Tęsknota za siatkarską kadrą u przeciętnego kibica sięgała już wartości granicznej. Od przegranego 0:3 ćwierćfinału igrzysk olimpijskich z USA na kolejny mecz reprezentacji trzeba było czekać aż 276 dni. Od chwili, gdy ogłoszono, że nowym selekcjonerem Biało-Czerwonych został Ferdinando De Giorgi - dokładnie sześć miesięcy, a dni 150.
De Giorgi prędzej spotkał się z prezydentem RP Andrzejem Dudą, niż poprowadził kadrę w oficjalnym spotkaniu, co jest prawdopodobnie pierwszym takim przypadkiem nie tylko w historii siatkówki, ale i wszystkich naszych drużyn narodowych. Cechą wspólną selekcjonera z głową państwa jest to, że obaj odpowiadają przede wszystkim przed suwerenem. Siatkarski suweren co prawda wiele wybacza, ale koniec końców zaczyna domaga się zwycięstw.
W przypadku De Giorgiego czas wybaczania będzie krótki, bo już pod koniec sierpnia mistrzostwa Europy, których jesteśmy gospodarzami, i w których zadowoli nas tylko medal. Dlatego były trener ZAKSY Kędzierzyn-Koźle musi szybko rozpoznać reprezentacyjny rewir, a na razie jest to dla niego niewiadoma. Dwa tytuły mistrzowskie w silnej i wyrównanej polskiej lidze robią wrażenie, jednak walka z najlepszymi drużynami narodowymi na świecie to zupełnie inny poziom sportowy, inne ciśnienie i natężenie emocji.
Na początek swojej pracy z Polakami De Giorgi chciał silnego rywala. Takiego też dostał. Co więcej, Iran to w ostatnich latach powracające nemesis Biało-Czerwonych. Drużyna, z którą gramy wyjątkowo często, z którą zawsze jest mnóstwo nerwów, a prawie zawsze pięć setów. Drużyna, która sprawia wrażenie, jakby wyjątkowo spinała się właśnie na naszych siatkarzy i postawiła sobie za cel, żeby z całej światowej czołówki właśnie im udowodnić, kto jest lepszy. Ostatni mecz z Irańczykami, w Rio de Janeiro, zakończył się tie-breakiem i awanturą pod siatką, jako że Persowie uznali pewne zachowanie Bartosza Kurka i Michała Kubiaka po ostatniej piłce za mocno prowokacyjne.
ZOBACZ WIDEO Tak De Giorgi rozpoczął zgrupowanie kadry. Komenda: Bardzo miłe otwarcie
Z tamtego klimatu karczemnej bitki w Katowicach nic jednak nie było, bo ciężar gatunkowy spotkania znacznie mniejszy, a i towarzyszyła mu sympatyczna dodatkowa okoliczność - oficjalne pożegnanie z kadrą Krzysztofa Ignaczaka. Tym razem nikt nie pytał, dlaczego Polacy tak Irańczyków nienawidzą, nikt nie rzucał do polskich dziennikarzy niczym wilk z rosyjskiej bajki, że "jeszcze się spotkamy". I tym rywale po prostu nie byli w stanie sportowo dotrzymać kroku Polakom.
W czasie hymnu gości były tylko brawa. Potem prowadzący doping Marek Magiera poprosił o dwie zwrotki "Mazurka Dąbrowskiego", co trochę zbiło kibiców z tropu, ale ich wahanie trwało na szczęście tylko kilka sekund. Na pierwsze piłki De Giorgi posłał do gry Fabiana Drzyzgę, Dawida Konarskiego, Bartosza Kurka, Michała Kubiaka, Mateusza Bieńka i, co było pewną niespodzianką, młodego Bartłomieja Lemańskiego. Na libero zaczął "Igła", ale to nie oznaczało, że mecz choćby na chwilę zmienił się w happening. Ignaczak dobrze wykonał swoje zadanie i przy wyniku 7:8 zszedł z boiska żegnany owacją na stojąco. Gdy koledzy podrzucali go do góry, uśmiechy i luz był widoczny także u zwykle bojowo nastawionych
Irańczyków.
Kiedy "Igłę" zastąpił Paweł Zatorski, Polacy wrzucili wyższy bieg, szybko uciekli rywalom na kilka punktów i pewnie wygrali pierwszego seta. Druga partia wyglądała podobnie - początkowo niewielkie prowadzenie Iranu, potem udane akcje Biało-Czerwonych w ataku i bloku, dobre zagrywki, a u rywali błędy i nieporozumienia. Wynik ten sam - 25:19. Trzeci set od dwóch poprzednich różnił się nerwową końcówką, w której goście odrobili kilka punktów i doprowadzili do stanu 24:23. Chwilę później mecz zakończył jednak Konarski.
Przebiegowi spotkania i wynikowi trudno nadawać głębsze znaczenie. Zarówno Polacy, jak i Irańczycy, są na etapie budowania formy. W przypadku De Giorgiego, o czym nasi siatkarze już zdążyli się przekonać, oznacza to bardzo długie i ciężkie treningi. Zwykle precyzyjny, nieustępliwy i wojowniczy przeciwnik tym razem wydawał się przygaszony i zmęczony, ale przecież Biało-Czerwoni też nie pracowali ostatnio nad świeżością.
Warto podkreślić bardzo dobrą grę Lemańskiego, zdaje się najwyższego siatkarza w historii reprezentacji Polski (217 centymetrów). 21-letni gracz Asseco Resovii Rzeszów nie pokazał cienia debiutanckiej tremy, w ataku był istotną opcją dla rozgrywających, a na siatce jego długie ręce raz po raz "gasiły światło" rywalom. Świetnie prezentował się drugi środkowy Mateusz Bieniek, swoje robili Bartosz Kurek i Michał Kubiak, Fabian Drzyzga prowadził grę co najmniej poprawnie.
W pierwszym spotkaniu pod wodzą De Giorgiego nasza drużyna świetnie wypadła w bloku i zagrywce, a więc w elementach, w których za kadencji francuskiego duetu Stephane Antiga - Philippe Blain mieliśmy sporo problemów. Zwłaszcza w serwisie Polakom daleko było do światowej czołówki.
Jeśli tak gra reprezentacja Polski w okresie ciężkich treningów, to przed znacznie ważniejszymi meczami są powody do optymizmu. Ale to był dopiero prolog do prologu. Pierwsze wnioski będzie można wyciągać po występach Polaków w Lidze Światowej. Pierwsze z nich na początku czerwca we Włoszech - tam również zagramy z Iranem, a poza nim z mistrzami i wicemistrzami olimpijskimi - Brazylią i reprezentacją Italii.
Polska - Iran 3:0 (25:19, 25:19, 25:23)
Polska: Fabian Drzyzga, Michał Kubiak, Bartosz Kurek, Mateusz Bieniek, Bartłomiej Lemański, Dawid Konarski, Paweł Zatorski (libero) oraz Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Maciej Muzaj, Krzysztof Ignaczak (libero).
Iran: Mir Saeid Marouflakrani, Milad Ebadipour, Seyed Mousavi, Farhad Ghaemi, Amir Ghafour, Saman Faezi, Reza Ghara oraz Adel Gholami, Mostafa Heydari.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)
Ale wynik cieszy, a przede wszystkim cieszą niektóre elementy gry - nieźle na środku, fajny powrót Kubiaka Czytaj całość