Łukasz Witczyk: To już jest koniec. Pogrzeb częstochowskiej siatkówki (komentarz)

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / AZS Częstochowa
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / AZS Częstochowa

Po trzydziestu latach AZS Częstochowa spadł z ekstraklasy siatkówki. To jednak musiało się kiedyś stać. Częstochowianie w ostatnich latach byli najsłabszą drużyną w lidze. Paradoksalnie, spadek może AZS-owi wyjść tylko na dobre.

Jeszcze kilka tygodni temu mówiłem, że AZS Częstochowa nigdy nie spadnie, a na pewno nie w kończącym się sezonie. Gdy AZS przegrał rywalizację o 15. miejsce z Łuczniczką Bydgoszcz byłem przekonany, że działacze "zadbają" o to, by nie doszło do spotkań barażowych, a AZS zachował ligowy byt. Myliłem się, władze PLPS podjęły decyzję o rozegraniu spotkań o miejsce w PlusLidze i to mimo tego, że Aluron Virtu Warta Zawiercie nie spełniała wielu wymagań dotyczących gry w elicie.

To był pierwszy sygnał, że AZS może mieć problemy z dalszą grą w najwyższej klasie rozgrywkowej. W barażach zawiercianie wręcz zmietli częstochowian z parkietu. Byli lepsi w każdym elemencie, grali ambitnie. O tym, że stać ich na wiele pokazał już pierwszy mecz w Częstochowie. Do tego Warta miała trenera, który potrafił reagować na sytuację na boisku. W ekipie z Zawiercia czuć było sportową chemię jaka wytworzyła się między zawodnikami i właśnie ta atmosfera poprowadziła Wartę do PlusLigi.

Baraże pokazały, że AZS Częstochowa nie zasługuje na miejsce w elicie. Ostatnie cztery lata to degrengolada częstochowskiej siatkówki, znanej kiedyś jako kuźni talentów. To tu pierwsze szlify w ekstraklasie zbierało wielu reprezentantów Polski, a Hala Polonia po brzegi wypełniała się kibicami. Po przeprowadzce do siedmiotysięcznej Hali Sportowej Częstochowa, trybuny świeciły pustkami. I to nie tylko dlatego, że hala była zbyt duża. Po prostu AZS był synonimem porażki i odwrócili się od niego niemal wszyscy kibice. Pozostali tylko najwierniejsi z tych najbardziej wiernych.

Sześć mistrzostw Polski i dwa Puchary Polski to zbyt mało, by klub, który w całym sezonie wygrał 6 z 36 meczów nadal grał w elicie. Baraże pokazały, że zespół z Zawiercia zasługuje na grę w PlusLidze. Gdyby meczów nie pokazywała telewizja, to mało kto by uwierzył, że zawiercian w Częstochowie było więcej niż miejscowi i to oni prowadzili doping. O atmosferze, która panowała w hali niedawnego I-ligowca nie ma co wspominać - był to poziom czołówki PlusLigi.

ZOBACZ WIDEO: Polski himalaista spadał z lawiną w Himalajach. "Wydarzył się cud. To było niesamowite!"

To pogrzeb częstochowskiej siatkówki, koniec pewnej epoki. Na klubowym fanpejdżu na Facebooku posypało się wiele negatywnych komentarzy. Kibice od wielu miesięcy za winnych takiego stanu rzeczy wskazują Romana Lisowskiego, Ryszarda Boska, Konrada Pakosza oraz opiekuna AZS-u, Michała Bąkiewicza (17 wygranych w 77 meczach!). Nie ma co ukrywać, ich czas dobiegł końca. Częstochowska siatkówka potrzebuje nowych ludzi, zaangażowanych w to, by klub wrócił do czołówki PlusLigi.

Działacze długo tłumaczyli się brakiem sponsorów. To świadczy o dwóch rzeczach: po pierwsze tym, że AZS nie jest klubem atrakcyjnym marketingowo. Po drugie, o nieudolności w pozyskiwaniu funduszy. Jedynym sponsorem dającym pokaźne pieniądze jest miasto, które wspiera klub grubo ponad milionową dotacją. Sytuacja AZS-u od czterech lat przypominała bal na Titanicu.

Przyszłość klubu jest jeszcze nieznana. Symboliczne jest to, że seniorzy AZS-u pożegnali się z ekstraklasą w ten sam dzień, w którym kadeci zdobyli mistrzostwo Polski. Działacze częstochowskiego klubu chcą zrobić wszystko, by zachować byt w PlusLidze i to mimo sportowej kompromitacji. Awans Warty Zawiercie musi zatwierdzić jeszcze rada nadzorcza PLPS, są różne regulaminowe kruczki, które chcą wykorzystać częstochowianie. Jedno jest pewne: AZS-u Częstochowa w PlusLidze nie chce nikt oprócz klubowych działaczy. Nigdy nie spadnie? Przekonamy się wkrótce.

Łukasz Witczyk