O barażach o miejsce w Orlen Lidze głośno było z powodu braku możliwości ich rozegrania we własnej hali przez Wisłę Warszawa. Zespół ze stolicy zagroził oddaniem dwóch walkowerów za domowe spotkania, ale ostatecznie mecze się odbędą.
Zupełnie inaczej było w PlusLidze. Co prawda rozegranie barażów oficjalnie potwierdzone zostało dopiero na dzień przed pierwszym meczem, ale obu drużynom nie przeszkodziło to w przygotowaniach. Włodarze Aluron Warty Zawiercie ze spokojem podeszli do meczów o miejsce w elicie z AZS-em Częstochowa i nie zamierzali podgrzewać atmosfery, choć istniało zagrożenie, że baraże zostaną odwołane.
W dodatku zawiercianie nie narzekali na to, że w barażach obowiązywać będą piłki, którymi nie grają na co dzień. Mogli jednak odbyć treningi Mikasami (piłka, którą gra się w PlusLidze - dop. red.) dzięki uprzejmości MKS-u Będzin.
- Nie zastanawialiśmy się nad terminami, rodzajem piłek którymi mamy grać, woleliśmy spokojnie i rzetelnie pracować. Nie mamy też złudzeń, że to nasz klub jest pretendentem, który ma pokazać wyższość i niejako zasłużyć na PlusLigę. Pewnie czulibyśmy się dziwnie, gdyby na potrzeby tych meczów barażowych zmieniać zasady grania, rodzaj piłek czy inne rzeczy, bo byłoby to w naszym rozumieniu niepotrzebne wsparcie. Nie chcemy by nam nikt ułatwiał ani podawał rękę, gdy to nie jest potrzebne - przyznał prezes Warty, Kryspin Baran.
Zawierciański zespół nastawia się na walkę w granicach fair-play. - Czulibyśmy się znacznie gorzej, gdyby w sukcesie miał nam pomagać sportowy fuks. Sprawdziliśmy się ze wszystkimi najmocniejszymi rywalami, więc satysfakcja z wygranej była duża. A teraz takie samo podejście mamy przy walce o elitę. To przełożyło się także na baraże o PlusLigę - dodał Baran.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Perugia bez szans w Trydencie