Dawid Murek: De Giorgi ma charyzmę. Takiego trenera potrzebowaliśmy

Nowy selekcjoner polskich siatkarzy nie będzie miał taryfy ulgowej. Presja żądnych sukcesów kibiców, wielkie oczekiwania działaczy, wymagający sponsorzy - z tym wszystkim będzie musiał się zmierzyć.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Dawid Murek WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: Dawid Murek

Marek Bobakowski, WP SportoweFakty: Za tydzień (2.06. czeka nas inauguracyjne spotkanie z Brazylią - przyp. red.) rozpoczynamy szaleństwo związane z Ligą Światową.

Dawid Murek: Te rozgrywki mają u nas wyjątkowy status. Kibice od zawsze "żyli" pojedynkami z najlepszymi zespołami świata. Mimo że prestiż Ligi Światowej jest czasami podważany, uważam, iż to doskonałe rozgrywki, aby budować swoją pozycję na świecie.

Niektórzy rzeczywiście bezsensownie próbują obniżyć znaczenie LŚ. A przecież punkty wywalczone w tych rozgrywkach mają sporą wartość w światowym rankingu.

Dokładnie. Stąd moje podejście. Trochę patrzę teraz z perspektywy kibica. A wiadomo, kibic oczekuje wygranej w każdym meczu.

ZOBACZ WIDEO Kochanowski jak Milik. "Naszym celem jest złoto MŚ juniorów"

Na początku nie będzie łatwo. Mocni rywale, nowy selekcjoner... Był pan zwolennikiem wyboru Ferdinando De Giorgiego?

Na całe szczęście nie musiałem opowiadać się po jakiejkolwiek ze stron. Patrząc na listę kandydatów, pomyślałem tylko, że nie chciałbym być na miejscu działaczy. Mieli cholernie twardy orzech do zgryzienia.

Mam wrażenie, że unika pan odpowiedzi na poprzednie pytanie.

Jeżeli chodzi o De Giorgiego, to uważam, że ma charyzmę. A takiego właśnie trenera potrzebowaliśmy. Kibice oczekują sukcesów, niezależnie od zawirowań wokół kadry. Są głodni kolejnych zwycięstw. Włoch nie uniknie więc presji, nacisków, ciśnienia. Ze względu na mocny charakter da sobie radę. Jestem optymistą.

19 lat temu zadebiutowaliśmy w Lidze Światowej. Był pan jednym z tych, którzy zagrali w pierwszym meczu, z Rosją. Jak pan wspomina ten pierwszy sezon?

19 lat, szmat czasu!

Ludzie, którzy wtedy się urodzili, w ostatnich tygodniach zdawali egzamin dojrzałości.

Rzeczywiście. Jak człowiek sobie pomyśli, że upłynęło już tyle czasu, to aż się łezka w oku kręci. A nasz pierwszy sezon? Byliśmy młodzi, głodni sukcesów, chaotycznie, graliśmy na wielkich emocjach i radości. Udało się pokazać, że mimo braku doświadczenia jesteśmy groźni dla najlepszych. Uważam, że w tym pierwszym sezonie narodziła się wielka, polska siatkówka.

Jak to powiedział mi ostatnio Ireneusz Mazur "świetlicową dyscyplinę, jaką była siatkówka, wprowadziliście na salony". Podziela pan to zdanie?

Idealne porównanie. Nie wskazywałbym jednak palcem, że zrobił to Murek, Świderski, Prus czy Papke. Od nas się może i zaczęło, ale to ciężka praca wielu siatkarskich pokoleń. Praca, która doprowadziła nas do momentu, w którym jesteśmy dzisiaj. Doprowadziła nas na szczyt.

De Giorgi otoczył się polskimi trenerami, którzy mają przed sobą wielką przyszłość. To chyba dobry pomysł?

Świetny. Jesteśmy w światowej czołówce, ale polscy trenerzy ciągle są niedoceniani. Bo ja twierdzę, że prezentują bardzo wysoki poziom, ale nie mogę się przebić do wielkich klubów. De Giorgi im zaufał. Na dodatek wybrał ludzi młodych, którzy staną się takim pomostem między szkoleniowcem, a zawodnikami. Piotrek ma ogromne doświadczenie sportowe, podczas ostatniego sezonu i pracy w GKS-ie Katowice pokazał, że radzi sobie z różnymi sytuacjami. Widzę w nim w przyszłości wielkiego trenera. Być może nawet selekcjonera.

Na koniec zmienię temat, na przykry. Jak pan odbiera to, co stało się w Częstochowie?

Pod Jasną Górą zagrałem pierwszy mecz, pierwszy sezon w ekstraklasie. Tutaj zaczęła się moja dorosła przygoda z siatkówką. Grałem w tym mieście, z przerwą, w sumie przez 10 sezonów. Zostawiłem więc w tym mieście sporo zdrowia. Mam więc do tego klubu wyjątkowy sentyment. Boli mnie obecna sytuacja i spadek z ligi. Nie chcę roztrząsać powodów. To już nic nie zmieni. Trzeba otrząsnąć się, wyjść z marazmu, zbudować nową ekipę i wrócić do elity.

Otrzymał pan już zaproszenie do "okrągłego stołu"? Zadzwonił ktoś z Częstochowy z prośbą o pomoc?

Nie, ale dlaczego miałby to robić? Nie jestem przecież jakimś guru, nie oczekuję takiego telefonu.

Andrzej Szewiński, na łamach częstochowskiego oddziału "Gazety Wyborczej", zapowiedział, że zwróci się do legend AZS-u z prośbą o spotkanie. Wymienił pana nazwisko.

Miłe, że znalazłem się w gronie "legend". Ale do tej pory nikt do mnie nie dzwonił. Oczywiście, jak będę mógł, to nie odmówię pomocy. Wydaje mi się jednak, że na początku to AZS musi poradzić sobie wewnętrznie. Po takim uporządkowaniu można dopiero przejść do kolejnych etapów odbudowy.

Czy reprezentacja Polski awansuje do turnieju finałowego Ligi Światowej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×