To dlatego, że od kilku lat można zauważyć odwrotną tendencję w rozwoju obu ekip. Więcej powodów do niepokoju mają Finowie, których okres największej świetności już dawno minął. Nastąpił on bowiem również podczas mistrzostw Europy, ale rozgrywanych aż 10 lat temu w Rosji. Zajęli wtedy sensacyjne 4. miejsce.
Ojcem największego sukcesu w historii fińskiej siatkówki był włoski trener Mauro Berruto, pracujący z tamtejszą kadrą w latach 2005-2010.
- Mauro wprowadził naprawdę dużo modyfikacji. Chciał zmienić praktycznie wszystko, dzięki czemu szybko staliśmy się większymi profesjonalistami. Nauczył nas innego podejścia mentalnego. Zawsze chciał widzieć zawodników walczących przeciwko najsilniejszym zespołom, takim jak Brazylia czy Rosja. Nie satysfakcjonowało go wywalczenie jednego seta, ciągle pragnął więcej i więcej - opowiadał o Włochu Mikko Esko, były rozgrywający reprezentacji Finlandii.
Schedę po nim w reżyserowaniu poczynań drużyny narodowej przejął Eemi Tervaportti, nowy zawodnik Espadonu Szczecin, będący jednym z czołowych siatkarzy w swoim kraju. Odkąd jednak Berruto opuścił Finlandię, siła kadry z każdym rokiem malała. Z gry w narodowych barwach rezygnowali kolejni gracze, tacy jak Olli Kunnari, bracia Matti i Mikko Oivanen czy Konstantin Shumov. I tak oto Finowie stali się europejskim średniakiem.
ZOBACZ WIDEO Michał Kubiak o grze na stadionie: Jest kilka rzeczy, do których trzeba się przyzwyczaić
Do tej samej kategorii można aktualnie zaliczyć Estończyków. Z tą różnicą, że ten zespół jeszcze niedawno kojarzony był z łatką "kopciuszka". A kiedy ograł Polaków 3:2 podczas turnieju kwalifikacyjnego do mistrzostw Europy 2009, porażkę tą w naszym kraju otwarcie nazywano kompromitującą.
Z czasem jednak siatkówka w Estonii zaczęła rosnąć w siłę. Szczególnie mocno uwidoczniło się to od 2014 roku, kiedy drużynę objął Gheorghe Cretu, w Polsce znany z pracy w AZS-ie Olsztyn i Cuprum Lubin. Pod jego wodzą już kilka miesięcy później była ona w stanie zająć 4. miejsce w Lidze Europejskiej oraz niemalże sensacyjnie wyeliminować Serbię z mistrzostw Europy 2015. W repasażu prowadziła już 2:0, lecz ostatecznie uległa po tie-breaku.
Wyniki te pozwoliły jednak uwierzyć zawodnikom we własne możliwości. Rok później nie mieli oni już sobie równych w Lidze Europejskiej, dzięki czemu uzyskali możliwość występu w Lidze Światowej 2017. I od początku zmagań w trzeciej dywizji pokazali, że interesuje ich walka o najwyższe cele.
W fazie interkontynentalnej wygrali 5 z 6 spotkań, pewnie kwalifikując się do Final Four w meksykańskim Leon. Przeszli przez turniej finałowy jak burza, nie tracąc w konfrontacją z Meksykiem i Hiszpanią nawet seta. Ważną rolę w święceniu kolejnego triumfu odegrał Robert Taht. Przyjmujący Cuprum stanowi, wraz z atakującym Oliverem Venno, o sile estońskich skrzydeł. Do drużyny dużo wnoszą też dwaj doświadczeni gracze z przeszłością w PlusLidze: rozgrywający Kert Toobal i środkowy Ardo Kreek.
Wytypowanie zwycięzcy w rywalizacji krajów położonych nad Morzem Bałtyckim należy zatem do trudnych zadań. Walka toczyć się będzie o przysłowiowe "sześć punktów", ponieważ w spotkaniach z Polską i Serbią obie ekipy skazywane są na niepowodzenie. A ta, która zajmie ostatnie miejsce w tabeli grupy A, nie otrzyma już szansy na rehabilitację w repasażach.
ME 2017, grupa A:
Finlandia - Estonia/ 24.08, godz. 17:30, Ergo Arena w Gdańsku