ME 2017 w siatkówce. Pupil Radostina Stojczewa na drodze Polaków do medalu

WP SportoweFakty / Katarzyna Antczak / Na zdjęciu: Tine Urnaut
WP SportoweFakty / Katarzyna Antczak / Na zdjęciu: Tine Urnaut

Od tego sezonu razem z Ervinem Ngapethem ma prowadzić Azimut Modena na podbój Włoch. Tine Urnaut, o którego sprowadzanie do tego klubu walczył Radostin Stojczew, najpierw jednak spróbuje zawojować mistrzostwa Europy i zamknąć Polakom drogę do medalu.

W tym artykule dowiesz się o:

O tym, na jakim etapie kariery znajduje się obecnie Tine Urnaut najlepiej świadczy lista klubów, w jakich występował w ostatnich latach. Przez dwa sezony Trentino Volley i już od września tego roku Azimut Modena - o grze w nich marzą mali chłopcy, kiedy tylko dotkną piłki do siatkówki.

Tine Urnaut po raz pierwszy wziął piłkę do ręki, kiedy był jeszcze w kołysce.  - Tak przynajmniej twierdzą moi rodzice - mówi przyjmujący. - Wiedziałem od początku, że pokocham ten sport. Nigdy nie trafiłbym na siatkarskie boisko, gdyby nie rodzice, również związani z tym sportem. Zanim zacząłem profesjonalne treningi grałem, a raczej bawiłem się w siatkówkę z moim ojcem. Rodzice straszeni cieszą się z moich sukcesów. Kiedy ojciec przyjeżdża na moje mecze strasznie się wszystkim emocjonuje i do dziś udziela mi wskazówek. Zupełnie tak samo jak kiedy graliśmy przed domem, kiedy byłem dzieckiem.

Tine Urnaut szybko zamienił domowe podwórko na prawdziwe siatkarskie boisko. Jako młodzieniec był gwiazdą kadr młodzieżowych Słowenii i szybko zaczął marzyć o grze we Włoszech. Zanim jednak na dobre zagościł w Serie A grał m. in. w Grecji i w Polsce. Kiedy miał 22 lata trafił do PlusLigi.

W sezonie 2010/2011 był przyjmującym ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Nie wiadomo, czy to on nie poznał się na metodach treningowych Krzysztofa Stelmacha, czy to sztab ZAKSY nie poznał się na jego talencie. Jedno jest pewne: wielkiej kariery w PlusLidze nie zrobił.

Tine Urnaut jeszcze zanim zaliczył pierwszy mecz w barwach klubu z Kędzierzyna - Koźla musiał przeczuwać, że to chyba nie był dobry pomysł. Już po podpisaniu przez niego kontraltu z polskim zespołem okazało się, że Urnaut wolałby jednak zostać we Włoszech. Konkretnie w Calzedonii Werona.

- Jego agenci zwrócili się do nas z pytaniem, czy nie moglibyśmy zwolnić go za jakąś odpłatnością, bo zainteresowany jest nim klub z Werony. Fakty są jednak takie, że podpisał umowę i jest naszym zawodnikiem - mówił prezes ZAKSY Kazimierz Pietrzyk. - Jeszcze miesiąc temu bez wahania wszystko podpisał.

Słoweniec nie wysyłał jednak ZAKSIE chwytających za serce maili o grze w wymarzonej Weronie. Nie zdecydował się ostatecznie zerwać umowy. Po prostu przyjechał do Polski i wypełnił kontrakt. Klub i kibice wiązali z nim duże nadzieje, a polski zespół zaliczył wtedy udany sezon, grając w finale Pucharu CEV, Pucharu Polski i PlusLigi. Słoweńca pożegnano jednak bez większego żalu i Urnaut wrócił do Włoch.

Pozostawił po sobie wrażenie gracza wszechstronnego, ale niestabilnego, zwłaszcza w przyjęciu. Na pewno wpływ na to miał fakt, że Tine Urnaut grając w Polsce był jeszcze młodym i niedoświadczonym graczem. Stabilna forma była więc ostatnią rzeczą, jakiej można było po nim oczekiwać.

Słoweniec z ZAKSY trafił do włoskiego Altotevere San Gustino, potem grał w Tonno Callipo Vibo Valentia i przez rok w Arkasie Spor Izmir. Tak naprawdę swoje możliwości pokazał dopiero w sezonie 2014/2015 jako zawodnik Top Volley Latina.

To wtedy Urnaut wpadł w oko Radostinowi Stojczewowi i przeszedł do słynnego Trentino. Nie był tam witany przez wszystkich z otwartymi ramionami. Kibice przyzwyczajeni do widoku Osmanego Juantoreny, czy Mateja Kazijskiego w koszulce ich ulubionego zespołu z rezerwą spoglądali na Słoweńca.

Na początku sezonu nie miał pewnego miejsca w składzie, również z powodów zdrowotnych. Rozkręcał się jednak z każdą kolejką i pod koniec rozgrywek 2015/2016 trudno było już sobie wyobrazić pierwszą szóstkę Trentino bez niego.

Spowiadając się z życia prywatnego Tine Urnaut przyznaje, że jest wielkim śpiochem i są dni, kiedy mógłby nie wychodzić z łóżka. Niestety, zdarza mu się też przespać najważniejsze momenty w meczu. W finale Ligi Mistrzów w 2016 Trentino prowadziło z Zenitem Kazań już 2:0, a Tine Urnaut zaliczał świetny występ. Ostatecznie to jednak Rosjanie wygrali mecz, natomiast Słoweniec im bliżej było do końca, tym gorzej prezentował się na boisku.

Oczywiście nie zmienia to faktu, że zagrał dobry turniej, czego potwierdzeniem była nagroda dla najlepszego przyjmującego. W tym wypadku nie przyznana na chybił trafił. Przez cały kolejny sezon, już pod skrzydłami kolejnego świetnego trenera Angelo Lorenzettiego, tylko potwierdzał, że w Trentino stał się zawodnikiem, na którym można opierać przyjęcie zespołu i całą grę w drugiej linii. Udowodnił, że ma szybką, dobrze ułożoną rękę i nie boi się brać na siebie odpowiedzialności w najtrudniejszych momentach.

Dwa dotychczasowe mecze podczas mistrzostw Europy pokazały jednak, że Tine Urnaut nie jest obecnie w najlepszej dyspozycji. Sam siatkarz mówi o tym otwarcie i przyznaje, że nie pokazuje pełni swoich możliwości. W spotkaniu z Rosją, kiedy dwa pierwsze sety rozstrzygały się w końcówkach, Urnaut nie kończył piłek na wagę zwycięstwa w tych partiach.

Nie widać, póki co, wielkiej pewności w jego grze. Widoczne są za to złość i rozczarowanie. Tak samo jak w całym zespole słoweńskim. Znów zdaniem FIVB nie okazali się na tyle dobrzy podczas rozgrywek zaplecza Ligi Światowej, by wstąpić do grona najlepszych zespołów. Wieloletni wysiłek jaki wszyscy włożyli w to, aby tam trafić, poszedł na marne. Dla Słoweńców i Tine Urnauta mistrzostwa Europy w Polsce będą jedyną szansą, żeby jeszcze raz coś komuś udowodnić. Ta wściekłość i żal sprawią, że meczu z Polską Tine Urnaut na pewno nie prześpi.

ZOBACZ WIDEO: Paweł Zatorski: Celowa porażka z Estonią nie wchodziła w grę

Komentarze (0)