Dawid Konarski: Turkom bardzo na mnie zależało. Spełnili wszystkie moje potrzeby

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Dawid Konarski
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Dawid Konarski

- Ziraatowi bardzo zależało, żeby mnie zatrudnić. Dostałem bardzo dobre warunki finansowe, a w trakcie negocjacji klub spełnił wszystkie moje potrzeby - mówi Dawid Konarski. Atakujący kadry Polski z ZAKSY Kędzierzyn-Koźle przeniósł się do Turcji.

Grzegorz Wojnarowski, WP Sportowefakty: Pana transfer do Turcji to w ostatnich dniach wiadomość numer 1 w polskiej siatkówce i spore zaskoczenie. Był pan pewien, że po sezonie chce opuścić ZAKSĘ?

[b][tag=3358]

Dawid Konarski[/tag], atakujący reprezentacji Polski i Ziraat Bankasi Ankara:[/b] Nie. Była szansa, żebym został w Kędzierzynie-Koźlu. Złożyliśmy klubowi swoją propozycję, ale nie doszliśmy do porozumienia w kwestiach finansowych. Zamieniam Plusligę na Turcję i szczerze przyznam, że jestem podekscytowany. Ziraat (czwarta drużyna ostatniego sezonu ligi tureckiej - przyp. WP Sportowefakty) to moja pierwsza drużyna spoza Polski. W związku z tym mam pewne obawy, ale przeważa ekscytacja. Z niecierpliwością czekam na to, co czeka mnie w Ankarze.

Kiedy Turcy się do pana zgłosili? Szybko udało się z nimi dogadać?

Zainteresowanie było już od dłuższego czasu, ale konkretne rozmowy zaczęły się jakieś dwa tygodnie temu. Porozumieliśmy się bez problemu, bo Ziraatowi bardzo zależało, żeby mnie zatrudnić, podobnie jak trenerowi tej ekipy.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: zabójczy tercet Barcy rozbił rywala! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Pytał pan któregoś z kolegów, jak gra się i żyje w Turcji?

Już w zeszłym roku miałem poważną ofertę z tego kraju i często rozmawiałem wtedy z Michałem Kubiakiem. Opowiadał mi, jak funkcjonuje tamta liga. Mówił też, że klub, do którego się wybieram, jest jednym z najlepiej zorganizowanych w Turcji, wszystko jest dopięte na ostatni guzik, a zawodnik skupia się tylko na grze. Nie podpisałem kontraktu w ciemno, zebrałem informacje, żeby nie znaleźć się w klubie z problemami, który nie będzie walczył o najwyższe cele.

Jakiego poziomu spodziewa się pan po lidze tureckiej? Tamtejsze czołowe kluby są bogatsze niż polskie, ale liga jako całość jest chyba słabsza?

Odpowiem, jak tam pogram. Plusliga jest silna i wyrównana, ale zespoły z dołu tabeli nie prezentują rewelacyjnego poziomu. Wszędzie trzeba się jednak napocić i myślę, że w Turcji będzie podobnie. Tam jest dwanaście zespołów, o cztery mniej niż u nas. Z tego, co się orientowałem, zespoły spoza czołówki nie wydają dużych kwot na graczy z zagranicy bo wiedzą, że nie mają szans na walkę o medale. Ale w tych najlepszych ekipach na pewno pojawi się jeszcze kilka ciekawych nazwisk.

Tym najlepszym Turcy płacą lepiej niż Polacy.

Nie ma się co oszukiwać, że kwestia finansowa była dla mnie ważna. Najlepsze tureckie kluby mają pieniądze, ich sponsorami są chociażby banki. Pod względem finansowym oferta Ziraatu na pewno była atrakcyjna.

Z jakiej półki jest pana kontrakt z klubem z Ankary?

Wydaje mi się, że z tej wyższej. Nie mogę narzekać, dostałem bardzo dobre warunki. Na tyle, że obok takiej propozycji nie mogłem przejść obojętnie. Negocjacje przebiegły szybko i bez zakłóceń, każdą moją potrzebę czy zachciankę klub spełniał.

W reprezentacji Polski mamy nowe rozdanie. Pan jest po bardzo dobrym sezonie w ZAKSIE i od trenera Ferdinando De Giorgiego będzie wymagało się, żeby sprawdził pana na większym dystansie niż jego poprzednicy. Liczy pan na to, że w końcu nie będzie w kadrze tylko zmiennikiem?

Tak, bo po prostu lubię przebywać na boisku. Na treningach będę robił wszystko, żeby potem w meczach grać jak najwięcej. Już w ostatnim sezonie było pod tym względem lepiej niż w poprzednich latach. Myślę, że teraz u trenera De Giorgiego jestem w stanie dobrą pracą wywalczyć sobie miejsce w szóstce. Musimy jednak poczekać, aż nowy selekcjoner ułoży sobie wizję tej drużyny. Ja na pewno zrobię wszystko, żeby grać.

Pamiętam taką sytuację z mistrzostw świata z 2014 roku, kiedy był pan zmiennikiem Mariusza Wlazłego, że po długim i wyczerpującym meczu wielu zawodników nie miało ochoty na rozmowy z dziennikarzami. Wtedy pan przyszedł i powiedział "ja mogę rozmawiać". Teraz pewnie to pan chciałby być tym wyczerpanym, a niech kto inny rzuca się na mikrofony, żeby uchronić przed tym kolegów.

Wtedy zdawałem sobie sprawę, że inni są zmęczeni meczem i mogę im oszczędzić dodatkowych 20-30 minut stania przed dziennikarzami. Wziąłem to na siebie. Nie mam jednak parcia na szkło. Nie idę powoli przez strefę mieszaną, licząc na to, że ktoś poprosi mnie o rozmowę. Z drugiej strony nie uciekam od tego, jeśli jest okazja, to porozmawiam.

Na pana korzyść świadczy fakt, że przez ostatnie dwa lata De Giorgi stawiał na pana w klubie i z reguły się nie zawodził.

Tylko że teraz trener będzie musiał się od tego odseparować i na pewno tak zrobi. Nie wiem, czy będzie mi łatwiej przekonać do siebie trenera niż pozostałym atakującym. Może o tyle, że trener wie, jak pracuję, a ja wiem, czego on od nas oczekuje.

Czy kiedy było już wiadomo, że De Giorgi obejmie reprezentację Polski, w czasie zajęć w klubie zdarzało mu się o tym wspominać? Podchodził i mówił, że na pana liczy?

Nie, trener zachowywał się bardzo profesjonalnie i do ostatniego meczu finału Plusligi z nikim na temat kadry nie rozmawiał. Skupiał się na pracy z ZAKSĄ, chciał jak najlepiej wywiązać się z kontraktu i nie mieszać nikomu w głowie reprezentacją. Nie dawał nam poczuć, że pracujemy teraz pod okiem przyszłego selekcjonera, który już myśli o prowadzeniu drużyny narodowej.

Kiedy w 2014 roku Mariusz Wlazły żegnał się z reprezentacją jako najlepszy zawodnik mistrzostw świata, mówił, że to właśnie pan może go zastąpić. Przez trzy lata następcy Wlazłego nie udało się jednak znaleźć. Teraz mamy chyba najbardziej wyrównaną od lat grupę graczy na pozycji atakującego. Jest pan, Maciej Muzaj, Łukasz Kaczmarek, no i nie zapominajmy o Bartoszu Kurku.

Zawsze na ataku jest duża konkurencja. Jeszcze niedawno martwiliśmy się, że nie mamy kim grać, że wszystko zależy od Mariusza. Teraz okazuje się, że lista kandydatów jest długa. Na którego z nas postawi De Giorgi? Jak znam trenera, to na pewno nie zaczyna pracy z kadrą w ciemno. Ma już jakąś swoją wizję i po tym, co zobaczy na treningach, będzie ją korygował i dopasowywał do tego, co będzie mu potrzebne.

Bardzo dobrze zna pan zarówno Ferdinando De Giorgiego, jak i jego poprzednika Stephane'a Antigę. Jak można ich porównać? Jakie mają metody, temperamenty, znaki szczególne?

Na pewno preferują inną długość treningów. Są dobre i złe strony długiego trenowania, ale jak widać mocne i ciężkie treningi dały ZAKSIE dwa tytuły mistrza Polski i Puchar Polski. U De Giorgiego trenuje się dłużej niż u Stephane'a.
Jeśli chodzi o osobowość, to Stephane tuż przed przejściem na trenerską ławkę grał razem z nami i pewnie dlatego nie był dla nas bardzo surowy. Z kolei od De Giorgiego od początku pobytu w Polsce biła pewność siebie. Pokazywał, że on tu jest szefem, prowadził drużynę twardą ręką, na początku wyłożył zasady i starannie pilnował ich przestrzegania. Myślę, że na kadrze będzie podobnie. Nie będzie puszczał w niepamięć, że ktoś się spóźnił dwie czy trzy minuty na trening.
Ci dwaj trenerzy to też dwie różne szkoły. Francuska koncentruje się na konkretnych elementach. "Fefe" pilnuje, żeby dobry poziom prezentować w każdym i pewnie dlatego te treningi są dużo dłuższe. De Giorgi chce, żeby we wszystkich elementach trzymać jakość i robić postępy.

A jak dużo brakuje nowemu selekcjonerowi, żeby mówić po polsku na poziomie Antigi?

- Myślę, że trener się nie obrazi jak powiem, że przed nim jeszcze bardzo dużo pracy. Stephane jest już w Polsce prawie dziesięć lat i w naszym języku można z nim normalnie rozmawiać. Z "Fefe" jeszcze się nie da. Pojedyncze słowa zna, coraz więcej też rozumie, zwłaszcza z języka siatkarskiego. Jednak o jakichś skomplikowanych zagadnieniach jeszcze długo z De Giorgim po polsku nie porozmawiamy.

Wydarzeniem sezonu w polskiej siatkówce są mistrzostwa Europy i powrót reprezentacji na Stadion Narodowy. Czekacie już na ten moment?

Teraz jeszcze za dużo o tym nie myślimy, ale im bliżej meczu na Narodowym, tym bardziej będzie to w naszych głowach. Mecz otwarcia mistrzostw świata 2014 to było coś niesamowitego, wrażenia, których nie zapomina się do końca życia. Mam nadzieję, że przeżyję to po raz kolejny. Na razie jest to jednak dość odległe i nie skupiam się na tym.

Na stadionie atmosfera jest inna niż nawet w największych halach, jak te w Gdańsku i Krakowie?

Jest, chociażby dlatego, że na Narodowym było ponad 60 tysięcy osób, a w naszej największej hali w Krakowie mieści się 15 tysięcy. Ludzi siedzących w górnych rzędach trybun ledwo było widać, dach jakieś 30 metrów wyżej. To zupełnie inna bajka. Poza tym do naszych hal jesteśmy przyzwyczajeni. W Gdańsku czy Krakowie na pewno będzie się grało super, ale ten mecz otwarcia będzie czymś niepowtarzalny.

W ostatnich latach nowi selekcjonerzy zaczynali pracę z kadrą medalem. To dobry prognostyk przed mistrzostwami Europy.

- Rzeczywiście, zwykle zmiana trenera skutkowała sukcesem. Mam nadzieję, że znów tak będzie, a potem "Fefe" udowodni, że w pracy z kadrą Polski można być skutecznym nie tylko w pierwszym roku pracy, ale i w drugim, trzecim i tak aż do igrzysk w Tokio. Z ZAKSĄ udało mu się przełamać obowiązującą od kilku lat regułę, że mistrz Polski nie zdobywa pucharu Polski. Teraz czas odejść od kolejnej.

Komentarze (0)