Schodami w dół do Brazylii. Katarzyna Skowrońska-Dolata: Zaufałam Ze Roberto, no i jestem
Niedawno mówiła, że ma nieswoją nogę i do siatkówki już się nie nadaje. Jej największym wrogiem, tygodniami nie do pokonania, były schody do mieszkania. Teraz Katarzyna Skowrońska-Dolata znów wierzy, że może świetnie grać. W wymarzonej Brazylii.
Chociaż już naprawdę długo zawodowo gra w siatkówkę, tak poważnej kontuzji nie doznała jeszcze nigdy. 22 stycznia tego roku, w ligowym meczu z Savino Del Bene Scandicci, polska atakująca Foppapedretti Bergamo po akcji w obronie nienaturalnie spadła na prawą nogę. Kolano "odjechało". Silny ból dał sygnał, że sprawa jest poważna.
liczyła jeszcze na cud, miała nadzieję, że dobrze znane każdemu sportowcowi pod kryptonimem ACL więzadło krzyżowe przednie zostało tylko naderwane. Wyniki badania rezonansem rozwiały jednak nadzieję. Diagnoza: zerwany ACL i co najmniej kilka miesięcy przerwy od grania. Skowrońska-DolataTelefon od przyjaciela
Dzień po feralnym meczu włoskiej Serie A Polka zobaczyła na wyświetlaczu swojego telefonu komórkowego dobrze sobie znany numer. Dzwonił José Roberto Guimarães, lepiej znany w siatkarskim świecie jako Ze Roberto. Selekcjoner reprezentacji Brazylii. Trener Skowrońskiej najpierw w Scavolini Pesaro, potem w Fenerbahce Stambuł. I, co chyba najważniejsze, jej bardzo dobry znajomy. Zaoferował wszelką niezbędną pomoc i złożył ciekawą propozycję.
Ze Roberto po latach łączenia pracy z kadrą z prowadzeniem czołowych brazylijskich i europejskich klubów w 2016 roku zaczął realizować autorski projekt. Swój "rodzinny" klub Barueri postanowił wprowadzić do Superligi. A kiedy był już blisko osiągnięcia celu, podjął próbę ściągnięcia do drużyny jednej ze swoich ulubionych zawodniczek. I tym samym sprowadzenia do brazylijskiej elity pierwszej w jej historii siatkarki z Polski.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Kwolek: Jeszcze nie wierzę, że to koniec tej drużynyW grze Skowrońskiej dla Barueri widział obopólną korzyść. Wieloletnia reprezentantka Polski mogłaby spokojnie odbudować się w klubie, w którym nie ma wielkiej presji wyniku, i zagrać w lidze, w której zawsze chciała się sprawdzić. A drużyna zyskałaby siatkarkę o wielkim doświadczeniu, umiejętnościach i niepodważalnym autorytecie.
Telefonując do Skowrońskiej zaraz po kontuzji, zaproponował jej, żeby przyjechała się leczyć do jego ośrodka w Brazylii i przeszła rekonwalescencję w milszym i cieplejszym otoczeniu niż polska zima. A potem zagrała w jego drużynie.
"Dzisiaj zacznę schodzić"
Skowrońska nie zgodziła się od razu. - Mówiłam, że ja to już chyba skończyłam grać, że mogę przyjechać go odwiedzić i pojeździć konno, pobyć z nim i jego rodziną. Ale żeby grać w siatkówkę, to już chyba nie - opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.
Utytułowana zawodniczka w tamtym czasie nie czuła się na siłach, by składać jakiekolwiek deklaracje o powrocie do gry. Nie chciała wyjeżdżać z Polski również dlatego, że w Warszawie mogła liczyć na doktora Jacka Jaroszewskiego. Lekarza, którego zna od lat, i do którego ma całkowite zaufanie. A poza tym po latach sportowej tułaczki po całym świecie, chciała wykorzystać okazję, żeby pobyć z rodziną.
Mimo opieki znakomitych fachowców, rehabilitacja okazała się wyjątkowo trudna. Skowrońska długo miała obawy, że zerwane więzadła krzyżowe zakończą jej karierę, że nie będzie już w stanie grać tak dobrze jak przed urazem. Bez kul chodziła już tydzień po operacji, ale noga ani się nie prostowała, ani nie zginała, nie było mięśnia. Po schodach była w stanie tylko wchodzić, zejście było już ponad jej siły.
- Codziennie stawałam przed schodami i mówiłam sobie: "dzisiaj zacznę schodzić". I każdego dnia mi się nie udawało! Noga nie odpowiadała, nie chciała się zgiąć, wejść w ten "łańcuch", rytm schodzenia. Banalna sprawa, jako zdrowi ludzie nie zastanawiamy się, jaka jest procedura schodzenia ze schodów. A ja to analizowałam. I męczyłam się ogromnie. Codziennie to trenowałam i codziennie byłam rozczarowana, że dziś mi się jeszcze nie udało - opowiada mistrzyni Europy z 2003 i 2005 roku.
Przełomem było dla Skowrońskiej właśnie pierwsze udane zejście ze schodów. - Byłam wtedy bardzo szczęśliwa. Wcześniej, mimo ciężkiej pracy w czasie rehabilitacji i na siłowni, nie byłam całkowicie przekonana, że to jest to. Teraz tej niepewności już nie ma. Znów czuję lekkość w chodzeniu. Mogę wyprostować nogę, trochę zgiąć, schodzę po schodach jak człowiek, a nie jak... zawodniczka po ACL-u. Zaczęłam biegać i wracam do normalnego funkcjonowania - cieszy się wybitna polska siatkarka. - A ten czas, kiedy nie musiałam walczyć z przeciwnikiem, piłką, sama ze sobą, a ze schodami, na pewno będę długo wspominać.
Tym razem Ze Roberto był skuteczny
Drugą próbę przekonania swojej polskiej ulubienicy do gry w Brazylii Ze Roberto podjął przy okazji turnieju finałowego Ligi Mistrzyń. Tym razem z lepszym skutkiem. - Wtedy jeszcze mówiłam, że się nie nadaję, że to nie jest moja noga, nie czuję się na siłach i nie chcę go rozczarować. On mnie jednak przekonał, że nie mam się czym martwić, bo ma doświadczenie w pracy z zawodniczkami po takich urazach. Kazał mi przestać powtarzać, że jestem kulawa, przyjechać do Brazylii i być z nim w pierwszym sezonie Barueri w Superlidze. Zaufałam mu, no i jestem - mówi Skowrońska, która będzie pierwszą Polką w brazylijskiej lidze.
Barueri, beniaminek Superligi, to ukochane dziecko selekcjonera brazylijskiej kadry. Ze Roberto przejął klub w 2016 roku i długo wszystko opłacał z własnych pieniędzy. Zawodniczki kilka miesięcy grały za darmo. Ich zapłatą miał być awans do elity.
Sportowo drużyna spod Sao Paolo radziła sobie w Superlidze B bardzo dobrze, z finansami było już zdecydowanie gorzej. Kilka miesięcy temu Barueri było o krok od wycofania się z rozgrywek, ponieważ nie wnosiło do krajowej federacji opłat administracyjnych. Wtedy jednak cudem udało się znaleźć sponsora - koncern medyczny Hinode. Ze Roberto sam nie dowierzał, jak udało się wybrnąć z beznadziejnej już sytuacji i uznał to za boską interwencję. Na boisku pomoc siły wyższej nie była potrzebna - jego drużyna okazała się najlepsza na drugim poziomie rozgrywek i awansowała do ekstraklasy.
- To bardzo uparty i konsekwentny człowiek. Cieszę się, że mu się udało, bo dzięki temu mogę uczestniczyć w jego autorskim projekcie. Jego rodzina jest właścicielem ośrodka sportowego, w którym przebywam, on sam z rodziną mieszka w Barueri. Wciąż bardzo kocha ten sport i po skończonym sezonie kadrowym chce jeszcze prowadzić zespół w lidze. A jak ma wyjechać gdzieś dalej poza Sao Paolo, to chyba jednak jest to już dla niego za duże wyzwanie. Dla niego rodzina jest najważniejsza. Chce jednak nadal realizować się w pracy i wydaje mi się, że z tego powodu postanowił stworzyć ekstraklasowy zespół, który będzie miał u siebie na miejscu - tłumaczy Skowrońska.
- Ze Roberto ma cudowny trenerski kunszt, wyczucie. Potrafi rozmawiać z kobietami, a to duża sztuka. Ja zawsze dobrze się z nim dogadywałam. Jestem takim pracusiem, zawsze chcę zostawać dłużej po treningu, a on bardzo to ceni. Czy jest podobny do trenera Andrzeja Niemczyka? Różni się od niego, jeśli chodzi o charakter, ale ma z nim jakiś wspólny mianownik. Tak jak on potrafi krzyknąć, przewrócić wózek na treningu, zrobić różne dziwne rzeczy, żeby coś zmienić w grze swojego zespołu - charakteryzuje Polka jednego ze swoich ulubionych szkoleniowców.
Zapomni o kontuzji i spełni marzenie
Zespół z 250-tysięcznego miasta położonego 20 kilometrów od gigantycznego Sao Paolo będzie dla naszej siatkarki dobrym miejscem, żeby odbudować się po najpoważniejszej kontuzji w karierze i wrócić do wysokiej formy. W debiutanckim sezonie Barueri w Superlidze nie będzie wielkiej presji wyniku. A z takimi zawodniczkami w składzie, jak Skowrońska i Erika Coimbra, drużyna powinna bez problemów utrzymać się w elicie.
Dla polskiej atakującej występy w Brazylii będą nie tylko powrotem do wielkiej siatkówki, ale i spełnieniem marzeń. - Zawsze patrzyłam na reprezentację tego kraju z szeroko otwartymi oczami. Nie wiem, czy z kadrą Polski chociaż raz udało się wygrać z Brazylijkami. Ich styl, mentalność, sposób treningu i pracy, zawsze bardzo mi się podobały. Uważam, że od trenera Brazylijek i jego asystentów jest się czego uczyć i to też jest mój cel. Ze względu na styl i poziom Superligi, od dawna bardzo chciałam w niej grać - mówi.
Skowrońska jest w Barueri od końca czerwca. Nie podpisała jeszcze kontraktu, ale to tylko formalność. Kończy rehabilitację, trenuje indywidualnie, jeszcze bez skakania, poznaje przyszłe klubowe koleżanki. - A w ostatnim tygodniu lipca wrócę do Polski, zrobię badania, spakuję jeszcze jedną walizkę i wrócę do Brazylii na cały sezon. Poznam kolejną kulturę, nauczę się kolejnego języka, będę czerpać garściami nie tylko z siatkówki, ale i z życia codziennego - zapowiada.
Ta kariera nie mogła się tak skończyć
Wielokrotna reprezentantka Polski zdradza, że nie wszyscy są zadowoleni kontynuowania przez nią kariery, na dodatek w bardzo dalekim kraju. - Wydaje mi się, że moi rodzice, moi bracia, chyba już trochę chcą, żebym przestała grać. Teraz widzieli, ile mnie kosztowało, żeby wrócić do normalnego funkcjonowania nie jako sportowiec, a jako człowiek. I martwią się, żeby coś takiego nie spotkało mnie znowu. Ja nawet przychylałam się do ich zdania, mówiłam, że zdrowie mam jedno, że swoje już zagrałam i osiągnęłam, mam swoje lata i może pora znaleźć inny sposób na życie. Mój mąż powtarzał jednak, że nie mogę jeszcze skończyć, bo za bardzo kocham siatkówkę, że nie widzi mnie jeszcze w domu. Nie godził się na to, żeby moja kariera skończyła się urazem. Powiedział, że muszę wrócić i skończyć tak, jak bym sobie tego życzyła - zdradza Skowrońska.
Czy jej życzeniem jest zakończenie kariery właśnie w Brazylii?