- Poproszony zostałem na prywatne spotkanie, na którym zakomunikowano mi, że jestem odsunięty od treningów, nie jadę na mecze do Radomia. Potem dostałem pismo, że klub chce zerwać ze mną kontrakt - mówi na łamach Gazety Wyborczej Bruno Zanuto, który dopiero na początku roku wyleczył ciężką kontuzję i wrócił do zespołu. Siatkarz nie ukrywa, że jest zaskoczony tą decyzją.
- Wyłem z bólu, ale ćwiczyłem po to, żeby wrócić i pomóc drużynie. Nie jestem w najwyższej formie, ale to nie powód, żeby anulować mój kontrakt przed decydującymi meczami - mówi zawodnik, który nie ukrywa, że w ostatnim spotkaniu grał w słabo w ataku, ale za to znacząco wspomógł drużynę na zagrywce (przy jego serwisach w pierwszej partii Trefl zdobył 10 punktów z rzędu). - Jest mi smutno, bo chciałem pomóc w budowaniu wielkiej siatkówki w Gdańsku. Jeśli mamy się jednak rozstać, to mam nadzieję, że zrobimy to z klasą, jak dżentelmeni, znajdziemy rozwiązanie, które będzie korzystne dla klubu i dla mnie - dodaje siatkarz.
Prezes Trefla, Kazimierz Wierzbcki, powodem tej zaskakującej decyzji jest słaba postawa brazylijskiego siatkarza. - Zanuto wydawał się transferem roku w naszej lidze. Nie doszedł jednak do pełni zdrowia po kontuzji, mimo ogromnej pracy jaką w to włożył. W lidze włoskiej zdobywał 25-30 pkt w meczu, teraz nawet nie zbliża się do tego wyniku i nie wiadomo czy to się zmieni - mówi Wierzbicki na łamach Gazety Wyborczej.
Zdaniem Wierzbickiego klub nie ma żadnych zaległości finansowych względem Zanuto. Ponieważ jednak siatkarz ma ważną umowę na kolejny sezon, klub z pewnością będzie musiał mu wypłacić odszkodowanie. - Myślami jestem z drużyną. W piątek usiądę przed telewizorem, będę kibicował z całego serca kolegom i żałował, że tam mnie nie ma - kończy siatkarz.