Piast Szczecin - Budowlani Łódź 2:3 (25:23, 25:23, 13:25, 11:25, 12:15)
Składy drużyn:
Piast Szczecin: Marta Szymańska, Anna Szydełko, Edyta Rzenno, Małgorzata Sikora, Justyna Sachmacińska, Paulina Chojnacka, Marta Siwka (libero) oraz Irina Archangielskaja.
Budowlani Łódź: Małgorzata Niemczyk, Agnieszka Wołoszyn, Katarzyna Jaszewska, Karolina Wiśniewska, Marta Pluta, Julia Szeluchina, Katarzyna Ciesielska (libero) oraz Kinga Baran, Sylwia Jasińska.
Stan rywalizacji: 3:0 dla Budowlanych Łódź, które awansowały do PlusLigi Kobiet.
Piast Szczecin do spotkania z Budowlanymi Łódź był na przegranej pozycji. Trudno było oczekiwać, że szczecinianki ze stanu 0:2 po weekendzie w swojej hali doprowadzą do remisu, a później w Łodzi wygrają. - Wygranie trzech kolejnych pojedynków z Budowlanymi Łódź graniczyło by z cudem - mówił Marek Mierzwiński, trener Piasta Szczecin. Natomiast z obozu Budowlanych było głośno słychać, że one do grodu Gryfa przyjeżdżają na jeden dzień, by wygrać mecz, a później wrócić do domów i świętować awans w niedzielne popołudnie. Lepiej w mecz weszły gospodynie. Systematycznie budowały przewagę, aż w decydującym momencie seta (21:17) stało się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać. Piast stanął, czym oddał pole Budowlanym. Przy tak doświadczonym zespole, jakim niewątpliwie są łodzianki, było to co najmniej nieodpowiedzialne. Podopieczne Jacka Pasińskiego natychmiast rozpoczęły odrabianie strat. Zdobyły sześć punktów w jednym ustawieniu i zrobiło się 21:23. W kolejnej akcji wydawało się, że Budowlane zdobędą kolejne oczko i będą miały piłkę setową w górze, ale wtedy pozwoliły sobie na chwilę gapiostwa i piłka odebrana dołem przez Martę Szymańską otarła się o taśmę i spadła na połowę gości. To niefortunne zagranie spowodowało, że szczecinianki ponownie uwierzyły i nie dały już zdobyć żadnego punktu rywalkom, a same zakończyły rywalizację w tej odsłonie 25:23. - Prowadziliśmy w secie różnicą dwóch trzech punktów i nagle 2-3 błędy własne spowodowały, że przegraliśmy partię na przewagi - denerwował się Jacek Pasiński.
Drugi set miał niemal identyczny przebieg. Z tą różnicą, że przyjezdne wcześniej stworzył sobie przewagę, którą utrzymał do stanu 21:23, ale znowu w końcówce cztery punkty z rzędu zdobył Piast i wygrał 25:23. - Na niektórych pozycjach mieliśmy nawet lepsze zawodniczki niż Budowlani - chwalił swój zespół Mierzwiński. Pierwsze dwa sety mogły się także podobać kibicom. Obie ekipy pokazały kawał dobrej siatkówki. Dużo spektakularnych obron i długich wymian to była wizytówka tej części meczu. W głowie trenera łodzianek musiało się wiele dziać. Co prawda porażki w poszczególnych odsłonach nie były znaczne, ale jego zespół w decydujących momentach popełniał dziecinne błędy. - Trener nigdy nie powinien mieć wątpliwości, więc i ja ich nie miałem po drugim secie, myślałem tylko i wyłącznie jak wygrać kolejną partię. Nie oszukujmy się, Piast nam postawił bardzo wysoko poprzeczkę. - mówił trener Budowlanych.
- Piast wygrał dwa sety tylko dlatego, że my nie graliśmy swojej siatkówki. Sami sobie robiliśmy problemy. Wcale nie wykorzystywaliśmy naszych środkowych, nie funkcjonował blok i przez to Piastowi łatwiej się grało z nami - podsumował Pasiński i dodał - Graliśmy je w zasadzie Piasta, tak jak ta drużyna lubi: wysoką piłkę, mało środkiem, wtedy szczecinianki mogły sobie ustawić blok i obronę. Nie o to chodziło. Weszła druga rozgrywająca, która miała realizować to co sobie założyliśmy przed meczem, bo pierwsza tego nie robiła. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Rzeczywiście tak też się stało. W kolejnych dwóch odsłonach Piast Szczecin przestał istnieć. Wszystko wyglądało tak jakby zawodniczki Piasta dostały amnestii i zapomniały jak się gra w siatkówkę. Ale chyba nie można z minuty na minutę zapomnieć jak się gra w siatkówkę. Więc co się stało? Tego nie wie nikt. - Wystarczy popatrzeć na statystyki. W dwóch ustawieniach robiliśmy bardzo dużo błędów, szczególnie w przyjęciu. Gdy ten element mieliśmy słabszy to nie kończyliśmy ataków. Nie dało się rozegrać nic oprócz skrzydła, a to było czytelne dla rywalek - próbował tłumaczyć Mierzwiński. Zespół z grodu Gryfa przegrał trzecią i czwartą partię kolejno do 13 i 11.
W tym momencie tylko niepoprawni optymiści wierzyli w to, że Piast wygra. Było wiadomo, że Budowlane są na fali i z pewnością będą chciały pójść za ciosem i nie tylko wygrać mecz, ale i awansować do PlusLigi Kobiet. - W secie trzecim i czwartym nasza dominacja nie ulegała żadnej dyskusji. Zagraliśmy, nareszcie, to co potrafimy najlepiej - cieszył się Pasiński i dodał - Podświadomie pewnie gdzieś w głowie miałem taką obawę czy wytrzymamy do piątego seta, ale okazało się, że dziewczyny są dobrze przygotowane fizycznie, by dograć ten mecz do końca - zwycięsko. Szczecinianki próbowały walczyć z Budowlanymi, nawet im się to udawało, ale gra punkt za punkt to za mało. Trzeba jeszcze wygrać kilka akcji przy swojej zagrywce by odnieść zwycięstwo. Tego Piast już nie potrafił dokonać. W efekcie przegrał do 12 i cały mecz 2:3. - Szkoda, że nie przedłużyliśmy tej rywalizacji chociaż o jeden mecz. Chcieliśmy im utrzeć nosa - żalił się Mierzwiński. - Nie ma się co załamywać. Mamy jeszcze jedną szansę i w myśl zasadzie: "Co Cię nie zabije to Cię wzmocni", miejmy nadzieję, że ta lekcja pomoże dziewczynom w następnych, tak trudnych konfrontacjach - zakończył z nadzieją w głosie. Jednak w tym miejscu trzeba przypomnieć, że jeszcze nigdy, w historii rywalizacji w barażu o najwyższą klasę rozgrywkową, drużyna z pierwszej ligi kobiet nie wygrała z potencjalnym spadkowiczem. Oczywiście do momentu kiedy piłka w grze wszystko jest możliwe, także to, że Piast pokona kogoś z pary Stal Mielec - Calisia Kalisz.