Gdy pochodzący z Honolulu 24-latek stanął po wygranym 3:1 meczu z Polską przed dziennikarzami, wciąż miał wyraźnie zaczerwienioną twarz w okolicach nosa i na policzkach. W czasie spotkania miał sporo pecha, bo piłka trafiła go w głowę aż trzy razy.
- Za każdym razem dostaję w tej hali w twarz. Za każdym razem! - mówił Christenson. - Tym razem oberwałem kilka razy, ale wszystko jest w porządku, przyjmowałem już znacznie mocniejsze ciosy - dodał.
Gracz Cucine Lube Civitanova ma w Atlas Arenie pecha, ale i tak bardzo lubi w niej grać. - Występowałem tu wielokrotnie, a dopiero w tę sobotę, w meczu z Rosją, przegrałem po raz pierwszy. Lubię też polską publiczność, bo ona rozumie siatkówkę. Widzi dobre akcje i nagradza je, nawet jeśli punkt zdobyli rywale Polaków. Gra się tu fantastycznie, choć i bardzo trudno - ocenił jeden z liderów amerykańskiej drużyny.
Z reprezentacją Polski Christenson zazwyczaj wygrywa. Tak było trzy lata temu właśnie w Łodzi, gdy w meczu mistrzostw świata Amerykanie wygrali 3:1, tak było na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro (zwycięstwo 3:0) i teraz w spotkaniu o awans do turnieju finałowego Ligi Światowej.
ZOBACZ WIDEO: Martin Lewandowski: "Popek" zaszokował pół Polski. Ma specyficzny magnes
W niedzielę drużyna USA przegrała z Biało-Czerwonymi tylko pierwszego seta, 29:31. I tak bardzo długo toczyli w nim walkę o wygraną, biorąc pod uwagę, że popełnili w tej partii zatrważającą liczbę błędów własnych - 17 - Aż tyle?! Naprawdę?! I mimo to byliśmy blisko wygranej w tej partii. To pewien pozytyw, ale na pewno tak wiele błędów nie powinno się nam przydarzać - skomentował Christenson.
Zapytany o polski zespół i jego słabą grę w decydującym spotkaniu, amerykański rozgrywający wziął naszych siatkarzy w obronę. - Mają nowego trenera, wciąż się uczą, jak z nim pracować, jak ze sobą grać. W tej drużynie bez wątpienia są niesamowici, bardzo utalentowani siatkarze. Trudno się przeciwko niej gra, bo ma wielu zawodników na wysokim poziomie i dużo się trzeba o nich nauczyć - podkreślił.