Po raz pierwszy w tym sezonie podopiecznym Ljubo Travicy udało się odczarować kędzierzyńską halę. Poprzednie mecze dwukrotnie kończyły się wynikiem 3:0 dla gospodarzy. - Na szczęście udało nam się to w końcu się przełamać w Kędzierzynie. Blisko nawet była wygrana na 3:0, ale rywale w trzeci i czwartym secie zaczęli lepiej grać - mówi środkowy gości Łukasz Perłowski.
W czwartek Rzeszowianie rozegrali już o wiele lepsze zawody. Zaczął funkcjonować środek i przede wszystkim zagrywka. Kończyli również o wiele więcej piłek w pierwszych akcjach. -Przez jedną noc nie udało nam się niczego zmienić. Dzisiaj po prostu zaczęliśmy grać swoją siatkówkę z uśmiechem na twarzy, głowami podniesionymi do góry. To dało nam pewność siebie od pierwszej do ostatniej piłki. Właśnie ona dała nam to zwycięstwo - zaznacza Perłowski. - Ponadto my nie jesteśmy słabym zespołem, który dwa razy da się tak zlać jak wczoraj. Trzeba pamiętać jeszcze, że ciężko jest dwa mecze z rzędu zagrać wspaniale - kontynuuje.
Pierwszy set zakończył się dopiero na przewagi przy stanie 31:29 dla Resovii. Drugi set był już całkowicie pod kontrolą gości, którzy zakończyli go z siedmiopunktową przewagą. W trzecim secie początek był bardzo wyrównany do stanu po 8. Potem ekipa Travicy stanęła w miejscu. - Na świeżo trudno ocenić dlaczego tak się stało. Ciężko powiedzieć czy to myśmy stanęli, czy może Kędzierzyn zaczął grać troszeczkę lepiej. W całym spotkaniu towarzyszyły nam emocje, dlatego teraz na świeżo za wiele z tego pojedynku nie pamiętam - komentuje środkowy. Tie break do stanu 13:10 był popisem umiejętności gości. Kończyli każdą nadarzającą się piłkę, a kędzierzyńscy blokujący nie umieli znaleźć sposobu na szalejących w ataku rywali. Dopiero gdy w polu zagrywki pojawił się Jakub Novotny jego ekipa doprowadziła do remisu. - W tie breaku taką nerwówkę sami sobie zgotowaliśmy. Prowadząc już 13:10 pozwoliliśmy żeby ZAKSA zremisowała po 13. Na szczęście potem udało nam się to zakończyć od razu. Teraz nieważny już jest przegrany drugi i trzeci set. Liczy się, że wygraliśmy 3:2 i plan minimum został w Kędzierzynie zrealizowany - podkreśla Perłowski.
Teraz rywalizacja przenosi się do Rzeszowa. Tam jeżeli obu zespołom w dalszym ciągu marzy się finał Mistrzostw Polski muszą wygrać jeszcze dwa spotkania. Na ewentualnie piaty mecz przeniosą się z powrotem do Kędzierzyna-Koźla. - Teraz wracamy do siebie i będziemy ciężko pracować żeby tam zakończyć tą rywalizację. Wiadomo czekają nas bardzo ciężkie mecze i to, że gramy u siebie jest pewnym atutem, ale nie daje nam pewności, że zwyciężymy. Grając we własnej hali wiemy, że kibice zjawią się w komplecie i będą nas wspierać w tej walce. Tutaj też była z nami nasza wierna grupka. Może nie była tak liczna jak ta kędzierzyński kibiców, ale w najważniejszych momentach było ich słychać. Dodawali nam otuchy, wiedzieliśmy że są z nami, kibicują nam i za to im ślicznie dziękujemy - mówi zawodnik Resovii.
Wiele pretensji w tym spotkaniu było do pracy arbitrów. Zarówno ZAKSA jak i Resovia często zgłaszały swoje uwagi. Pod koniec czwartego seta żółty kartonik zobaczył nawet środkowy Rsovii Hernandez. - Nie będę komentować pracy sędziów. Była późna godzina- 22 i wszyscy byliśmy już zmęczeni. Oni są ludźmi i wiadomo im jak i nam zdarzają się pomyłki - kończy środkowy.