Łukasz Perłowski: Plan minimum został zrealizowany

Drugie półfinałowe spotkanie pomiędzy ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle a Resovią Rzeszów zakończyło się wynikiem 3:2. Łukasz Perłowski środkowy zwycięskiej skipy przyznaje, że ciężko jest rozegrać dwa spotkania dzień po dniu na tak samo wysokim poziomie. Podkreśla również, że jego zespół grający dobrą siatkówkę nie może sobie pozwolić na dwie łatwe przegrane.

Dominika Kwiek
Dominika Kwiek

Po raz pierwszy w tym sezonie podopiecznym Ljubo Travicy udało się odczarować kędzierzyńską halę. Poprzednie mecze dwukrotnie kończyły się wynikiem 3:0 dla gospodarzy. - Na szczęście udało nam się to w końcu się przełamać w Kędzierzynie. Blisko nawet była wygrana na 3:0, ale rywale w trzeci i czwartym secie zaczęli lepiej grać - mówi środkowy gości Łukasz Perłowski.

W czwartek Rzeszowianie rozegrali już o wiele lepsze zawody. Zaczął funkcjonować środek i przede wszystkim zagrywka. Kończyli również o wiele więcej piłek w pierwszych akcjach. -Przez jedną noc nie udało nam się niczego zmienić. Dzisiaj po prostu zaczęliśmy grać swoją siatkówkę z uśmiechem na twarzy, głowami podniesionymi do góry. To dało nam pewność siebie od pierwszej do ostatniej piłki. Właśnie ona dała nam to zwycięstwo - zaznacza Perłowski. - Ponadto my nie jesteśmy słabym zespołem, który dwa razy da się tak zlać jak wczoraj. Trzeba pamiętać jeszcze, że ciężko jest dwa mecze z rzędu zagrać wspaniale - kontynuuje.

Pierwszy set zakończył się dopiero na przewagi przy stanie 31:29 dla Resovii. Drugi set był już całkowicie pod kontrolą gości, którzy zakończyli go z siedmiopunktową przewagą. W trzecim secie początek był bardzo wyrównany do stanu po 8. Potem ekipa Travicy stanęła w miejscu. - Na świeżo trudno ocenić dlaczego tak się stało. Ciężko powiedzieć czy to myśmy stanęli, czy może Kędzierzyn zaczął grać troszeczkę lepiej. W całym spotkaniu towarzyszyły nam emocje, dlatego teraz na świeżo za wiele z tego pojedynku nie pamiętam - komentuje środkowy. Tie break do stanu 13:10 był popisem umiejętności gości. Kończyli każdą nadarzającą się piłkę, a kędzierzyńscy blokujący nie umieli znaleźć sposobu na szalejących w ataku rywali. Dopiero gdy w polu zagrywki pojawił się Jakub Novotny jego ekipa doprowadziła do remisu. - W tie breaku taką nerwówkę sami sobie zgotowaliśmy. Prowadząc już 13:10 pozwoliliśmy żeby ZAKSA zremisowała po 13. Na szczęście potem udało nam się to zakończyć od razu. Teraz nieważny już jest przegrany drugi i trzeci set. Liczy się, że wygraliśmy 3:2 i plan minimum został w Kędzierzynie zrealizowany - podkreśla Perłowski.

Teraz rywalizacja przenosi się do Rzeszowa. Tam jeżeli obu zespołom w dalszym ciągu marzy się finał Mistrzostw Polski muszą wygrać jeszcze dwa spotkania. Na ewentualnie piaty mecz przeniosą się z powrotem do Kędzierzyna-Koźla. - Teraz wracamy do siebie i będziemy ciężko pracować żeby tam zakończyć tą rywalizację. Wiadomo czekają nas bardzo ciężkie mecze i to, że gramy u siebie jest pewnym atutem, ale nie daje nam pewności, że zwyciężymy. Grając we własnej hali wiemy, że kibice zjawią się w komplecie i będą nas wspierać w tej walce. Tutaj też była z nami nasza wierna grupka. Może nie była tak liczna jak ta kędzierzyński kibiców, ale w najważniejszych momentach było ich słychać. Dodawali nam otuchy, wiedzieliśmy że są z nami, kibicują nam i za to im ślicznie dziękujemy - mówi zawodnik Resovii.

Wiele pretensji w tym spotkaniu było do pracy arbitrów. Zarówno ZAKSA jak i Resovia często zgłaszały swoje uwagi. Pod koniec czwartego seta żółty kartonik zobaczył nawet środkowy Rsovii Hernandez. - Nie będę komentować pracy sędziów. Była późna godzina- 22 i wszyscy byliśmy już zmęczeni. Oni są ludźmi i wiadomo im jak i nam zdarzają się pomyłki - kończy środkowy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×