdy gramy u siebie, mam okazję na żywo podejrzeć graczy z naszej rodzimej ligi.

[b]W Łodzi rozmawiał Krzysztof Sędzicki

[/b]

Źródło artykułu: