Nicole Makarewicz, WP Sportowe Fakty: Transfer do Aluronu Virtu Warty Zawiercie zaskoczył wszystkich. Dlaczego zdecydował się pan dołączyć do tego zespołu?
Grzegorz Bociek: Szczerze? Dostałem fajną ofertę, ale zanim mi ją przedstawiono, zadzwonił do mnie trener Emanuele Zanini. To jego słowa mnie przekonały. Wytłumaczył mi, jak będzie budowany skład, że jeśli podpiszę z Wartą kontrakt, to wokół tego transferu zespół będzie dalej kompletowany. Przekonywał mnie, przekonywał i w końcu doszliśmy do porozumienia.
Zawodnik i klub po przejściach łączą siły.
Myślę, że to będzie duże wyzwanie, bo w ostatnich latach miałem problemy zdrowotne. Chciałbym się teraz pokazać, udowodnić innym, że mam o co grać i potrafię jeszcze walczyć o najwyższe cele.
ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik: Nie możemy tego zepsuć
W ostatnim sezonie miał pan poważne problemy z kręgosłupem. Jak samopoczucie?
Rewelacyjnie. Zrobiliśmy dobrą robotę w poradni Orto Med Sport w Łodzi. Chłopaki dali mi ostro w tyłek. Wróciłem do klubu już w marcu. Nie było czasu na odbudowanie stuprocentowej formy, ale dograłem sezon do końca. Cieszę się, że dostałem szansę od trenera i myślę, że całkiem nieźle pokazałem się w ostatnich meczach. Teraz mam wakacje, które wykorzystuje na wypoczynek. Z prezesem Warty Zawiercie już nie możemy się doczekać rozpoczęcia rozgrywek.
Zawodowy sport zmusza pana do ciągłych badań. Gdy przychodzą wyniki obawia się pan, że pokażą nawrót nowotworu, a może choroba to sprawa zamknięta?
Lęk jest, gdzieś zawsze siedzi w głowie. Myślę, że każdy człowiek, który po takich przejściach idzie do szpitala na kontrolę ma gdzieś w głowie wątpliwości: co będzie jeśli choroba wróci? Lekarze przekonują mnie jednak, że nie powinno być nawrotów, ale wiadomo jak jest z chorobami.
Co z perspektywy czasu dało panu doświadczenie ciężkiej choroby?
Nie chce mi się wracać do tamtego czasu, ale myślę, że choroba nauczyła mnie lepszego życia, innego podejścia do niego. Chyba najważniejsza lekcja jest taka, że czas, który mamy powinniśmy poświęcać rodzinie, bo przecież to, że dzisiaj jestem w danym miejscu, wcale nie świadczy o tym, że będę też jutro. Mogłem zostawić córeczkę samą... Z perspektywy czasu myślę, że zmieniło się moje podejście do rodziny. Dlatego uważam, że wszystko wyszło mi na dobre.
A jak sprawa pana transferu wyglądała od strony ZAKSY Kędzierzyn-Koźle? To klub podziękował za współpracę czy pan chciał spróbować swoich sił w nowej drużynie?
Klub zaczął szukać atakującego, który da radę rozegrać cały sezon w pełnym zdrowiu. Ja w ostatnim czasie nie dawałem takiej gwarancji. Była taka sytuacja, że już jedną nogą byłem na kolejny sezon w ZAKSIE, gotowy do podpisania umowy, ale klub stwierdził jednak, że zakontraktuje zawodnika z zagranicy, który na pewno nie jest po takich przejściach jak ja i wytrzyma w zdrowiu cały sezon.
Nie ma pan żalu o takie rozstanie?
Życie sportowca polega na tym, że nie można przywiązywać się na dłużej do jednego miejsca. Wiadomo, że gdzieś możemy czuć się fajnie, ale przyjdzie czas, że trzeba będzie się pożegnać. Nie mogę mieć za złe ZAKSIE, że podjęła taką decyzję. To klub, który walczy o medale i ma prawo decydować o składzie.
ZAKSA walczy o medale, a teraz będzie pan grał w Warcie, zespole o zupełnie innych celach. Nie przeszkadza panu tak drastyczna zmiana?
Nie. To mnie tylko bardziej motywuje. Klub na pewno będzie chciał się utrzymać, to będzie fajne wyzwanie. W drużynie będą tacy zawodnicy jak Grzesiek (Pająk przyp. autora), więc myślę, że się utrzymamy. Mam nawet nadzieję, że nie tylko osiągniemy ten cel, ale powalczymy również o dobre miejsce na koniec sezonu. Drużyna jest nowa w PlusLidze, więc wiem, że będzie chciała się zaprezentować z dobrej strony. Klub wywalczył sobie awans, choć wiele ludzi chciało mu przeszkodzić pozorując, że Warta Zawiercie nie ma papierów na PlusLigę. To sprawia, że chłopaki chcą udowodnić, że stać ich na grę w ekstraklasie. Chcę im w tym pomóc.
W zeszłym sezonie beniaminkiem był GKS Katowice. Zespół zakończył sezon na 10. miejscu. Gdyby Aluronu Virtu Warty Zawiercie miała podobne osiągnięcia w debiutanckim sezonie, to byłby pan usatysfakcjonowany?
Nawet bardzo. Zobaczymy jak to wszystko się poukłada.
Wspominał pan o tym, że Grzegorz Pająk też pojawi się w Zawierciu. Razem graliście w ZAKSIE. Miał pan jakiś udział w jego transferze?
Na pewno kontaktował się z nim trener, ale rozmawialiśmy na temat mojego przejścia. Muszę się przyznać, że trochę go przekonywałem do transferu, ale wydaje mi się, że sam zobaczył korzyści jakie płyną z takiego ruchu i dogadał się z klubem. Cieszę się, że "swój" człowiek będzie w drużynie. Myślę, że stworzymy fajną atmosferę w zespole.
Warta walczyła o awans do PlusLigi z pana byłym pracodawcą, AZS-em Częstochowa. Ma pan jeszcze awersje do klubu, który wywołał burzę w trakcie pana transferu do ZAKSY?
Wiadomo, że AZS Częstochowa, to klub z wielkimi tradycjami i osiągnięciami. Niestety ktoś, kto rządzi tym klubem chyba się pogubił. Szkoda mi, że AZS spada do I ligi, ale przegrali uczciwą rywalizację. Zawiercie zasłużyło sobie na ten awans. Żal można mieć chyba tylko do działaczy.
Chce pan udowodnić, że stać pana na walkę o najwyższe cele. Myśli pan o powrocie do reprezentacji?
Każdy myśli o kadrze. Zanim wrócę, muszę się jednak pokazać z dobrej strony w sezonie ligowym. Myślę, że jeśli będę zdrowy, rozegram sezon dobrze i równo, to będę miał szansę na powołanie, o ile trener De Giorgi wybaczy mi rozsmarowanie tortu na jego twarzy po finale PlusLigi (śmiech). Będę walczył o kadrę, ale na razie wolę nie wybiegać w tak odległą przyszłość. Teraz skupiam się na lidze.
Jesteśmy po dwóch turniejach Ligi Światowej. Śledził pan mecze Polaków?
Nie wszystkie. Słyszałem od chłopaków, że bardzo ostro trenują. My tak ćwiczyliśmy w Kędzierzynie-Koźlu. Widać, że trener skonstruował fajny zespół, który funkcjonuje podobnie jak ZAKSA. Mieliśmy takie mecze, gdzie przegrywaliśmy prawie cały set, a w końcówce zdobywaliśmy dwa najważniejsze punkty, co odbijało się na psychice przeciwnika. Widzę, że tak ma być w reprezentacji. Oglądając tę kadrę czuję się, jakbym oglądał ZAKSĘ. De Giorgi wszystko, co robił z nami przekłada na reprezentację.