Ola Piskorska, WP SportoweFakty: Czy jest pan zaskoczony rozmiarem zwycięstwa na PGE Narodowym? Nie oddaliście ani jednego seta.
[b][tag=5655]
Nikola Grbić[/tag], trener reprezentacji Serbii:[/b] Muszę przyznać, że jestem. Nie spodziewałem się wygranej w trzech setach w tym spotkaniu. Miałem nadzieję, że zagramy najlepszą siatkówkę, jaką potrafimy i na tym mi bardzo zależało. Takie wyjątkowe spotkania, z niezwykłą oprawą i przy tak licznej publiczności, zdarzają się w naszej dyscyplinie rzadko. Do tego ta publiczność była przeciwko nam, a naszym przeciwnikiem był aktualny mistrz świata. To niezwykłe okoliczności i chciałem, żebyśmy wypadli w nich najlepiej, jak się da.
Prawdę mówiąc, sam byłem ciekawy, jak na to wszystko zareagują moi zawodnicy. I jestem zadowolony z tego, co zobaczyłem. Już w szatni przed meczem byli w pełni skoncentrowani, nie było słuchania muzyki, żartów czy pogaduszek. W trakcie spotkania również nie dali się zdekoncentrować tym niezwykłym okolicznościom. Na boisku zrealizowali zamierzoną taktykę i rezultat jest tego wszystkiego konsekwencją. Jestem bardzo zadowolony z mojego zespołu po tym meczu i mam nadzieję, że tak samo będzie w następnych.
ZOBACZ WIDEO: Małgorzata Glinka: Niesamowite emocje i gęsia skórka. Łzy płynęły mi po policzkach
Co poza utrzymaniem koncentracji było kluczem do waszego zwycięstwa? Dobrze wychodziła wam zagrywka z wyskoku, co bywa problemem na stadionie piłkarskim.
To prawda, myślę, że pomogło nam doświadczenie z finałów Ligi Światowej w Kurytybie, gdzie rozegraliśmy trzy spotkania na stadionie. Siatkarsko nie było bardzo dużej różnicy pomiędzy drużynami. Tylko w skuteczności ataku po negatywnym przyjęciu byliśmy wyraźnie lepsi, nad tym bardzo dużo pracujemy. Ale nie to zadecydowało. My poradziliśmy sobie lepiej z presją, z okolicznościami i spokojniej reagowaliśmy w sytuacjach, kiedy przegrywaliśmy. Podeszliśmy do tego spotkania z większą pewnością siebie, koncentracją i energią niż nasi przeciwnicy. A takie podejście od razu przekłada się na język ciała, na postawę zawodnika na boisku i peszy rywali. Od razu gra im się trudniej.
Powiedział mi pan niedawno, że coraz bardziej uświadamia sobie pan to, że mecze wygrywa się w głowie i to jest kluczowy czynnik. Rozumiem, że zwycięstwo w meczu otwarcia to właśnie takie spotkanie wygrane głową?
Dokładnie tak, to jest idealny przykład. I dzięki głowie poradziliśmy sobie w najbardziej niebezpiecznym momencie tego meczu. W trzecim secie prowadziliśmy 2:0 w setach i 16:11, nastąpiły trzy zmiany w polskim zespole i nagle straciliśmy serię punktów. Zrobił się remis po 18 i całe spotkanie mogło się odwrócić. Widziałem mecz Polski z Rosją na Memoriale Wagnera, czułem, co wisi w powietrzu, wykorzystałem wtedy obie moje przerwy na życzenie. W takich momentach koncentracja i chłodna głowa zawodników są bezcenne, bo koniecznie trzeba przerwać serię i zatrzymać napędzających się dobrą grą przeciwników. Tłumaczyłem im, że musimy teraz przycisnąć i zagrać jeszcze lepiej. I moi siatkarze wrzucili wyższy bieg, Srecko zrobił asa, chwilę później zablokowaliśmy i udało się. Jestem zadowolony z ich postawy w całym spotkaniu, ale to była taka wisienka na torcie. Potrafili zmobilizować się i wyjść obronną ręką z bardzo trudnej sytuacji.
Zmiany w polskim zespole w drugiej połowie trzeciego seta przysporzyły wam problemów. Spodziewał się pan ich wcześniej, od początku partii?
Zdecydowanie tak, nawet przed spotkaniem uprzedziłem moich siatkarzy, że Polacy mają bardzo dobrych zmienników i możemy się ich spodziewać na boisku, jeżeli będziemy wygrywać. Po dwóch przegranych przez gospodarzy setach spodziewałem się zmiany zwłaszcza na pozycji rozgrywającego, bo w ogóle nie było gry środkiem, nawet przy bardzo dobrym przyjęciu. Generalnie po dwóch przegranych setach warto po prostu coś zmienić, może to pomoże drużynie. Bo jeżeli nie zmieni się nic, to jest dosyć oczywiste, że rezultat też się nie zmieni.
Drugi atakujący, Łukasz Kaczmarek, też napsuł wam sporo krwi w momentach, kiedy był na boisku.
Dawid Konarski to świetny zawodnik, który zwykle gra bardzo dobrze. To spotkanie zaczął słabiej, a nie znam go na tyle, żeby ocenić, czy on jest w stanie znacząco poprawić swój poziom w trakcie spotkania. Czasem warto dać szansę młodemu graczowi, bo on może wnieść na boisko zupełnie nową energię, ale trzeba pamiętać, że może też zrobić dwa, trzy błędy własne i będzie po secie. A swoją drogą na Kaczmarka w ogóle byliśmy średnio przygotowani. Bardzo długo przygotowywaliśmy się pod Macieja Muzaja w roli drugiego atakującego i mieliśmy materiały z nim głównie. Z Kaczmarkiem w ogóle prawie nie było materiałów do analizy, bo on w kadrze bardzo mało grał w tym sezonie. Z tego powodu trudniej było nam go zatrzymywać czy podbijać.
W drugim meczu waszej grupy doszło do tie breaka, który wygrała Finlandia. To pana zaskoczyło?
Nie, to są dwie przyzwoite drużyny grające na podobnym poziomie, które pokazały się z dobrej strony w tegorocznej Lidze Światowej. Na pewno dla nas będzie bardzo ważne, żeby nie odpuścić i nie zlekceważyć żadnego z tych rywali. Nie możemy pomyśleć, że to już nie mistrz świata, nie gospodarz i nie 65 tysięcy kibiców, więc możemy sobie pykać na pół gwizdka. Oba te zespoły potrafią grać w siatkówkę i jeżeli damy im się wciągnąć w wyrównaną grę, to wszystko może się zdarzyć. Musimy podejść do tych spotkań tak samo jak do tego z Polską.
[b]
To na koniec proszę mi powiedzieć, jak się panu podobały okoliczności meczu otwarcia. Dla pana to był pierwszy raz na PGE Narodowym.[/b]
Było wspaniale! Starałem się nacieszyć tym niesamowitym widokiem tyle, ile mogłem. Powiedziałem moim zawodnikom: zobaczcie, to jest stadion piłkarski prawie cały wypełniony kibicami, którzy przyszli specjalnie na nasz mecz. Niektórzy piłkarze nie wypełniają stadionów, a my mamy wyjątkową okazję zagrać w takich niezwykłych warunkach. Staliśmy się częścią historycznego wydarzenia. Cieszyłem się tym przed spotkaniem, podziwiałem wszystko, ale jak zaczął się mecz, to już to wszystko przestało się dla mnie liczyć. Tego nauczyłem się przez lata mojej zawodniczej kariery: nic nie może cię wybijać z koncentracji w czasie meczu. Od pierwszego do ostatniego gwizdka liczy się tylko to, co na boisku.